Dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne (Rz 11, 29)
Najczęściej ten fragment przywoływany jest w kontekście stosunku chrześcijan do Żydów. Choć słowo Boże nie pozostawia wątpliwości – naród wybrany przez Boga pozostaje wybrany niezależnie od tego, czy sam naród dorasta do tego wybraństwa – nadal trudno nam pogodzić się z tym, co deklaracja soborowa „Nostra aetate” stawia bardzo jasno: Kościół „karmi się korzeniem dobrej oliwki, w którą wszczepione zostały gałązki dziczki oliwnej narodów”. Jeśli jednak nadal nie potrafimy przyjąć tej „głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga”, o której mówi dziś św. Paweł, i znajdujemy tysiące argumentów, które miałyby świadczyć o tym, że dzisiejsi Żydzi nie są już spadkobiercami obietnicy zawsze wiernego Boga, to odpowiedzmy sobie na proste pytanie: czy tak samo zgodzilibyśmy się z zakwestionowaniem aktualności obietnicy, jaką Bóg dał wobec każdego z nas? Czy ktoś ma prawo zakwestionować nasze przybrane synostwo, nawet jeśli sami do niego nie dorastamy? Czy chrzest, czyniący z nas dziedziców królestwa, przestaje być ważny w momencie, gdy swoimi wyborami zaprzeczamy temu, kim w istocie jesteśmy? Nasza niewierność nie sprawia, że Bóg czuje się zwolniony z danej nam obietnicy. Tak samo niewierność części narodu wybranego nie anuluje tego, co Bóg obiecał Abrahamowi i Jakubowi i co dziś potwierdza słowami św. Pawła. „Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi! Kto bowiem poznał myśl Pana, albo kto był Jego doradcą?” (Rz 11, 33-34).
Jezus powiedział do pewnego przywódcy faryzeuszów, który Go zaprosił:
«Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych».
Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci. Łk 14,12
Jezus rysuje przed nami obraz uczty, zapowiedź Eucharystii i Kościoła. Mówi o zaproszonych na to wydarzenie, odsłaniając logikę zupełnie inną od ludzkiej. Pierwszeństwo mają ci, którzy przychodzą z pustymi rękami, z poranionymi historiami, z własną słabością i ułomnością. Nie mając nic, stają się darem dla innych. Okazją, by ktoś mógł podzielić się sobą, dać coś z serca, nie oczekując zapłaty. Tak czyni Jezus, oddając w nasze ręce swoje Ciało i swoją Krew w darze Eucharystii. Tak też przychodzi do nas przez siostrę i brata we wspólnocie Kościoła.
Gdy szedł klasztornymi korytarzami, niektórzy z jego współbraci z odrazą odwracali wzrok. Nie mieściło im się w głowie, że nieślubne dziecko, do tego Mulata, dopuszczono do ślubów zakonnych. Przecież kolor skóry tego człowieka prowokacyjnie kontrastował z bielą dominikańskiego habitu! Ci najbardziej zbulwersowani rzucali nawet za dzisiejszym patronem : "O! Idzie ten murzyński pies!". A on co? On odpowiadał wtedy z pokorą: "Tak, jestem tylko biednym mulatem, sprzedajcie mnie" i odchodził do swoich obowiązków. Obowiązków, których właśnie pokorne i skrupulatne wypełnianie sprawiło, że ten służący w zakonie od 15 roku życia młody mężczyzna, z pozycji konwersa, czyli członka wspólnoty zakonnej przeznaczonego tylko do prac fizycznych, został najpierw tercjarzem, a następnie bratem. Było to niezgodne z ówczesnym prawem zamorskiego wicekrólestwa Hiszpanii, które zabraniało potomkom Murzynów czy Indian być pełnoprawnymi członkami zakonów, jednak przełożony wspólnoty w Limie uznał, że ważniejsze od przestrzegania prawa jest miłosierdzie. I tak oto Marcin de Porres stał się dominikaninem, czego od lat gorąco pragnął, a zakon zyskał w jego osobie niezwykłego świętego. Tak niezwykłego, że zapadł w pamięci wszystkich jako św. Marcin od miłości. Szalonej wprost miłości Boga i każdego wykluczonego bliźniego.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.