Źródło jego światła podobne do kamienia drogocennego, jakby do jaspisu o przejrzystości kryształu. (Ap 21, 11)
W 21. rozdziale Apokalipsy czytam opowieści równoległe – o pięknie i o Kościele. Widok roztacza się z góry. Wspaniałe kamienie szlachetne odbijają nie dające się opisać w słowach światło. Jaspis ma przejrzystość kryształu. Trzcina mieni się złotem. „Piękno porywa człowieka i unosi w górę” – pisał w innym kontekście ks. Tischner. Trzeba tylko (albo prędzej aż) dać się pięknu porwać, zachwycić się nim. „Wzlecieć w górę znaczy nie tylko widzieć szerzej i głębiej, ale przede wszystkim widzieć to, co najważniejsze” – zwraca mi jeszcze uwagę filozof z Podhala. Zaraz potem wracam do tekstu św. Jana. W dalszej jego części znajduje się opis warstw fundamentu Świętego Miasta. Pierwszą warstwę – podobnie jak mury – tworzy jaspis. Autor księgi mówi o imionach dwunastu Apostołów. Pewnie stąd w kolegiacie św. Anny w Krakowie wizerunkowi Piotra przypisano właśnie jaspis – kamień najwyższy a zarazem najniższy, ponieważ stanowi podwaliny. Dwa zadania na dziś: Spojrzeć z góry, czyli zobaczyć na nowo wspólnotę zbudowaną na kamieniach, które nie świecą własnym światłem, a odbijają Bożą chwałę. Rozpalić wiarę w to, że opowieść o pięknie i Oblubienicy (czyt. Kościele) to nie dwie równoległe, a wciąż jedna i ta sama opowieść.