Zastępca redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Polska”.
Pracował m.in. w Katolickiej Agencji Informacyjnej jako szef działu krajowego, oraz w „Dzienniku” jako dziennikarz i publicysta. Wyróżniony Medalem Pamiątkowym Prymasa Polski (2006) oraz tytułem Mecenas Polskiej Ekologii w X edycji Narodowego Konkursu Ekologicznego „Przyjaźni środowisku” (2009). Ma na swoim koncie dziesiątki wywiadów z polskimi hierarchami, a także z kard. Josephem Ratzingerem (2004) i prof. Leszkiem Kołakowskim (2008). Autor publikacji książkowych, m.in. bestelleru „Leksykon zakonów w Polsce”. Hobby: piłka nożna, lekkoatletyka, żeglarstwo. Jego obszar specjalizacji to tematyka religijna, światopoglądowa i historyczna, a także społeczno-polityczna i ekologiczna.
Kontakt:
bogumil.lozinski@gosc.pl
Więcej artykułów Bogumiła Łozińskiego
Co do mrożenia, przeżywalność embrionów podczas mrożenia i rozmrażania jest na poziomie 97%.
Za metodę niegodziwą invitro uznawane jest praktycznie jedynie przez katolicyzm i prawosławie.
2. aby "wstrzelić się" w cykl kobiety, bez konieczności stosowania hormonów
Abraham i Sara usłyszeli kiedyś obietnicę, że będą mieć syna. Miała to być odpowiedź na pragnienie, które nosili w sobie przez całe życie, a które ciągle przypominało im, że są małżeństwem niespełnionym, niezdolnym do przekazania życia. Wydawało im się, że mają prawo do dziecka. W tym pragnieniu i poczuciu należnego im szczęścia zdążyli się zestarzeć. Niemożliwe miało stać się możliwym. Czas płynął, pragnienie się wzmagało, cierpliwość się kończyła, potomka ciągle nie było. Postanowili mieć dziecko za wszelką cenę. Być może poczuli się oszukani. Nikt nie chce padać ofiarą iluzji, zwłaszcza w sprawach ważnych i delikatnych zarazem. Rozczarowania bolą. Narzędziem spełniania marzeń miała stać się piękna niewolnica Hagar. Wystarczyło pomyśleć i wykorzystać panujący zwyczaj, rodzaj niepisanego prawa. Pozwalało ono, by w przypadku niepłodności pani domu, jedna z jej niewolnic użyczyła swojego ciała, stając się biologiczną matką. Potem rodząc na rękach niepłodnej pani oddawała jej dziecko tracąc do niego wszelkie prawa. Nagrodą była hojna zapłata, czasem wyzwolenie. O instrumentalnym traktowaniu kobiety nikt nie myślał. Miało to jednak swoje konsekwencje, które niejednokrotnie przerastały ludzi. Nawarstwiło się kilka bardzo trudnych problemów. Abraham i Sara uciekając od jednego cierpienia, wpadli w drugie, którego rozmiarów nie byli w stanie przewidzieć ani dla siebie ani dla nikogo. Krzyż małżeńskiej niepłodności nie przestał być krzyżem. W tym względzie nic się nie zmieniło, jako małżeństwo dalej byli niepłodni. Czekała ich adopcja dziecka niewolnicy. Pokochać Izmaela nie byłoby trudno, gdyby niewolnica Hagar miała trochę pokory. Tymczasem jako płodna zaczęła upokarzać bezpłodną Sarę i małżonkowie znaleźli się w potrzasku swoich pomysłów, niejako „pomiędzy”. Szczęście, które miało być tak oczywiste, przestało oczywistym być. A ponieważ nikt nie chce cierpieć, nawet jeśli zawini, zaczyna tworzyć strategię przetrwania. Oboje broniąc się przed konsekwencjami własnych wyborów, właściwie zmuszają niewolnicę by z Izmaelem uciekła na pustynię. Konsekwencje ucieczki jednych miażdżą drugich. Winni ranią niewinnych.
