Słowa Najważniejsze

Niedziela 4 maja 2025

Czytania »

Andrzej Macura W I czytaniu

|

04.05.2025 00:00 GN 18/2025 Otwarte

Kto ci da więcej?

Kolejna niedziela wielkanocna i kolejna opowieść z Dziejów Apostolskich o życiu pierwszej wspólnoty chrześcijan w Jerozolimie. To było wielkie poruszenie. Apostołowie – jak słyszeliśmy przed tygodniem – czynili wiele znaków i cudów. Entuzjazm nie był jednak powszechny. Nie podzielały go między innymi – jak słyszymy w czytanym tej niedzieli fragmencie – „czynniki oficjalne”, czyli arcykapłan i jego otoczenie, najczęściej niżsi rangą kapłani. Należeli oni – jak wyjaśnia św. Łukasz – do stronnictwa saduceuszów. Ci nie wierzyli nie tylko w zmartwychwstanie Jezusa, ale – w przeciwieństwie do faryzeuszów – w ogóle w możliwość życia po śmierci. Jednak nie przekonania religijne były powodem, dla którego próbowali zamknąć usta głoszącym zmartwychwstanie Chrystusa, lecz… zwyczajna zazdrość. Mieli ku niej bardzo konkretne, acz przyziemne powody. Utrzymywali się przecież z ofiar składanych w świątyni przez lud. Gdy zaś ktoś przystawał do zwolenników Chrystusa, do świątyni, owszem, chodził, ale nie składał już ofiar. I nie potrzebował pośrednictwa kapłanów. Można powiedzieć, że chrześcijaństwo po prostu uderzało w finansowe interesy tej grupy religijnej.

Z czytania zdaje się wynikać, że przywódcy obchodzą się z apostołami łagodnie. Poprzedniego dnia jednak kazali wtrącić ich do więzienia. Po przemówieniu Piotra „wpadli w gniew i chcieli ich zabić”, nie zważając na to, że w nocy oskarżeni w cudowny sposób zostali z więzienia uwolnieni. Co tak rozsierdziło arcykapłana i jego współpracowników? Zapewne już pierwsze zdanie wypowiedzi Piotra, które sugerowało, że nie słuchają oni Boga. Ostatecznie więc kazali apostołów ubiczować i zabronili im przemawiać w imię Jezusa. Uczniowie Pana jednak się nie przestraszyli. Cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla Niego. Skąd ta odwaga? Ano powód widać w przemowie Piotra: jesteśmy po stronie Boga, z nami jest Jego Duch Święty. A ten Jezus, którego wy zabiliście, został przez Niego ustanowiony Władcą i Zbawicielem. Możecie najwyżej nas zabić. Ale On da nam nowe życie. Trzeba sobie przypominać te słowa w czasach, gdy chrześcijanie zdają się wstydzić swojej wiary i kluczą, bojąc się narazić różnym władcom. Bo „trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi”, ponieważ On może nam dać o niebo więcej.

Czytania »

Ludzie Baranka

1. Apokalipsa to księga wymagająca rozszyfrowania. Dzisiejsze czytanie to fragment większej całości. Jan kreśli wizję niebiańskiej liturgii, w której niebo łączy się z ziemią. W centrum tej sceny jest Baranek, który choć był zabity, żyje. Zasiada na tronie. Otoczony jest aniołami. Wokół są także Istoty żywe oraz Starcy. Kilka linijek wcześniej mowa jest o czterech Istotach żywych – podobne do lwa, byka, orła i o twarzy człowieka. Sztuka chrześcijańska odnosi te symbole do ewangelistów, ale w języku Apokalipsy oznaczają one wszystkie stworzenia żyjące, całość dzieła stworzenia włącznie z człowiekiem. Starców jest 24, co oznacza patriarchów dwunastu pokoleń Izraela i dwunastu apostołów – symbolizują oni całość historii zbawienia. Miriady miriad i tysiące tysięcy to podkreślenie ogromu. Oto więc całe stworzenie i cała historia adorują zwycięskiego Baranka, czyli Chrystusa.

2. Obraz Baranka ma korzenie w Starym Testamencie. Krew paschalnego baranka uchroniła pierworodnych Izraelitów przed śmiercią w Egipcie. Jan Chrzciciel nazwał Jezusa „Barankiem Bożym, który gładzi grzech świata”. Podczas ostatniej wieczerzy, która była ucztą paschalną, nie ma mowy o baranku. Jezus jest bowiem sam nowym paschalnym Barankiem, który daje siebie do spożycia. Zmarł dokładnie w tym czasie, kiedy w świątyni zabijano baranki na wieczerzę paschalną. Barankom paschalnym nie łamano kości, pieczono je na specjalnym ruszcie w kształcie krzyża. W apokaliptycznej wizji Baranek żyje, ale widać jego rany.

