Jak rozdzielić to, co duchowe od tego, co naturalne, psychofizyczne? I czy takie rozdzielenie jest w ogóle sensowne?
17.07.2025 07:29 GOSC.PL
Wiele lat temu przeżywałem trwający kilka lat okres ciemności. Nieprzespane noce, dojmujący wewnętrzny ból, przygnębienie, zamęt, chęć ucieczki… To się skończyło, gdy poruszony słowami mądrego kapłana zakonnego sam przed sobą przyznałem się, że popełniłem zło. Poszedłem do spowiedzi. Skutek? Radość. Radość nie do opisania. Czułem, jak niemal dosłownie rosną mi skrzydła. Interpretowałem to jako spotkanie z Bogiem, doświadczenie Jego miłosierdzie.
Na tamtym etapie to mi zupełnie wystarczało. Później jednak zastanawiałem się, czy to naprawdę był Bóg, czy tylko naturalne doświadczenie zbudowania w sobie, a następnie rozładowania napięcia. Coś w rodzaju sytuacji, w której widzę tramwaj, biegnę do niego, brak mi tchu i nie mam pewności czy zdążę, czy motorniczy mnie widzi i czy na mnie poczeka. Potem jednak dopadam otwartych drzwi, padam na fotel i… czuję się najszczęśliwszy na świecie!
Może więc to nie był Bóg, tylko natura?
Dziś patrzę na to wszystko inaczej, nie jednostronnie. Nie staram się wydestylować tego, co duchowe od tego, co psychofizyczne. Rozumiem, że człowiek jest jednością psychofizyczną i duchową, a do opisania relacji tego, co we mnie duchowe z tym, co we jest naturalne, świetnie nadaje się tzw. formuła chalcedońska (przyjęta na soborze w Chalcedonie w 451 r.). Z formalnego punktu widzenia, dotyczy ona bezpośrednio Jezusa Chrystusa. Według niej, Jezus ma dwie natury: boską i ludzką, a każda z nich jest pełna, całkowita, niezmienna, niezmieszana z drugą, ale też z nią nierozdzielna. Powyższa formuła, odnosząca się do tego, co boskie i ludzkie w Chrystusie, jest dla niejednego teologa – i dla mnie – pierwszą intuicją, gdy generalnie rozważa się relacje między tym, co duchowe a tym, co ludzkie, naturalne – także we mnie i w moim doświadczeniu.
Przez analogię stosuję więc formułę chalcedońską do mojego opisanego wyżej doświadczenia. Przykładając do niego tę matrycę, widzę, że zadziałanie we mnie naturalnego mechanizmu psychologicznego nie wyklucza tego, że było to jednocześnie spotkanie z żywym Bogiem i doświadczenie Jego miłosierdzia. To był swego rodzaju cud. A z cudem – jak pisał Blaise Pascal – jest jak ze światłocieniem: jest w nim wystarczająco dużo światła dla tych, którzy chcą je widzieć, i dość ciemności dla tych, którzy go widzieć nie chcą. Dając mi tamto niesamowite doświadczenie, Pan Bóg pozostawił mi więc wolność jego interpretacji. Jaka jest ta interpretacja? Wiem, że było to doświadczenie psychologiczne, a jednocześnie wierzę, że było to spotkanie z Bogiem i Jego miłosierdziem. I myślę, że nie da się rozdzielić jednego od drugiego.
Jarosław Dudała
Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.