Bóg poruszony sposobem potraktowania niewolnicy wypowiada zaskakująco twarde słowa: „ Twój syn będzie dziki jak onager (dziki osioł): będzie walczył przeciwko wszystkim i wszyscy – przeciwko niemu; będzie utrapieniem dla swych pobratymców” – Rdz 16, 12n.
Słowo się spełniło. Strach pomyśleć, że konsekwencje tamtego nieposłuszeństwa trwają do dzisiaj, tyle wieków. Potomkowie Izmaela są nieopisanym utrapieniem dla potomków Izaaka, Arabowie i Żydzi muszą dzielić tę samą ziemią sądząc, że mają do niej wyłączne prawo. Nawet koncepcja „ziemia za pokój”, nawet powstanie Autonomii Palestyńskiej, nie rozwiązało problemu wzajemnych relacji. Nie ma pokoju, natomiast na oczach świata powstaje gigantyczny mur, liczący kilkaset kilometrów, uzbrojony w najnowocześniejszą elektronikę, by oddzielać „dzieci wolnej” od „dzieci niewolnicy”.
Wydaje się, że jest w tej historii zawarta pewna analogia do współczesnych prób „posiadania dziecka za wszelką cenę”, skrótowo i enigmatycznie nazywanych in vitro. Są mity, które z ewangelicznego punktu widzenia należy obalić, czy się to komuś podoba czy nie.
Mit I – Rodzice mają prawo do dziecka
Grzech pierworodny w myśleniu wielu małżonków polega na całkowicie błędnym założeniu. Jest nim całkowicie subiektywne (skądinąd zrozumiałe) ale fałszywe przekonanie, że macierzyństwo i ojcostwo się należy. W Ewangelii nie znajdziemy na ten temat nawet jednego zdania. Nic nikomu się nie należy. Bóg wszystko może, ale niczego nie musi. Miłość jest wolna w swoich decyzjach; daje co chce, komu chce, jak chce i kiedy chce. A więc nie zawsze, nie wszystko i nie każdemu! Człowiek nie powinien w żaden sposób tej miłości „przymuszać”, „szantażować”, nawet najbardziej szlachetnymi odruchami serca. Tego myślenia muszą się wystrzegać także zwolennicy naprotechnologii (metody leczenia zgodnej z nauczaniem Kościoła). Posiadanie dzieci nie jest żadną „należnością”, nie jest prawem, jest łaską czyli darem niezasłużonym. Jest też powołaniem a to oznacza, że w sensie najbardziej dosłownym macierzyństwo i ojcostwa bez Boga nie istnieje w ogóle lub istnieje ale jako uzurpacja i polega na „wykradaniu” i „zawłaszczaniu” sekretu życia Stwórcy. To jest nieporównanie poważniejsza sprawa niż kradzież ognia jakiej dopuścił się Prometeusz, który zresztą poniósł konsekwencje swojej decyzji; codziennie przylatywał jastrząb, który wyjadał mu kawałek wątroby. Zwróćmy uwagę, że nawet świat mitu nie pomija kwestii odpowiedzialności. Nawet mity mówią o konsekwencjach. Starożytni dostrzegali oczywistość związku przyczyny i skutku, której współcześni ludzie wydają się nie zauważać.