3. Każda Eucharystia jest zapowiedzią tej wielkiej kosmicznej liturgii, którą ukazuje w swojej wizji św. Jan. Na ołtarzu widzimy Baranka, który gładzi grzechy świata. Widzimy go za zasłoną chleba i wina. Zabitego, ale żyjącego. Spożywamy Jego Ciało i pijemy Jego Krew. To jest nie tylko uobecnienie tego, co się już dokonało, ale także zapowiedź przyszłej wielkiej Liturgii, gdy całe stworzenie zjednoczy się w oddawaniu chwały Jezusowi. Cała historia świata zmierza do tego, który jest Początkiem i Końcem.

4. Symbolem największej miłości jest baranek – zwierzę, które kojarzy się z bezbronnością, niewinnością, pokorą, z ofiarą atakowaną przez wilki czy inne drapieżniki. Oto pokora miłości Bożej! Kiedyś ta pokora zatriumfuje nad całym stworzeniem i całą historią. Nieraz przeraża nas potęga zła, które wydaje się triumfować w naszym świecie. Mamy drapieżne reklamy, drapieżnych dziennikarzy, polityków, salonowe lwy, rekiny finansjery itd. Baranek nie ma szans w takim otoczeniu. Jest skazany na rozszarpanie i pożarcie. Niewinność kojarzy się raczej z naiwnością. Bezbronność z frajerstwem. Jako chrześcijanie jesteśmy ludźmi Baranka, który zabity – żyje. Wpatrujemy się w tę „barankową” miłość i nie boimy się drapieżników. Wiemy, gdzie szukać potęgi, bogactwa, mądrości, mocy i błogosławieństwa. Adorujemy Zmartwychwstałego. On jest naszą radością i nadzieją pośród smutków i rozpaczy.

Czytania »

Ks. Robert Skrzypczak Ewangelia z komentarzem

|

04.05.2025 00:00 GN 18/2025 Otwarte

Terapia miłości

Piotr był pierwszym wśród apostołów. Został powołany przez Zbawiciela, towarzyszył Mu przez trzy lata, będąc świadkiem Jego słów i związanych z Nim zdarzeń. Był zafascynowany Mistrzem i przywiązany do Niego. Zawsze był też pierwszy w deklarowaniu Chrystusowi miłości i lojalności, nawet gdyby inni mieli Go opuścić. Jezus chciał pomóc Piotrowi ze względu na niego samego i na misję, jaką zamierzał mu powierzyć. Ten bowiem kompletnie nie znał siebie. Żył złudzeniami na swój temat, przekonany o własnej dobroci i sile. Nie chciał słyszeć, kiedy Jezus przepowiadał mu trzykrotną zdradę. Gdy nadeszła godzina Ogrójca, w obliczu aresztowania i brutalnego potraktowania Chrystusa oraz wizji męki, wszyscy uczniowie uciekli w popłochu. Również Piotr przeżył chwilę brutalnej prawdy. Zapierał się w żywe oczy, by cokolwiek miało go łączyć z tamtą sprawą. Dopiero pianie koguta uświadomiło mu, że jest tchórzem, który zaparł się swego umiłowanego Mistrza. Poznał prawdę o sobie aż do łez. Po śmierci Jezusa dopadło go zniechęcenie. Postanowił wrócić do miejsca, gdzie był, zanim Chrystus go zawołał. Jakby wszystko, co przeżył ze swym Mistrzem, można było przekreślić jednym ruchem.

Tymczasem po zmartwychwstaniu Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie, by odnaleźć Piotra i pozostałych uczniów. Wiedział, gdzie ich szukać: w zniechęceniu i kryzysie. Piotr spotkawszy żyjącego Nauczyciela, czekał na gorzkie wymówki. O ile Chrystus zechce z nim w ogóle rozmawiać. Gdy Jezus zapytał go: „Piotrze, kochasz Mnie bardziej niż pozostali?”, przeżył szok. Przecież Jezus znał swojego ucznia do głębi, doskonale wiedział, kogo ma przed sobą. I jakim grzesznikiem, jakim niewdzięcznikiem okazał się ów obdarzony pełnym zaufaniem lider. Lecz skoro zadaje mu takie pytanie, znaczy, że jest nadzieja na dalszą współpracę. Chrystus powrócił do pytania tyle razy, ile razy apostoł dopuścił się względem Niego zdrady. Terapia bez znieczulenia. Piotr zrozumiał, kim jest. Już wiedział, że sam na sobie budować nie może ani sobie ufać. Odtąd wszystko będzie pochodziło od Boga, będzie Jego dziełem. Życie Piotra stanie się wielkim świadectwem darmowej miłości Boga do grzesznika. Piotr zaakceptował katechezę faktów. Uwierzył w miłosierdzie Chrystusa, jakiego zakosztował w swoim życiu. Pokornie uznał, że – jak mawiała św. Katarzyna ze Sieny – „jest zerem plus grzech”. To dopiero stanowiło właściwą podstawę do rozwijania w sobie owego wezwania: „Pójdź za Mną!”, które usłyszał od zmartwychwstałego Pana.

