O Panie, mój Boże, jak będę mógł się upewnić, że otrzymam go na własność? (Rdz 15, 8)
Nie miał właściwie podstaw, by zaufać. Bóg złożył mu obietnicę, ale minęło wiele lat i... nic się nie działo. Zwątpienie, pytania, niepewność odzywały się w jego sercu coraz silniejszym głosem. Bóg ponownie złożył mu obietnicę. I co? Miał łatwo uwierzyć, że wreszcie się wypełni, choć jego życie zmierzało ku zmierzchowi?
A jednak uwierzył. Nie tak od razu. Łączyła go z Bogiem silna więź, miał więc w sobie taką odwagę, by zadawać Mu pytania, by mówić: "Nie wierzę Ci! Udowodnij!". W swojej bezsile, zawiedzionych nadziejach, w ogarniającym go lęku i głębokich ciemnościach - zaufał od nowa.
Tak zawiera się przymierze z Najwyższym. Pośród ciemności, w trwodze życia docierającego do kresu, w pragnieniach, które miały się nigdy nie wypełnić, rozpłomienia się ogień niby gorejąca pochodnia wiary. Bo Bóg nie łamie obietnic danych przyjacielowi.
Spójrz na niebo, Abramie, i policz gwiazdy. Nadszedł czas na spełnienie obietnicy Pana.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców.
Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, zostaje wycięte i wrzucone w ogień. A więc: poznacie ich po ich owocach».
Ewangelia z komentarzem. Jak rozpoznać fałszywego proroka?Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Mt 7,18
Jak rozpoznać fałszywego proroka? Ewangelia opisuje, że taki człowiek lubi opowiadać o „dobru”, które czyni na szeroką skalę. Obiecuje wielkie rzeczy, które tylko dzięki niemu mogą się dokonać. „Ja” jest najczęściej powtarzanym przez niego słowem. Jak nie dać się uwieść takiej postawie? Ludowe powiedzenie mówi, że pycha ma jedną nogę, przez co po czasie się łamie. To znaczy, że rzeczywistość,
jaką przedstawiają fałszywi prorocy, prędzej czy później zaczyna się chwiać. Warto być czujnym i nie dać się wciągnąć w manipulację fałszu. Dobre drzewo przynosi dobro, złe – ułudę i chwilowe poczucie sukcesu.
Kto pod koniec czerwca nie marzy już o wakacyjnej ciszy i spokoju? Jedni mają nadzieje znaleźć to nad morzem, inni na jeziorach lub w lesie. A dzisiejszy patron ciszy i spokoju szukał na wysokości 1270 metrów na zboczu Montevergine, gdzie zbudował sobie nawet stosowną pustelnię. Dlaczego wybrał akurat "Górę Maryi" w południowych Włoszech? Bo w XI wieku ludzie nie mieli zwyczaju żyć w takich miejscach, co zwiększało szansę na ów wymarzony stan odosobnienia. Poza tym bohater naszej dzisiejszej historii został do tego kroku zachęcony przez innego świętego. Spotkali się w pobliżu Brindisi, gdy nasz patron czekał właśnie na statek. Dokąd? Po odwiedzeniu grobu św. Jakuba Apostoła w Compostelli i po nawiedzeniu miejsc świętych we Włoszech zamierzał udać się do Ziemi Świętej. Od 15 roku życia był w końcu zakonnikiem i pątnikiem, cóż więc miałby robić innego? Otóż właśnie ta inna propozycja na drogę do nieba, pojawiła się wraz ze spotkaniem św. Jana z Matera. Po cóż masz chodzić po całym świecie szukając tego, co już masz na wyciągnięcie ręki? – tak mógł mu powiedzieć ów założyciel klasztoru św. Jakuba koło Ginossy, który sam wiele lat pielgrzymował zanim znalazł ukojenie we wspólnocie eremitów. Chcesz znaleźć sens życia, to zatop się w ciszy, modlitwie i ascezie. Ta rada mocno utkwiła w głowie, a przede wszystkim w sercu, dzisiejszego patrona. To dzięki niej zaczął wieść życie pustelnicze na Montevergine. Wystarczył jednak rok, by owa samotność pośród surowej przyrody została zakłócona przez naśladowców. Któż bowiem nie chciałby iść śladem zakonnika, który pojawia się z wilkiem u swojego boku, niemal nic nie mówi i zamieszkuje dzikie górskie okolice. Gdy tych naśladowców było dość dużo, nasz eremita zbudował dla nich kościółek, ułożył regułę i odszedł szukać kolejnego miejsca swojego odosobnienia. Gdy je jednak odnalazł, bardzo szybko dopadała go sława jego świętości i trzeba było znowu tworzyć wspólnotę złożoną z uczniów. Gdy historia powtórzyła się siedem razy, nasz patron dał w końcu za wygraną. Doszedł być może do wniosku, że to nie jemu, ale ludziom wokół niego pisana jest cisza i kontemplacja. A on? On ma, na wzór Jezusa, stać się dla nich drogą, na której ów upragniony stan osiągną. W końcu pożegnał ziemię dla nieba 24 czerwca 1142 roku, na rękach swoich uczniów. Ponieważ jednak 24 czerwca przypada uroczystość św. Jana Chrzciciela, Kościół przesunął wspomnienie dzisiejszego patrona na 25 czerwca. Czy wiecie państwo o kogo chodzi? O św. Wilhelma z Vercelli, gdzie się urodził, lub z Montevergine, gdzie po dziś dzień znaleźć możemy jego duchowych synów – wilhelmianów.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.