Obietnica Jezusa się spełniła: Duch Prawdy, Pocieszyciel (Paraklet) zstąpił na uczniów. Zebrani w Wieczerniku usłyszeli jakby uderzenie gwałtownego wiatru, zobaczyli nad sobą języki jakby z ognia i, co chyba najbardziej zaskakujące, zaczęli mówić językami, których wcześniej nie znali. To nie był bełkot pijanych – jak drwili niektórzy. Przybyli z różnych zakątków ówczesnego świata „pobożni Żydzi” rozpoznawali w tych dziwnych słowach swoje ojczyste języki. A za chwilę Piotr, którego, znając Ewangelie, raczej nie podejrzewalibyśmy o jakąś wielką elokwencję, zacznie przemawiać do zgromadzonych, przekonując, że właśnie spełniają się słowa proroków. I że ten Jezus, którego Żydzi ukrzyżowali, został przez Boga ustanowiony Panem i Mesjaszem.
Warto zwrócić na to uwagę: przyjście Ducha Świętego związane było nie tylko z czymś, czego można doświadczyć za pomocą zmysłów – uderzenie wiatru, języki ognia – ale z jakąś wewnętrzną przemianą tych, na których zstąpił – posiedli umiejętności, których wcześniej nie mieli. Nie w tym, co widzieli i słyszeli, ale na sobie samych doświadczyli Jego mocy. To o tyle ważne, że kiedy pytamy o działanie Ducha Świętego dziś, niekoniecznie powinniśmy szukać czegoś, co spektakularne. Raczej może On działać, przemieniając człowieka; dając mu umiejętności, zdolności, których wcześniej nie miał. I pomysły, na które sam by nie wpadł.
Ta przytoczona w liturgii scena przypomina nam, że nie my jesteśmy tymi, którzy mogą przyciągnąć ludzi do Chrystusa, ale Duch Święty. Bez Jego „tchnienia wśród stworzenia jeno cierń i nędze”; to On „nagina, co harde”, „rozgrzewa serca twarde” i „prowadzi zabłąkane” – jak śpiewamy w sekwencji do Ducha Świętego. My, nasze działania bez Jego wsparcia to jak rzucanie grochem o ścianę: nie pozostanie po nich w sercu bliźniego żaden ślad. Gdy On zaczyna działać, nasza nawet najmniejsza, najlichsza aktywność może przynieść głęboką przemianę. I niemożliwe staje się możliwe.
1. Termin „ciało” ma w Biblii kilka znaczeń. W naszym fragmencie Listu do Rzymian św. Paweł pod pojęciem „ciało” rozumie ten aspekt człowieczeństwa, który sprzeciwia się Bogu. Walka między tym, co duchowe, i tym, co cielesne, rozgrywa się w obszarze ludzkiej wolności, czyli w przestrzeni duchowej. Metaforycznie mówiąc – w ludzkim sercu. Trzeba to mocno podkreślić, ponieważ Paweł bywa posądzany o pogardę wobec ciała i przeakcentowanie ducha kosztem ciała. Tymczasem istotą bycia człowiekiem jest jedność duszy i ciała. Zarówno dusza, jak i ciało pochodzą od Boga. Istotą zbawienia nie jest wyzwolenie człowieka z niewoli ciała, ale ocalenie i duszy, i ciała. Moralne zwycięstwo nie oznacza więc odrzucenia cielesności, ale odnalezienie harmonii między ciałem a duchem.
2. Napięcie między materią a duchem w człowieku oczywiście istnieje. Skąd ono się bierze? Jan Paweł II uczy, że „chodzi o ten układ sił, jaki wytworzył się w człowieku wraz z grzechem (pierworodnym). (…) W tym układzie »ciało« przeciwstawia się »duchowi« wewnątrz człowieka i łatwo bierze nad nim górę”. Człowiek sam sobie nie poradzi z tym wewnętrznym rozbiciem. Potrzebuje ratunku z zewnątrz, czyli zbawienia. Przynosi je Jezus, wcielony Syn Boży, który przez krzyż i zmartwychwstanie „naprawił” człowieka. Aby ta „naprawa” dokonała się na poziomie pojedynczego człowieka, konieczne jest wpuszczenie do serca „nosiciela” tej zbawczej interwencji. Tym „nosicielem” jest Duch Święty, który może nas wewnętrznie posklejać, a ostatecznie przeprowadzi nas kiedyś przez śmierć do zmartwychwstania, czyli osiągnięcia nowej formy cielesności przenikniętej energią ducha.
3. Duch Święty jest jak wielki „dystrybutor” zbawczej miłości, którą objawiał Jezus. To, co Jezus wywalczył dla ludzkości, czyli pokonanie grzechu i śmierci, Duch Święty rozprowadza na poziomie pojedynczego człowieka. Duch nie tylko daje nam siłę do pokonania „ciała”, ale czyni nas synami i córkami Bożymi, braćmi i siostrami Chrystusa, Syna Bożego. Jesteśmy dziećmi Boga i dziedzicami Jego bogactwa. Jeśli mówimy do Boga „Ojcze”, to czynimy to razem z Jego Synem i zarazem z natchnienia Ducha Świętego.
4. Życie chrześcijańskie nie jest tylko naszym wysiłkiem duchowym czy moralnym; jest wpuszczaniem Ducha Świętego głębiej w serce. To On pozwala uśmiercać nam grzeszne, egoistyczne, redukujące człowieka do materii, popędy ciała. Życie wedle Ducha polega na tym, aby Bóg prowadził nas po swoich drogach. Ciało staje się wtedy narzędziem dla ducha, dla miłości, dla obdarowywania innych, a nie ich wykorzystywania. Duch Święty daje czystość serca i wolność. Jako wolni synowie i córki Boga nie popadamy w niewolę namiętności. Nie znaczy to, że żyjemy beznamiętnie. Przeciwnie, wszystkie energie ludzkiego ciała i ducha zostają podporządkowane pięknej miłości. Kochamy tak, jak Jezus nas umiłował.
