Gdy głęboka cisza ogarniała wszystko, a noc w swoim biegu dosięgała połowy, wszechmocne Twe słowo z nieba, z królewskiej stolicy, jak srogi wojownik runęło pośrodku zatraconej ziemi. (Mdr 18, 14-15)
Przez głęboką ciszę przebija się dźwięk jak światło w ciemności. Do ucha docierają wtedy słabsze odgłosy, ukryte w oddali, a dotąd stłumione hałasem. Ale cisza bywa też całkiem innym typem głębi. Wówczas – zupełnie jak w pierwszej powieści tegorocznego noblisty – „czernieją nietknięte ludzką ręką ciemności, a wpadające przez szczeliny spuszczonych żaluzji smugi światła rozmywają się w nicość” (László Krasznahorkai). Być może znamy to uczucie, gdy chwile utrapienia przypominają „srogiego wojownika (…) pośrodku zatraconej ziemi”. Poetycki, lekko baśniowy fragment dzisiejszej medytacji o nocy paschalnej niesie ważną… najważniejszą obietnicę. Wytrwałość w nadziei (która, jak ujął to św. Paweł, zawieść nie może) prowadzi do światła, które nigdy nie gaśnie. Czujesz, że noc dosięga dopiero połowy. A przecież przybliża się dzień.
Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać: «W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!” Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: „Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie nachodziła mnie bez końca i nie zadręczała mnie”».
I Pan dodał: «Słuchajcie, co mówi ten niesprawiedliwy sędzia. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?»
A Bóg? Łk 18,7
Wzmianka autora biblijnego, że Jezus opowiada przypowieść, sugeruje, że nie należy przydzielać ról z tego fragmentu ani Bogu, ani nam, lecz wydobyć z niego przesłanie dotyczące Osoby Boga. On ukazuje się jako dający pełną wolność (istnieje możliwość, by nie darzyć Go respektem, jak sędzia), a zarazem nieustannie zaangażowany w życie każdego z nas („A Bóg? Czyż nie weźmie w obronę...”). Doświadczenie pomocy zależy jednak od tego, czy mamy jej potrzebę (ci, którzy przyjęli Jego wybranie – „wybrani”, wołają do Niego), od przyjęcia Go jako Osoby (czy znajdzie wiarę). Gdy damy Bogu prawo, by był sobą, i nie będziemy Go ograniczać własnym obrazem Jego, wtedy zobaczymy cuda.
Interesował się : anatomią, botaniką, chemią, embriologią, geologią, optyką, rolnictwem, zoologią. W 1250 roku uzyskał arszenik, odkrył też wykorzystane kilkaset lat później w fotografii zjawisko światłoczułości azotanu srebra. Jako pierwszy twierdził, że inne są zasady teologii, inne przyrodoznawstwa. Dlaczego inne? Bo teologia i biologia zajmują się tym samym światem, lecz z odmiennych punktów widzenia. Był zwolennikiem stosowania obserwacji i doświadczenia, które weryfikują słuszność wysuwanej teorii. Głosił rewolucyjne jak na XIII wiek poglądy z dziedziny antropologii. Wspomniał o morfologicznym podobieństwie człowieka do małpy. Opisał cechy odróżniające ludzi od zwierząt. Był najwybitniejszym biologiem od starożytności aż do XVI wieku. Był też dominikaninem. A może było na odwrót? Bo historycznie rzecz ujmując najpierw jako młodzieniec wstąpił do dominikanów, zanim pod koniec życia jego współcześni nadali mu tytuł : doctor universalis (doktor uniwersalny). Tytuł w pełni zasłużony biorąc pod uwagę, jak wielu różnym rzeczom poświęcał uwagę i na jak wielu się znał. Prawdziwy człowiek renesansu, który urodził się w średniowieczu. Jego nieprzeciętny umysł został zresztą szybko dostrzeżony nie tylko przez przełożonych i współbraci, ale także kolejnych papieży. Kościół często korzystał z wiedzy dzisiejszego patrona, ale szczęśliwie nigdy w taki sposób, by kolidowało to z jego pasją odkrywania świata. Świata stworzonego przez Boga i w najwyższym stopniu godnego tego, by poświęcać mu uwagę i go poznawać. Dzięki temu, mniej więcej 60 lat jego zakonnego życia i badań, znalazło swoje ukoronowanie w 40 tomach dzieł. Taka suma wiedzy na rok 1280, kiedy to jej autor umarł w domu zakonnym dominikanów w Kolonii. A nie powiedziałem jeszcze o kim właściwie dzisiaj mowa – o św. Albercie, który właśnie za tę swoją wszechstronność otrzymał nawet przydomek Wielki. A teraz pytanie : czy wiecie państwo komu św. Albert Wielki swoją naukową pracą utorował drogę na szczyt naukowej kariery? O kim podobno powiedział : "Nazywamy go niemym wołem, ale on jeszcze przez swoją naukę tak zaryczy, że usłyszy go cały świat"? Tak. Nie byłoby św. Tomasza z Akwinu, nie byłoby jego sumy teologicznej, gdyby wcześniej św. Albert Wielki nie otworzył przed nim horyzontów wiedzy.
Zobacz cykl audycji Radia eM:
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.