“…łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie” (Rz 7,18)
Paweł opisuje dziś słabość, która dotyczy każdego człowieka, tajemnicę rozdartego serca, które rozpoznaje dobro, jednak często pozostaje na poziomie dobrych chęci. Wersety te nie padają w próżni. Paweł rozwija je w tej części swojego listu, w której opisuje działanie Boga w życiu człowieka, który przyjął chrzest. Cały list opiera się na fundamentalnym dla życia wiary założeniu: Ewangelia nie jest informacją o przeszłości; jest mocą Boga działającą dziś, w konkretnym czasie i w konkretnej sytuacji. Pokazując dramat człowieka, Apostoł wskazuje na rozwiązanie. Kąkol i pszenica są obecne w każdym sercu, ale jest też sposób wyjścia: Bóg i Jego miłość dostępna przez wiarę. Miłość większa od słabości i grzechu, rozlana w sercach przez Ducha Świętego. To ona wyzwala i nadaje kierunek. Pomaga rozpoznać dobro. Pobudza do działania, które jednak należy do nas.
Życie wiary jest wymagające. Zobowiązuje do nieustannego wysiłku, ascezy, odwracania serca od egoistycznych pobudek i nieustannego zwracania się ku tym wartościom, które rozpoznajemy jako najważniejsze. Wymaga działania, które jest miłością.
Jezus mówił do tłumów: «Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na zachodzie, zaraz mówicie: „Deszcz idzie”. I tak się dzieje. A gdy wiatr wieje z południa, powiadacie:
„Będzie upał”. I bywa. Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże chwili obecnej nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne?
Gdy idziesz do sprawującego władzę ze swym przeciwnikiem, staraj się w drodze dojść z nim do zgody, by cię nie zaciągnął do sędziego; a sędzia przekazałby cię dozorcy, dozorca zaś wtrąciłby cię do więzienia. Powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni pieniążek».
Dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne? Łk 12,57
Umiejętność odróżniania tego, co słuszne, od rzeczy błahych to ważna sztuka nie tylko z perspektywy życia codziennego, ale także rzeczywistości wiary. Koncentrujemy się nieraz na sprawach, na które nie mamy wpływu, a pomijamy te, za które już dawno powinniśmy się zabrać.
Sprowadzanie wiary do idei, która nie zmienia naszego życia, to niebezpieczeństwo grożące wszystkim. Jezus, próbując nas obudzić z wiecznego odkładania niezałatwionych spraw, przywołuje przykład dobrze znany nam z relacji rodzinnych. Nieraz to właśnie nasze trudne i popękane relacje prowadzą do poważnych i bolesnych konsekwencji finansowych.
Mógł być tkaczem, tak jak jego rodzice. Może nie było z tego finansowych fajerwerków, ale praca ta dawała stabilny i pewny zarobek. On jednak zdecydował, że chce być księdzem. Jakby więc na zawołanie tuż po święceniach w roku 1835 otrzymuje funkcję proboszcza w niewielkiej hiszpańskiej miejscowości. Lepiej trafić nie mógł, a tymczasem ten młody hiszpański kapłan odrzuca także i tę ofertę. Czego więc pragnie? Św. Antoni Maria Claret chce być misjonarzem. Szansę na misje w dalekich krajach przekreśla zdrowie, ale misje ludowe stają przed nim otworem. Przez 8 lat pieszo przemierza wzdłuż i wszerz całą Katalonię, odkrywając z każdym krokiem to, co jest jego prawdziwym charyzmatem, w czym może być Bożym darem dla innych – otóż potrafi mówić o wierze, nadziei i miłości jak nikt inny. Mówi nie w kościelnej łacinie ani w urzędowym hiszpańskim. On używa katalońskiego zwracając się do Katalończyków. Mówi do prostych ludzi, prostym językiem o Bożych tajemnicach. I to jak mówi. Ma taką charyzmę, że ludzie przybywają z dalekich wiosek, by posłuchać jego kazań. Nie mieszczą się w maleńkich świątyniach, więc św. Antoni Maria Claret głosi im Dobrą Nowinę na placach. Jednak równocześnie z pięknymi owocami tych misji, nad głową naszego patrona zbierają się czarne chmury – nie wszyscy chcą na swoim terenie gorliwego kapłana i monarchisty. Czasy są niespokojne, dlatego nasz dzisiejszy patron dla swojego bezpieczeństwa zostaje wysłany na Wyspy Kanaryjskie. Jeżeli miał tam zasmakować zamorskiego wypoczynku, to cały ten plan kompletnie w jego przypadku pali na panewce. Żar Bożej miłości jest w jego sercu bowiem tak duży, że nieustannie głosi kazania i konferencje, a do ojczyzny wraca z gotowym pomysłem na nowe zgromadzenie zakonne - Misjonarzy Niepokalanego Serca Maryi, zwanych popularnie klaretynami. Wobec takiej nieugiętości tego w sumie młodego, bo 40-letniego kapłana, zostaje mu zlecona misja samobójcza. Ma zostać biskupem misyjnym na Kubie, gdzie od 14 lat nieprzypadkowo brakuje hierarchy. Nieprzypadkowo, bo to trochę ziemia poza wszelką jurysdykcją. Odległa, krwawo rządzona przez kolonizatorów, pełna zdesperowanych biednych ludzi, pozbawiona niemal kapłanów, a ci którzy są dawno zapomnieli o swoim powołaniu. Prawdziwy koszmar, z którego budzi Kubańczyków co? Charyzma św. Antoniego Marii Clareta. W ciągu 6 lat swojej posługi dokona niemożliwego – przywróci dyscyplinę wśród duchowieństwa, zreformuje seminarium, założy 53 nowe parafie, będzie rozwijał rolnictwo, zakładał spółdzielcze banki, a przede wszystkim głosił Dobrą Nowinę na ludowych misjach. Żyjąc pośród swoich diecezjan udzieli sakramentu bierzmowania 300 tysiącom mieszkańców Kuby, a 9 tysiącom par pomoże stać się sakramentalnymi małżeństwami. Prawdziwa duchowa rewolucja, której nie zatrzymują 4 zamachy na jego życie, bo i tutaj, jak w Hiszpanii, nie brakuje wrogów jego gorliwości. Z uwagi na swoje bezpieczeństwo, w roku 1857 zostaje więc wezwany do kraju i mianowany osobistym spowiednikiem królowej Izabeli II. Czy zwalnia wtedy tempo swego życia? Nie. Razem z monarchinią objeżdża całe królestwo głosząc misje, popierając katolicką prasę, zakładając bractwa, pisząc pomoce dydaktyczne dla kapłanów i katechizmy dla wiernych różnych stanów. Zatrzymuje go dopiero rewolucja roku 1868, która po raz czwarty wymusza na nim wyjazd – tym razem do Francji, gdzie ostatecznie umiera rażony apopleksją 24 października 1870 roku. Św. Antoni Maria Claret, kapłan, którego życie było nieustannym biegiem po nagrodę w niebie.
Zobacz cykl audycji Radia eM:
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.