Gdy Paweł w swej podróży apostolskiej dotarł do Efezu, znalazł tam grupę wierzących chrześcijan i zapytał ich o to, czy „otrzymali Ducha Świętego, gdy przyjmowali wiarę”. W odpowiedzi usłyszał: „Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty”. Dziś apostoł pewnie w połowie naszych katolickich zagród spotkałby się z podobną odpowiedzią. To pokazuje, jak wysoko postawił poprzeczkę ludzkich oczekiwań Pan Jezus, obiecując swym uczniom „innego Parakleta”, Ducha Świętego, który ich „wszystkiego nauczy” i „o wszystkim przypomni”. Stawka obiecana nam przez Chrystusa przewyższa wszystkie wyobrażenia tego, jaki pułap może osiągnąć wraz z Nim nasze życie. Nie wiedząc tego, ani nie dając się porwać przez Niego w górę, możemy przypominać ludzi, którym trafiła się działka z rozległymi złożami ropy naftowej. Ale oni prowadzą życie nędzarzy, choć mogliby stać się szejkami. Nikt im nie powiedział, po jak wielkim bogactwie depczą każdego dnia. A wystarczy się wwiercić w głąb i sięgnąć do potężnych źródeł. Dziś Europejczycy przypominają żebraków, którzy zapomnieli o duchowych bogactwach, jakimi żyli dawniej liczni święci na ich terenach. Jakby zapomnieli kodu dostępu do podarowanego im niegdyś raju.
Można wyróżnić trzy poziomy, na których człowiek prowadzi swoje życie. Na poziomie zmysłów dba się o ciało i zaspokaja cielesne przyjemności. Człowieka zajmuje to, co spożywa, ile zarabia i jak ma się poruszać po świecie, by zapewnić sobie zdrowie i dobre samopoczucie. Na wyższym „piętrze”, czyli na poziomie rozumu, człowiek prowadzi dobre, pogańskie życie, z entuzjazmem praktykując swe naturalne cnoty. Z natchnienia rozumu stara się być tolerancyjny i otwarty, pomaga potrzebującym i wspiera działania społeczeństwa, do którego należy, ale nie wierzy w istnienie Wiedzy wyższej od tej, którą sam posiada, i Mocy większej od tej, której sam doświadcza. Nic ponad to, czego doczyta się we własnych biuletynach naukowych bądź dowie się z prognoz rozwojowych na przyszłość. Kiedy osobę mieszkającą na drugim, racjonalnym piętrze zaprosimy piętro wyżej – głosząc jej miłość Pana Jezusa i odsłaniając przed nią horyzont chrześcijańskiej nadziei – zdarza się, że wyśmieje nas bądź przejdzie obojętnie, wzruszając ramionami, obok tego, co my nazywamy nadprzyrodzonym porządkiem istnienia, drogą do nieba. Ci ludzie nie chcą wejść na poziom trzeci, a czasami wprost go negują.
Dwie małe kijanki dyskutowały o możliwości istnienia królestwa wyższego niż ich własne. W końcu jedna powiedziała do drugiej: – Chyba wystawię głowę nad wodę, aby zobaczyć, jak wygląda reszta świata. – Nie bądź głupia – odpowiedziała druga kijanka. – Nie próbuj mi wmawiać, że na świecie istnieje coś oprócz wody! Nawrócenie jest darem od Boga, przypływem nowych sił, przeniknięciem ducha człowieka przez Ducha Bożego i zwróceniem całej osobowości ku Chrystusowi. On sam nas zapewnił, że skoro Go tylko pokochamy, przyjdzie do nas i w nas zamieszka.
Mała dziewczynka, najmłodsza córka Ludwika Węgierskiego, która w wyniku politycznych rozgrywek zostaje koronowana po jego śmierci na króla Polski? Drobna 12-latka stająca na ślubnym kobiercu z trzykrotnie starszym od niej Władysławem Jagiełłą, Wielkim Księciem Litwy? To wszystko tylko w połowie prawdziwe obrazy. Bo drugą połowę swojego krótkiego życia św. Jadwiga przeżyła tak, że stanowczo wyszła poza ramy swojej epoki, czego dowodem jest pośmiertny łaciński wiersz anonimowego autora, zaczynający się od słów: „Polaków gwiazda, Jadwiga, tutaj spoczywa”. Czytamy w nim o tym, jak niezwykle wykształconą była kobietą, która swoje królewskie klejnoty przekazała na rozwój Akademii Krakowskiej; jak doskonale rozumiała sprawy polityczne, zgadzając się na małżeństwo, będące w istocie przypieczętowaniem unii z Litwą; jak mocne było jej przywiązanie do Kościoła, czemu dała wyraz w modlitwie, ascezie, licznych dziełach charytatywnych, że o chrystianizacji Litwy nie wspomnimy. A gdyby to wszystko było wciąż jeszcze zbyt mało osiągnięć jak na 25-letnią władczynię, to autor wiersza przypomina jeszcze powszechny żal po śmierci Jadwigi i modlitwy ludu kierowane przez nią do Boga. Modlitwy, które ostatecznie sprawiły, że została ona po 600 latach wyniesiona do chwały ołtarzy.
Zobacz cykl audycji Radia eM:
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.