Nie mówię tego, aby wam wydawać rozkazy, lecz aby wskazując na gorliwość innych, wypróbować waszą miłość (2 Kor 8,8)
Życie osoby wierzącej w Jezusa nie polega tylko na wypełnianiu nakazanych uczynków. To zaproszenie do głębokiej przemiany - by stało się widoczne, że jesteśmy stworzeni na Boży obraz i podobieństwo i aby tu na ziemi reprezentować Boga. Dlatego życie wiarą nie powinno ograniczać się jedynie do niedzielnego świętowania, ale być aktywne każdego dnia. Dzięki codziennej, bliskiej relacji z Bogiem możemy obfitować w każdej przestrzeni naszego życia - w sposobie myślenia i wypowiadania się, w cnotach charakteru, rozwoju duchowym, a także w życzliwości wobec innych. Zadaniem chrześcijan jest zachęcać siebie nawzajem, wspierać i podnosić w wyzwaniach ludzkiego życia. Jezus dał nam przykład, jak kochać grzesznika. Obiecał też: Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali (J 13,35). Oby chrześcijanie naprawdę stali się dla świata wzorem miłości wobec bliźnich.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził.
A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?
Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski».
Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują. Mt 5,44
Miłość nieprzyjaciół to najbardziej wymagające wezwanie Jezusa, bo dotyka rdzenia naszego serca – tam, gdzie rodzi się niechęć, uraza, chęć odwetu. Jezus nie mówi: „nie czuj złości”, ale: „odpowiedz miłością mimo zranień”. To miłość, która nie opiera się na sympatii, lecz na decyzji, by patrzeć na drugiego tak jak Ojciec patrzy na nas – z cierpliwością i nadzieją. Ta postawa nie jest łatwa, ale staje się możliwa dzięki łasce. Nie chodzi o to, by kochać wbrew sobie, ale by pozwolić, by Duch Święty przemieniał nasze serce. Wtedy nawet nieprzyjaciel staje się okazją do świadectwa, że miłość Chrystusa nie ma granic.
To jedna z najciekawszych postaci, jakie wydał polski Kościół. Osoba świecka, która założyła zgromadzenie albertynów. Uczeń petersburskiego Korpusu Kadetów, który wziął udział w powstaniu styczniowym i w wyniku odniesionych ran stracił nogę. Artysta malarz, który tak długo szukał sensu życia i Boga, aż znalazł go w bezdomnych mieszkających w Krakowie. Mowa oczywiście o Adamie Hilarym Bernardzie Chmielowskim, który wraz z wybraniem drogi radykalnego braterstwa z wykluczonymi stał się po prostu bratem Albertem i zamieszkał z bezdomnymi, alkoholikami i nędzarzami w ogrzewalni miejskiej przy ul. Skawińskiej na krakowskim Kazimierzu. Jak doszło do tej przemiany? Z całą pewnością był to proces, który najlepiej można zaobserwować w listach, jakie całe swoje życie Brat Albert Chmielowski wysyłał swoim bliskim. „Imieniny i wilia bardzo cicho przeszły; (…) wieczór piliśmy w kilku wino i jedli orzechy, i daktyle (…) sztuka na bardzo nudnych ludzi wykierowywa swych adeptów" tak pisał jeszcze w roku 1870, jako student malarstwa. Po kilku latach pyta jednak „Czy sztuce służąc, Bogu też służyć można? (…) Ja myślę, że służyć sztuce, to zawsze wyjdzie na bałwochwalstwo, chybaby jak Fra Angelico sztukę i talent, i myśli Bogu ku chwale poświęcić." Te natchnienia pchają Adama Chmielowskiego do nowicjatu jezuitów, skąd pisze z żarem: "Kościół katolicki to nie budynek z lichymi najczęściej obrazami, w którym się często modlą fałszywe dewotki, (…) gdzie znaleźć też można złych i głupich księży, ale Kościół to jest sukcesja nieprzerwana świętych: ludzi, czynów i zasad, która łączy w jedną całość mnóstwo ludzi (…) To jest Kościół katolicki, święte ciało, choć w nim dużo członków chorych albo umarłych”. Co prawda u jezuitów nie zagrzewa długo miejsca, ale coraz intensywniej szukając Boga, autor tych słów trafi w końcu do ogrzewalni dla bezdomnych. To wtedy w jego listach pojawią się takie słowa: „Miewamy tu niekiedy położenie pozornie bez wyjścia – i to bardzo często, jednak jakoś żyjemy i bracia i ubodzy. W trudnych razach uciekamy się do św. Józefa z prośbą o nasze potrzeby i zawsze jesteśmy poratowani. (…) Sługa Boży ma być zawsze wesoły i spokojny, bo wie, że nad nim Opieka Boska, której was wszystkich polecam. Albert”. Dokładniej Brat Albert Chmielowski, dzisiejszy święty.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.