Kto buduje sobie obraz Kościoła tylko na podstawie prasy czy internetu, musi dojść do wniosku, że to wyjątkowo paskudna organizacja. Święty Kościół? Trudno w to uwierzyć, jeśli widzimy w nim tylko ludzi, a nie Boga.
Raz po raz pojawiają się wiadomości o katastrofach lotniczych. Wniosek: latanie jest bardzo niebezpieczne. Wiele osób tak myśli, ignorując zupełnie fakt, że każdego dnia tysiące samolotów na ziemi szczęśliwie startuje i ląduje, a latanie to najbezpieczniejszy sposób przemieszczania się. Tragedie w lotnictwie bardzo silnie działają na emocje, sugerując obraz śmiertelnie niebezpiecznego środka lokomocji. Co to ma wspólnego z Kościołem? Jest pewna analogia. Upadki osób postawionych wysoko na kościelnym świeczniku są spektakularne, również oddziałują na emocje. Skandale wywołane przez duchownych molestujących nieletnich sprawiają, że wiele osób myśli, że cały Kościół (czytaj: księża) to zgraja niebezpiecznych złoczyńców, którym nie wolno ufać. Statystyki mówiące, że chodzi o mały odsetek duchownych, mniejszy niż w innych środowiskach, mało kogo przekonują. Media chętnie podkręcają tematy osłabiające autorytet Kościołowi. Przyczyna zjawiska łatwego nim rozczarowania tkwi jednak głębiej. Otóż wciąż spodziewamy się wiele po Kościele, zwłaszcza po jego urzędowych reprezentantach. Chcemy, by był doskonale święty. Święty znaczy dosłownie inny. I tego właśnie chcemy: żeby Kościół był inny niż świat, w którym zło wydaje się silniejsze od dobra. Dlatego tak wielu ludzi przeżywa gorycz zawiedzionych nadziei.
Wierność Boga, niewierność ludzi
Nieraz uruchamia się też mechanizm resentymentu: jeśli ksiądz x jest taki, jeśli mnie tak źle potraktował, to po co się dłużej męczyć? Wychodzę, dziękuję. Niektórzy krytycy Kościoła, zgłaszający wciąż pomysły na jego reformę, w końcu go opuścili, trzaskając za sobą głośno drzwiami. Teraz rozwijają swoją wizję tego, czym powinno być chrześcijaństwo, przedstawiając to nowe rozumienie jako prawdziwe odczytanie Ewangelii. Nikt nie chce być apostatą, więc trzeba jakoś zohydzić sobie i innym to, co się zostawiło. „Podeptane sumienie przypomina o sobie, a zatem trzeba również podeptać to wszystko, co staje się jego głosem” (Benedykt XVI).
Jak odpowiedzieć tym, którzy bardzo konkretnie, do bólu, zawiedli się na Kościele? Na poziomie serca mogę złożyć wyznanie, dlaczego nadal kocham Kościół, mimo rozczarowań, jak wciąż widzę w nim oblicze Chrystusa, choć często pełne cierpienia. Na poziomie rozumu trzeba cierpliwie tłumaczyć, że prawda o świętości Kościoła, którą powtarzamy w credo, nie odnosi się do świętości poszczególnych osób, ale wskazuje na świętego Boga. On w swoim Kościele przebacza grzechy i uświęca. Przemienianie grzeszników w świętych jest procesem, który trwa całe ludzkie życie. U jednych ten proces przynosi prędko widoczne owoce, u innych niekoniecznie. Są robotnicy, którzy w winnicy Pana pracują cały dzień, inni tylko godzinę. Dobry łotr, wiszący obok krzyża Jezusa, nawrócił się w ostatnim momencie.
W Starym Testamencie przymierze między Bogiem a ludźmi miało postać obustronnego zobowiązania. Nowe Przymierze, przyniesione przez Jezusa Chrystusa, ma inną postać – to łaska dana za darmo, która ostaje się nawet wobec niewierności człowieka. Miłość Boga objawiła się w całej pełni na krzyżu Chrystusa, który wydał się bez reszty w ręce grzeszników, aby ich zbawić. Ta miłość jest nieodwołalna, żadna ludzka siła jej nie złamie. To jest niewyczerpane źródło świętości Kościoła.
