Nowy numer 20/2024 Archiwum

Tylko koni żal

Gdy padają konie, jest lament, bo to drogie konie. Gdy zabija się ludzi, jest w porządku, bo to tylko dzieci, i to chore.

Trzy konie z Janowa padły w tym roku, a miał nie paść żaden, wiadomo bowiem, że jak się o konia dba, to on nigdy nie padnie. Pisowskie porządki, panie. Prezydentura Dudy, panie. Co prawda w „Rzeczpospolitej” napisali, że w ciągu pięciu ostatnich lat w Janowie padły 52 konie, z czego w ubiegłym roku aż 12, ale to przecież niemożliwe. Za poprzedniej władzy jeśli coś padało, to tylko rekordy rozwoju.

No dobra, ja tam nie wiem, czy konie nie wytrzymały rządów PiS, czy też z innych powodów zdechły, ale jakoś mi ta sprawa dziwnie kontrastuje z awanturą wokół aborcji. Z jednej strony mamy histerię, bo zdechły cenne konie, a z drugiej mamy jazgot za utrzymaniem prawa do zabijania ludzi „bez wartości”.

Co? Mówicie, że nie? Że chore dzieci mają wartość? Że dzieci gwałcicieli mają wartość? Aha – czyli możliwość zabicia takich dzieci jest wyrazem szacunku dla nich? No tak, rozumiem. Niedawno poseł Niesiołowski u Moniki Olejnik w Radiu Zet sformułował dość jasno, na czym ten szacunek polega. Pytał retorycznie, czy kobieta „ma rodzić dziecko ciężko upośledzone, które umrze tak, jak to dziecko Chazana zaraz po porodzie, bez mózgu i z oczami na wierzchu, czy ma takie dziecko kobieta rodzić, bo tak chce pani Szydło?”.

Pominę zawarte w tej wściekłej tyradzie manipulacje i skupię się na najistotniejszej, moim zdaniem, sprawie, bo ona pojawia się u niemal wszystkich obrońców aborcji. Chodzi o założenie, że wolno zabić człowieka wówczas, gdy nie spełnia czyichś estetycznych lub emocjonalnych wymagań. Bo, na przykład, ma „oczy na wierzchu”. Albo stwierdzono u niego zespół Downa i matce ciężko to przyjąć. Owszem, to trudne sprawy, ale co to ma do godności człowieka i jego prawa do życia?

Ciekawe, że gdy w Szpitalu Świętej Rodziny dziecko przeżyło aborcję i potem konało „na widoku”, jakoś znikli obrońcy sprawców tej aborcji. A to przecież była aborcja legalna, której utrzymania chce podobno większość Polaków. Więc co zaszło? Ano, tu nie dało się zagrać emocjami matki. Bo gdy na stole leży kwilące maleństwo, umierające dlatego, że „lekarze” mu tę śmierć zaaplikowali, nie tylko logika, ale też emocje są po stronie dziecka. A to dziś jest rozstrzygające. Opinia społeczna z reguły reaguje na wrażenia, a nie na fakty. Mało kogo obchodzi, co kto zrobił, większość opowie się za tym, kto pierwszy zdąży przed kamerami zapłakać. Dzieci nienarodzone nie potrafią głośno płakać, ich krzyk jest niemy. Za to dorośli potrafią płakać, oj, potrafią. Nieraz nawet na zawołanie dziennikarza. I u odbiorców włącza się tryb emocjonalno-estetyczny. Efekt jest taki, że większość z nich odpowiada potem ankieterom: „Jestem za utrzymaniem kompromisu aborcyjnego”.

Człowieku, który gadasz takie rzeczy, włącz na chwilę rozum i odpowiedz, czy naprawdę jesteś za tym, żeby o życiu człowieka decydował czyjś gust i estetyczna wrażliwość? Czy jesteś za tym, żeby człowiek mógł być zabijany z jakiegokolwiek powodu? Jeśli odpowiesz twierdząco, to pomyśl, że ty też kiedyś nie spełnisz wymagań estetycznych i emocjonalnych otoczenia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka