W pierwszą niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego obchodzimy w Kościele uroczystość Najświętszej Trójcy. Liturgia słowa ma pokazać naukę o Trójcy jako zakorzenioną w Piśmie Świętym. Stary Testament nie znał jednak ani Syna, ani Ducha Świętego. Znaleźć w nim można za to pewne intuicje, że Bóg, Pan nieba i ziemi, „jest jedyny, ale nie jakby samotny” – jak czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego; że jest „współistotną Trójcą”. Wybrany na pierwsze czytanie tej uroczystości fragment z Księgi Przysłów wyraża jedną z takich starotestamentalnych intuicji. Jest to część dłuższego wywodu, w którym mądrość, na potrzeby narracji tej księgi spersonifikowana, przedstawia samą siebie. Zdaniem biblistów zabieg ten utorował drogę do przedstawienia parę wieków później przez ewangelistę Jana Jezusa jako Logosu – Boskiego Słowa (porządkującą zasadę), które dla naszego zbawienia „stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”. Warto jednak czytać ów tekst z Księgi Przysłów także bez tego „trynitarnego” odniesienia, bo niesie ważne przesłanie.
Wskazuje mianowicie na prawdę, że Bóg jest mądry. Nieweryfikowalne? Wręcz przeciwnie! Tekst ten przypomina, że Bożą mądrość możemy odkryć, patrząc na stworzony przez Boga świat. Bo Mądrość była z Nim, „gdy kreślił sklepienie nad bezmiarem wód; gdy w górze utwierdzał obłoki, gdy źródła wielkiej Otchłani umacniał”. Właśnie obserwując mądrze urządzony świat, odkrywamy, że niezwykle mądry musi być Ten, kto go tak urządził.
Jest pewnym paradoksem naszych czasów, że poznając coraz lepiej otaczającą nas rzeczywistość, odkrywając sprawy, o których jeszcze kilkaset lat temu ludzie mogli tylko śnić, nie kojarzymy tego z Bożą mądrością, lecz naiwnie powtarzamy, że to wszystko „samo się zrobiło”. Przyroda nie zna procesu wyłaniania się czegoś z niczego. Nie zna też praw nią rządzących, które powstałyby z niczego. Owo doskonałe dobranie różnorakich wielkości, proporcji w świecie szeroko rozumianych fizyki i biologii wskazuje na to, że stoi za tym Mądrość, Logos; że stoi za tym Stwórca. Zamiast się pysznić rozumem, człowiek powinien raczej przed Nim klęknąć.
1. Dlaczego ten fragment czytamy w Niedzielę Trójcy Świętej? Bo mowa w nim jest o Bogu, o Jezusie i o Duchu Świętym. Nie sposób ogarnąć tajemnicy Boga jednego w trzech Osobach. „Uwierz, abyś zrozumiał” – podpowiada św. Augustyn. Biblia nie rozwodzi się na temat istoty Boga samego w sobie, ale ukazuje Go w akcji, jako działającego w historii, wychodzącego na spotkanie człowieka. W naszej relacji do Boga pierwszeństwo również przypada nie rozumowej refleksji, ale osobistemu doświadczeniu zbawienia, czyli napełnienia łaską przebaczenia, dotknięcia miłością Bożą. Słowo „Bóg” weszło do ludzkiego języka najpierw w modlitwie, kiedy człowiek u zarania świadomości religijnej zwrócił się do Boga. Refleksja o Bogu przyszła znacznie później.
2. Dostępujemy pokoju z Bogiem dzięki Chrystusowi. Paweł zapewne ma tu na myśli hebrajskie słowo szalom. A to nie tylko brak wrogości, ale stan przymierza, błogosławieństwa. Grzech jest wejściem w konflikt z Bogiem. Nasze usprawiedliwienie, czyli przywrócenie sprawiedliwości i pokoju, dokonuje się dzięki łasce Boga, która przyszła do nas przez Jezusa Chrystusa. Pokój jest jak most zawieszony na dwóch podporach. Jedną jest Jezus, czyli wcielony Syn Ojca, który staje się naszym wiekuistym Bratem. Drugą podporą jest nasza wiara. Po tym moście idzie ku nam Boży pokój, a my podążamy ku Bogu nad przepaścią grzechu i śmierci.