We „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” Benedykt XVI podkreśla, że świętość Pana jest zawsze obecna w Kościele, ale na „naczynie swojej obecności ciągle na nowo wybiera brudne ręce ludzi. To jest świętość, która jako świętość Chrystusa promieniuje wśród grzechów Kościoła. Taka jest paradoksalna postać Kościoła, w którym to, co Boskie, znajduje się tak często w niegodnych rękach, w którym to, co Boskie, występuje zawsze tylko wraz z tym, co ułomne, stanowiąc dla wierzących znak tym większej miłości Boga”.
Czysta nierządnica
W katechizmie czytamy: „Wszyscy członkowie Kościoła, łącznie z pełniącymi w nim urzędy, muszą uznawać się za grzeszników. We wszystkich kąkol grzechu jest jeszcze zmieszany z dobrym ziarnem ewangelicznym aż do końca wieków. Kościół gromadzi więc grzeszników objętych już zbawieniem Chrystusa, zawsze jednak znajdujących się w drodze do uświęcenia” (827).
Starożytni Ojcowie posługiwali się dwoma obrazami, które wyrażały prawdę o świętym Kościele grzeszników. Pierwszy symbol to księżyc, który świeci światłem odbitym, ma swoją ciemną stronę. Kościół cały swój blask otrzymuje od Chrystusa, nie posiada własnego światła. Drugi obraz jest bardziej dosadny. Ojcowie mówili, że Kościół to casta meretrix, czysta nierządnica. Było to nawiązanie do biblijnych postaci kobiet, które żyły w nierządzie, ale zostały wybrane przez Boga i oczyszczone. Św. Ambroży widział zwłaszcza w Marii Magdalenie, grzesznicy miłującej Pana, figurę Kościoła.
Kto buduje sobie obraz Kościoła tylko na podstawie prasy czy internetu, musi dojść do wniosku, że to wyjątkowo paskudna organizacja. Święty Kościół? Trudno w to uwierzyć, jeśli widzimy w nim tylko ludzi, a nie Boga.
Raz po raz pojawiają się wiadomości o katastrofach lotniczych. Wniosek: latanie jest bardzo niebezpieczne. Wiele osób tak myśli, ignorując zupełnie fakt, że każdego dnia tysiące samolotów na ziemi szczęśliwie startuje i ląduje, a latanie to najbezpieczniejszy sposób przemieszczania się. Tragedie w lotnictwie bardzo silnie działają na emocje, sugerując obraz śmiertelnie niebezpiecznego środka lokomocji. Co to ma wspólnego z Kościołem? Jest pewna analogia. Upadki osób postawionych wysoko na kościelnym świeczniku są spektakularne, również oddziałują na emocje. Skandale wywołane przez duchownych molestujących nieletnich sprawiają, że wiele osób myśli, że cały Kościół (czytaj: księża) to zgraja niebezpiecznych złoczyńców, którym nie wolno ufać. Statystyki mówiące, że chodzi o mały odsetek duchownych, mniejszy niż w innych środowiskach, mało kogo przekonują. Media chętnie podkręcają tematy osłabiające autorytet Kościołowi. Przyczyna zjawiska łatwego nim rozczarowania tkwi jednak głębiej. Otóż wciąż spodziewamy się wiele po Kościele, zwłaszcza po jego urzędowych reprezentantach. Chcemy, by był doskonale święty. Święty znaczy dosłownie inny. I tego właśnie chcemy: żeby Kościół był inny niż świat, w którym zło wydaje się silniejsze od dobra. Dlatego tak wielu ludzi przeżywa gorycz zawiedzionych nadziei.
Wierność Boga, niewierność ludzi
Nieraz uruchamia się też mechanizm resentymentu: jeśli ksiądz x jest taki, jeśli mnie tak źle potraktował, to po co się dłużej męczyć? Wychodzę, dziękuję. Niektórzy krytycy Kościoła, zgłaszający wciąż pomysły na jego reformę, w końcu go opuścili, trzaskając za sobą głośno drzwiami. Teraz rozwijają swoją wizję tego, czym powinno być chrześcijaństwo, przedstawiając to nowe rozumienie jako prawdziwe odczytanie Ewangelii. Nikt nie chce być apostatą, więc trzeba jakoś zohydzić sobie i innym to, co się zostawiło. „Podeptane sumienie przypomina o sobie, a zatem trzeba również podeptać to wszystko, co staje się jego głosem” (Benedykt XVI).
Jak odpowiedzieć tym, którzy bardzo konkretnie, do bólu, zawiedli się na Kościele? Na poziomie serca mogę złożyć wyznanie, dlaczego nadal kocham Kościół, mimo rozczarowań, jak wciąż widzę w nim oblicze Chrystusa, choć często pełne cierpienia. Na poziomie rozumu trzeba cierpliwie tłumaczyć, że prawda o świętości Kościoła, którą powtarzamy w credo, nie odnosi się do świętości poszczególnych osób, ale wskazuje na świętego Boga. On w swoim Kościele przebacza grzechy i uświęca. Przemienianie grzeszników w świętych jest procesem, który trwa całe ludzkie życie. U jednych ten proces przynosi prędko widoczne owoce, u innych niekoniecznie. Są robotnicy, którzy w winnicy Pana pracują cały dzień, inni tylko godzinę. Dobry łotr, wiszący obok krzyża Jezusa, nawrócił się w ostatnim momencie.
W Starym Testamencie przymierze między Bogiem a ludźmi miało postać obustronnego zobowiązania. Nowe Przymierze, przyniesione przez Jezusa Chrystusa, ma inną postać – to łaska dana za darmo, która ostaje się nawet wobec niewierności człowieka. Miłość Boga objawiła się w całej pełni na krzyżu Chrystusa, który wydał się bez reszty w ręce grzeszników, aby ich zbawić. Ta miłość jest nieodwołalna, żadna ludzka siła jej nie złamie. To jest niewyczerpane źródło świętości Kościoła.
We „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” Benedykt XVI podkreśla, że świętość Pana jest zawsze obecna w Kościele, ale na „naczynie swojej obecności ciągle na nowo wybiera brudne ręce ludzi. To jest świętość, która jako świętość Chrystusa promieniuje wśród grzechów Kościoła. Taka jest paradoksalna postać Kościoła, w którym to, co Boskie, znajduje się tak często w niegodnych rękach, w którym to, co Boskie, występuje zawsze tylko wraz z tym, co ułomne, stanowiąc dla wierzących znak tym większej miłości Boga”.
Czysta nierządnica
W katechizmie czytamy: „Wszyscy członkowie Kościoła, łącznie z pełniącymi w nim urzędy, muszą uznawać się za grzeszników. We wszystkich kąkol grzechu jest jeszcze zmieszany z dobrym ziarnem ewangelicznym aż do końca wieków. Kościół gromadzi więc grzeszników objętych już zbawieniem Chrystusa, zawsze jednak znajdujących się w drodze do uświęcenia” (827).
Starożytni Ojcowie posługiwali się dwoma obrazami, które wyrażały prawdę o świętym Kościele grzeszników. Pierwszy symbol to księżyc, który świeci światłem odbitym, ma swoją ciemną stronę. Kościół cały swój blask otrzymuje od Chrystusa, nie posiada własnego światła. Drugi obraz jest bardziej dosadny. Ojcowie mówili, że Kościół to casta meretrix, czysta nierządnica. Było to nawiązanie do biblijnych postaci kobiet, które żyły w nierządzie, ale zostały wybrane przez Boga i oczyszczone. Św. Ambroży widział zwłaszcza w Marii Magdalenie, grzesznicy miłującej Pana, figurę Kościoła.
Kto buduje sobie obraz Kościoła tylko na podstawie prasy czy internetu, musi dojść do wniosku, że to wyjątkowo paskudna organizacja. Święty Kościół? Trudno w to uwierzyć, jeśli widzimy w nim tylko ludzi, a nie Boga.
Raz po raz pojawiają się wiadomości o katastrofach lotniczych. Wniosek: latanie jest bardzo niebezpieczne. Wiele osób tak myśli, ignorując zupełnie fakt, że każdego dnia tysiące samolotów na ziemi szczęśliwie startuje i ląduje, a latanie to najbezpieczniejszy sposób przemieszczania się. Tragedie w lotnictwie bardzo silnie działają na emocje, sugerując obraz śmiertelnie niebezpiecznego środka lokomocji. Co to ma wspólnego z Kościołem? Jest pewna analogia. Upadki osób postawionych wysoko na kościelnym świeczniku są spektakularne, również oddziałują na emocje. Skandale wywołane przez duchownych molestujących nieletnich sprawiają, że wiele osób myśli, że cały Kościół (czytaj: księża) to zgraja niebezpiecznych złoczyńców, którym nie wolno ufać. Statystyki mówiące, że chodzi o mały odsetek duchownych, mniejszy niż w innych środowiskach, mało kogo przekonują. Media chętnie podkręcają tematy osłabiające autorytet Kościołowi. Przyczyna zjawiska łatwego nim rozczarowania tkwi jednak głębiej. Otóż wciąż spodziewamy się wiele po Kościele, zwłaszcza po jego urzędowych reprezentantach. Chcemy, by był doskonale święty. Święty znaczy dosłownie inny. I tego właśnie chcemy: żeby Kościół był inny niż świat, w którym zło wydaje się silniejsze od dobra. Dlatego tak wielu ludzi przeżywa gorycz zawiedzionych nadziei.