Nie ma większej nowiny do ogłoszenia światu jak ta, że Chrystus umarł za grzeszników. „Błogosławiona wina” – śpiewa Kościół w Wigilię Paschalną. Błogosławiona moja grzeszność i moja podłość, skoro rzuciła mnie w ramiona Zbawiciela, który za mnie oddał życie.

Czytania »

Radio eM Święty na dziś

Św. Florian

Według żywotu z VIII wieku dzisiejszy patron, Florian z Lauriacum, urodził się ok. 250 roku w Zeiselmauer w Dolnej Austrii. Szybko trafił do armii i błyskawicznie awansował na dowódcę oddziału stacjonującego w Mantem. Podczas prześladowania chrześcijan przez Dioklecjana publicznie stanęła kwestia jego wiary. Został aresztowany wraz z 40 żołnierzami i przymuszony do złożenia ofiary bogom. Ponieważ odmówił wychłostano go, poddano torturom i przywiedziono do obozu rzymskiego w Lorch koło Wiednia. Namiestnik prowincji, Akwilin, starał się złamać go groźbami i obietnicami. A gdy to zawiodło kazał szarpać jego ciało żelaznymi hakami i utopić w rzece Enns z kamieniem uwiązanym u szyi. Miało się to stać 4 maja 304 roku i jak zwykle w takich historiach bywa, ciało męczennika nie miało być ani odnalezione, ani pochowane. I pewnie tak by się stało, gdyby nie 4 rozdział z Księgi Rodzaju, gdzie czytamy słowa samego Boga: "Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi!" Podobnie więc jak z Ablem, stało się także i z Florianem. Jego ciało zostało odnalezione i ze czcią pochowane przez pewną pobożną kobietę, Walerię. Nad jego grobem wystawiono z czasem klasztor i kościół benedyktynów, a Sankt Florian do dzisiaj jest ośrodkiem życia religijnego w Górnej Austrii. Tyle historii św. Floriana, który za życia nie miał nic wspólnego z pożarami ani z ich gaszeniem. Czy wiecie państwo zatem skąd wziął się jego kult jako patrona podczas klęsk pożaru, powodzi i sztormów? Oto w roku 1184 na prośbę księcia Kazimierza Sprawiedliwego, syna Bolesława Krzywoustego, do Krakowa zostaje wysłana znaczna część relikwii św. Floriana. Ponieważ relikwie w średniowiecznej Europie posiadają nie tylko wymiar pobożnościowy, ale także i polityczny, stąd zarówno sam książę, jak i ówczesny biskup krakowski Gedeon, mogą mówić o wielkim sukcesie wizerunkowym na arenie międzynarodowej. Relikwie w uroczystej procesji przywozi do Polski legat papieski Idzi z Modeny. Niestety, w ostatniej wiosce tuż przed samym wjazdem do Krakowa, dochodzi do nieoczekiwanej komplikacji. Oto konie ciągnące wóz z relikwiami nagle zatrzymują się i nie mają zamiaru ruszyć. Pada propozycja ich wyprzęgnięcia, by ruszyć dalej, ale książę Kazimierz widzi to wydarzenie inaczej i obiecuje, że w tym miejscu wybuduje kościół poświęcony św. Florianowi. Po złożeniu tej obietnicy konie ruszają w stronę Krakowa, a we wsi zwanej Kleparzem niebawem staje obiecana świątynia, którą konsekruje następny biskup krakowski bł. Wincenty Kadłubek. Kościół jest tak sławny w okolicy, że gdy Kleparz otrzymuje w roku 1366 prawa miejskie nazywany jest powszechnie Florencją. Jednak dopiero gdy niemal 200 lat później, w roku 1528, pożar strawił całe miasto z wyjątkiem kościoła pod wezwaniem św. Floriana, nasz dzisiejszy święty stał się popularnym w całej Polsce wybawicielem od ognia oraz patronem ognistych zawodów: hutników, kominiarzy i strażaków. I tak trwa to nieprzerwanie aż do dziś.

Czytania »

Redakcja Na początku było Słowo

|

04.05.2025 00:00 GOSC.PL

Rola Piotra wśród apostołów
Dz 5, 27b-32. 40b-41

Zobacz cykl audycji Radia eM:

Dyskusja zakończona.

Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.