Potem my, żywi, tak pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób na zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami.
To nie jest tanie pocieszenie z serii "nie martw się, będzie dobrze". Najczęściej dobrze nie będzie. W wymiarze tu i teraz. Tyle że ten wymiar nie interesuje dziś apostoła. Jest wręcz coś zuchwałego - po ludzku patrząc - w tym beztroskim przejściu autora Listu do porządku dziennego, a raczej wiecznego, nad wszystkimi realnymi nieszczęściami, które nadejdą. Ile jest w naszym głoszeniu w Kościele skupienia na zagrożeniach, walkach, które mamy podjąć, nieszczęściach, które w nas uderzają? A ile jest tej "beztroski" nowych ludzi, którzy nie mdleją ze strachu, gdy "to wszystko dziać się zacznie"?