Wierność Boga, niewierność ludzi
Nieraz uruchamia się też mechanizm resentymentu: jeśli ksiądz x jest taki, jeśli mnie tak źle potraktował, to po co się dłużej męczyć? Wychodzę, dziękuję. Niektórzy krytycy Kościoła, zgłaszający wciąż pomysły na jego reformę, w końcu go opuścili, trzaskając za sobą głośno drzwiami. Teraz rozwijają swoją wizję tego, czym powinno być chrześcijaństwo, przedstawiając to nowe rozumienie jako prawdziwe odczytanie Ewangelii. Nikt nie chce być apostatą, więc trzeba jakoś zohydzić sobie i innym to, co się zostawiło. „Podeptane sumienie przypomina o sobie, a zatem trzeba również podeptać to wszystko, co staje się jego głosem” (Benedykt XVI).
Jak odpowiedzieć tym, którzy bardzo konkretnie, do bólu, zawiedli się na Kościele? Na poziomie serca mogę złożyć wyznanie, dlaczego nadal kocham Kościół, mimo rozczarowań, jak wciąż widzę w nim oblicze Chrystusa, choć często pełne cierpienia. Na poziomie rozumu trzeba cierpliwie tłumaczyć, że prawda o świętości Kościoła, którą powtarzamy w credo, nie odnosi się do świętości poszczególnych osób, ale wskazuje na świętego Boga. On w swoim Kościele przebacza grzechy i uświęca. Przemienianie grzeszników w świętych jest procesem, który trwa całe ludzkie życie. U jednych ten proces przynosi prędko widoczne owoce, u innych niekoniecznie. Są robotnicy, którzy w winnicy Pana pracują cały dzień, inni tylko godzinę. Dobry łotr, wiszący obok krzyża Jezusa, nawrócił się w ostatnim momencie.
W Starym Testamencie przymierze między Bogiem a ludźmi miało postać obustronnego zobowiązania. Nowe Przymierze, przyniesione przez Jezusa Chrystusa, ma inną postać – to łaska dana za darmo, która ostaje się nawet wobec niewierności człowieka. Miłość Boga objawiła się w całej pełni na krzyżu Chrystusa, który wydał się bez reszty w ręce grzeszników, aby ich zbawić. Ta miłość jest nieodwołalna, żadna ludzka siła jej nie złamie. To jest niewyczerpane źródło świętości Kościoła.
We „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” Benedykt XVI podkreśla, że świętość Pana jest zawsze obecna w Kościele, ale na „naczynie swojej obecności ciągle na nowo wybiera brudne ręce ludzi. To jest świętość, która jako świętość Chrystusa promieniuje wśród grzechów Kościoła. Taka jest paradoksalna postać Kościoła, w którym to, co Boskie, znajduje się tak często w niegodnych rękach, w którym to, co Boskie, występuje zawsze tylko wraz z tym, co ułomne, stanowiąc dla wierzących znak tym większej miłości Boga”.
Czysta nierządnica
W katechizmie czytamy: „Wszyscy członkowie Kościoła, łącznie z pełniącymi w nim urzędy, muszą uznawać się za grzeszników. We wszystkich kąkol grzechu jest jeszcze zmieszany z dobrym ziarnem ewangelicznym aż do końca wieków. Kościół gromadzi więc grzeszników objętych już zbawieniem Chrystusa, zawsze jednak znajdujących się w drodze do uświęcenia” (827).
Starożytni Ojcowie posługiwali się dwoma obrazami, które wyrażały prawdę o świętym Kościele grzeszników. Pierwszy symbol to księżyc, który świeci światłem odbitym, ma swoją ciemną stronę. Kościół cały swój blask otrzymuje od Chrystusa, nie posiada własnego światła. Drugi obraz jest bardziej dosadny. Ojcowie mówili, że Kościół to casta meretrix, czysta nierządnica. Było to nawiązanie do biblijnych postaci kobiet, które żyły w nierządzie, ale zostały wybrane przez Boga i oczyszczone. Św. Ambroży widział zwłaszcza w Marii Magdalenie, grzesznicy miłującej Pana, figurę Kościoła.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się