3. Paweł przekonuje, że nasza droga wiary powinna liczyć się z trudnościami, ale „ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość – wypróbowaną cnotę, wypróbowana zaś cnota – nadzieję”. Wytrwałość – gr. hypomone – oznacza trwanie przy dobru w obliczu próby, cierpienia. Chodzi o pewien rodzaj stałości, cierpliwości, męstwa. Nadzieja wiąże się ściśle z tym wewnętrznym hartem ducha. Tam, gdzie jest wierność, trwa nadzieja. Ale też to właśnie nadzieja umacnia w człowieku zdolność do zaakceptowania cierpienia.
4. „A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany”. Nie wiadomo, czy wyrażenie „miłość Boża” odnosi się do miłości Boga do nas czy raczej naszej do Boga. Być może jest tak, że Duch Święty spaja oba te sensy. Wszak bywa nazywany Vinculum amoris, czyli „Więzią miłości”. Duch jest miłością między Ojcem i Synem. Duch Święty dokonuje uświęcenia człowieka przez wiązanie nas z Bogiem. To, czego Jezus dokonał w sposób widzialny i jednorazowy przez krzyż i zmartwychwstanie, Duch Święty kontynuuje w sposób niewidzialny. Miłość Boża, wypływająca jak krew i woda z boku Chrystusowego, płynie dalej i dociera do ludzi. Zostajemy wciągnięci w to, co się dzieje między Ojcem i Synem. W ich wzajemną Miłość. Duch Święty łączy nas przez Chrystusa z Bogiem Ojcem. Nadzieja jest siostrą miłości. Im więcej w nas miłości Bożej i naszej miłości do Boga, tym mocniejsza jest nasza nadzieja. Brzmi może nieco nazbyt skomplikowanie. Ale jak powiada Pascal, „to, co niepojęte, nie jest przez to mniej rzeczywiste”.
Apostołowie nie rozumieli tego, co Jezus do nich mówił. Rozumieli tylko to, że zostali powołani do spełnienia pewnej misji, lecz przygniatała ich świadomość swej małości i niekompetencji. Odczuwali więc zniechęcenie, nie wiedząc, jak mają sobie z tym poradzić. Myśl o tym, że Boski Mistrz chce ich opuścić, przygniatała ich. Co mają ogłosić światu? Doktryna, którą jako tako opanowali, wydawała się powszechnie niezrozumiała i mało atrakcyjna, czasem wręcz przestarzała. Ich umysły były zmącone, poszukiwały wsparcia w innych modnych środkach przekazu i dyscyplinach. Dlatego Jezus im powiedział: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie”, obiecując im Ducha Prawdy, który im da dostęp do największej tajemnicy na świecie – Trójcy Świętej. Mówił o Duchu Świętym: „Z mojego weźmie i wam objawi”, a także „wszystko, co ma Ojciec, jest moje”.
Jezus wgłębiał się w ich niespokojne myśli: Chcesz wiedzieć, co masz powiedzieć ludziom i zamartwiasz się swoją misją? Nie bój się. Obecnie jeszcze nie ogarniasz mnie, ale poślę ci Ducha Świętego. On powie ci to wszystko, co zaczerpnie bezpośrednio z Mego serca. Ogłosi ci też to, co ma się wydarzyć, dając ci zdolność proroctwa. W ten sposób będziesz pewien tego, co widziałeś i słyszałeś. Duch Święty uwielbi Mnie w tobie, da ci światło, abyś wiedział, jak pokazać Mnie światu. Duch Święty pochodzi ode Mnie i otrzymuje ode Mnie wraz z Boską naturą także Bożą mądrość, aby cię pouczać. Już wcześniej powiedziałem ci, że On pochodzi od Ojca. Teraz dodaję, że On pochodzi także ode Mnie, ponieważ wszystko, co Ojciec ma, jest moje. Będzie Mnie więc uwielbiał nie tylko za to, czego dokonałem jako człowiek, ale uwielbi Mnie także jako Boga. Da ci jasno do zrozumienia, że jesteś dzięki Mnie w rękach Bożych i że Kościół, do którego należysz, ma Boską misję.
Nie popadajmy w zniechęcenie, gdy widzimy Kościół pogrążony w najcięższych próbach, ale zdajmy się całkowicie na Boga – On wszystko przemieni na swój sposób i ostatecznie czeka na nas niebo, gdzie każdy szczegół jest zaprojektowany w zgodzie z Jego najgłębszą naturą. Teraz cierpimy z powodu niesprawiedliwości świata, spotykają nas pogarda i upokorzenia, źle znosimy to, że ten świat jest złożony z samych kontrastów. Kiedyś kontrasty miną i zostanie tylko miłość. Jeśli mamy wiarę w Boga, możemy być pewni ostatecznego wyniku tej walki. A to sprawia, że idziemy naprzód z odwagą i pokojem.
Duch Święty zstąpił na apostołów, nauczał ich całej prawdy i uwielbił Jezusa Chrystusa tym podziwu godnym życiem, jakie prowadzi Kościół. Nie zakończył jeszcze swego dzieła i nadal wylewa się na Kościół. Zesłanie Ducha Świętego będzie się wciąż odnawiać w Kościele. Duch Święty zgromi ludzi za wieki niewiary i powszechnego odstępstwa nowym światłem wiecznej prawdy, sprawiając, że niewierzący przyznają się do swojej głupoty i bezbożności. W Kościele pojawią się nowi przewodnicy i prorocy, oświeceni szczególnymi darami, którzy napełnią radosną wiarą serca tych, którzy przebudzili się dla Boga.
Św. Bernard z Aosty
brewiarz.pl
Lato tuż, tuż – jednym słowem : czas planować wakacyjne wyprawy! Na przykład w góry. Co prawda góry, szczególnie te wyższe, wydają się często niedostępne i przez to niebezpieczne, ale w końcu od kiedy mamy górskich ratowników, nawet takie wyzwania nie są nam straszne, prawda? A propos czy wiecie państwo od kiedy właściwie mamy ratownictwo górskie? Od czasów dzisiejszego patrona. Czyli od XI wieku. Ciekawa sprawa zresztą z tym człowiekiem, bo już miejsce jego urodzenia mocno dzieli historyków. Jedni uważają, że jest francuskim szlachcicem z Sabaudii inni, że włoskim z Aosty. Cóż, człowiek sukcesu ma, jak się okazuje, wielu ojców. Pewnym jest natomiast, że był krewnym burgundzkiej królowej Ermengardy, że po studiach w Paryżu przybył do doliny Aosty w diecezji Novara, i że stał się tam drugą po biskupie osobą. Jednak nie z powodu tych wszystkich zasług, urzędów i koneksji jest dzisiaj wspominany w Kościele i wzywany przez przerażonych amatorów górskich wycieczek, gdy przychodzi załamanie pogody. Otóż, opus magnum Bernarda była jego działalność charytatywna skierowana do mieszkających w dolinie Aosty górali oraz przemierzających Alpy pielgrzymów. Ponieważ góry w tym miejscu są wyjątkowo wysokie i niezmiennie od wieków zbierały śmiertelne żniwo pośród podróżujących Bernard postanowił na górskich przełęczach wybudować domy. W domach mieli mieszkać zakonnicy, ale nie miały być to klasztory, tylko schroniska. Miejsca, gdzie pielgrzymi i podróżni mogli właśnie znaleźć schronienie w obliczu nieubłaganej potęgi natury : wiatru, deszczu, śniegu, burzy z piorunami czy zwyczajnego zmęczenia górską wspinaczką lub strachu przed zapadającą ciemnością. Mieszkający w schroniskach zakonnicy nie tylko otaczali wędrowców opieką, ale w razie potrzeby szukali zaginionych. W tym ostatnim zadaniu pomagały im specjalnie szkolone psy, nazwane od inicjatora całego tego przedsięwzięcia bernardynami. Zresztą i przełęcze na których powstały schroniska doczekały się stosownej nazwy : Wielka i Mała Przełęcz Świętego Bernarda. Wiosną 1081 roku dzisiejszy patron opuścił Aostę i udał się do Pawii, by jako archidiakon podjąć się mediacji między cesarzem Henrykiem IV, a papieżem Grzegorzem VII. W drodze powrotnej 15 czerwca 1081 roku zmarł w Novara, a jego szczątki pochowano w tamtejszej katedrze. Nie jest jednak dzisiejszy patron wspominany jako św. Bernard z Novara. Ma trzy inne przydomki. Znacie je państwo? Otóż ten patron alpinistów, turystów, narciarzy i ratowników górskich wspominany jest jako św. Bernard z Menthon we Francji, gdzie się podobno urodził, św. Bernard z Aosty, gdzie był archidiakonem, lub św. Bernard z Mont-Joux, w pobliżu którego zbudował swoje schroniska.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.