Odpowiedzialność polityka

Wyniki ekshumacji muszą szokować. Padają ostre oceny: hańba, bezczeszczenie zwłok, barbarzyństwo. W wymiarze ludzkim jest to na pewno kolejna trauma dla rodzin, których szczątki bliskich zamieniono albo pokawałkowane włożono do trumien innych ofiar. To jest bolesne i przerażające.

Jednak nie sposób odnieść się do tego skandalu bez oceny działań polityków. Osoby, będące wówczas w rządzie, bronią się, że nie popełniły żadnego przestępstwa, nie złamały prawa, gdyż przeprowadzenie ekshumacji jest obowiązkiem prokuratorów i to ich powinno się pociągnąć do odpowiedzialności za złamanie prawa.

Taką linię obrony przyjęła Ewa Kopacz, która była przy identyfikacji zwłok w Moskwie, będąc w rządzie Donalda Tuska ministrem zdrowia. Dziś tłumaczy, że była to jej dobra wola, że nie reprezentowała rządu itp. Podkreśla też, z jak wielkim zaangażowaniem i poświeceniem pomagała rodzinom. Być może tak było, przynajmniej w jej przekonaniu, choć np. Małgorzata Wassermann twierdzi, że ona żadnej pomocy ze strony minister Kopacz w Moskwie nie otrzymała. Zastanawia też, w jakiej roli występowała ówczesna minister zdrowia na konferencji prasowej z Putinem na temat identyfikacji ciał. Jednak może się okazać, że ma rację i nie da się jej postawić zarzutu złamania prawa. Podobnie ówczesnemu premierowi Donaldowi Tuskowi.

Jednak obok odpowiedzialności karnej jest jeszcze odpowiedzialność polityczna. Moim zdaniem, politycy, którzy przygotowywali lot prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska, a potem byli odpowiedzialni za prowadzenie śledztwa np. przez Komisję Millera, powinni odejść z polityki. Znając poziom przyzwoitości, jaki reprezentują, wątpię, aby sami się na to zdobyli. W takim razie powinni być postawieni przed Trybunałem Stanu. Według mnie, w sprawie katastrofy smoleńskiej doszło do naruszenia szeregu punktów art. 146 Konstytucji.