MIT II – Cel uświęca środki
Konsekwencją błędnego założenia, że dzieci są kimś (czymś) należnym rodzicom, jest przyjęcie zasady, że każdy sposób „pozyskiwania” dziecka jest dopuszczalny. Jedni robią to poprzez handel żywym towarem (przemyt dzieci z krajów Trzeciego Świata idzie w setki tysięcy), inni poprzez dzierżawę lub sprzedaż materiału genetycznego, inni przez in vitro. W każdym przypadku dziecko jest traktowane przedmiotowo. Przyjęcie zasady, że cel uświęca środki wywołuje prawdziwy efekt domina. Każde kolejne przekroczenie istniejących od zawsze norm, niemal wszystko można wtedy racjonalnie wytłumaczyć i uzasadnić. Wskazując sobie lub innym niezwykle szlachetne cele można być najprawdziwszym barbarzyńcą. Jeśli człowiek, nieważne dorosły czy dziecko, staje się środkiem do celu to znaczy, że zatraciliśmy pojęcie osoby, relacji osobowych, zwłaszcza miłości. Sprowadzamy wszystko do rozważań czy coś jest technicznie, technologicznie możliwe czy nie? Dziecko staje się dla niektórych rodzajem należnej „konsumpcji”. To jest część wielkiej strategii pokus bogacącego się społeczeństwa. Demaskował to Jan Paweł II w Irlandii zanim ten kraj dokonał konsumpcyjnego skoku: „ Szerzący się materializm podporządkowuje sobie człowieka w wieloraki sposób – z agresywnością, która nie oszczędza nikogo. Najświętsze zasady będące dotąd bezpiecznymi przewodnikami jednostek i społeczeństw zostały zupełnie wyeliminowane z życia przez fałszywe rozumienie wolności, świętości życia, nierozerwalności małżeństwa, właściwego sensu życia seksualnego, stosunku do dóbr materialnych oferowanych nam przez postęp. […] Dobrobyt i dostatek – nawet wtedy, gdy dopiero zaczynają być udziałem szerszych kręgów społecznych – prowadzą do przekonania o prawie do wszystkiego, co dobrobyt niesie ze sobą i do stawiania coraz bardziej egoistycznych żądań. Każdy domaga się pełnej wolności we wszystkich dziedzinach ludzkiego postępowania i płynących z niej nowych modeli moralności.[…] Stoimy obecnie w obliczu wyzwania, jakim jest pokusa przyjęcia za prawdziwą wolność tego, co w rzeczywistości jest jedynie nową formą zniewolenia.”(Homilia Msza św. w Phoenix Park w Dublinie, 29.09.1979 r.).Chrześcijaństwo nigdy nie głosiło pojedynczych wartości. Zawsze głosiło system, hierarchię wartości, które wzajemnie siebie potrzebują i afirmują. W chrześcijaństwie najwyższą wartością wcale nie jest życie czy wolność lecz miłość. „ Bóg jest miłością” – mówi Św. Jan (1J 4,8). Może się okazać w że Bóg, który jest miłością, w swoich planach nie przewidział dla tych konkretnych ludzi ojcostwa i macierzyństwa, mimo tkwiących w nich pragnień. A przynajmniej nie należy wykluczać takiego scenariusza!
Pokusa by w imię zachowania wiernych zrezygnować z wartości jest ogromna. Jak owocowały wszelkie kompromisy na które godzili się ludzie Kościoła ze strachu albo dla uniknięcia odrzucenia, możemy prześledzić na przestrzeni wieków. Złudna obietnica, więcej, prawdziwie demoniczny sofizmat, że jeśli Kościół zrezygnuje z wierności i wymagań, zachowa wiernych wystawiła Kościół katolicki, ale także wszystkie odłamy chrześcijaństwa na ośmieszenie i pogardę. Za każdym razem spełniały się słowa Chrystusa o soli zwietrzałej, która na nic się nie przydaje, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi” – Mt 5,13. Rezygnacja z wartości jest dla Kościoła aktem samobójczym. Tylko wierność daje Kościołowi gen niezniszczalności! Jak długo Kościół trwa wiernie w nauce Pana, może liczyć na Jego obecność i opiekę. Wtedy nie tylko towarzyszy mu obietnica wypowiedziana do Piotra „…bramy piekielne go nie przemogą” – Mt 16,18, ale staje się rzeczywistą przestrzenią i zarazem świadkiem takich właśnie zwycięstw. Odrzucenie głosu Kościoła w tej czy innej kwestii nie jest niczyim zwycięstwem. To nie jest żaden sukces, choć może być i bywa tak przedstawiany w mediach! Tak naprawdę przegrywa wtedy człowiek sam ze sobą i ze słabością, którą w sobie nosi. Kościół nie powinien się bać odrzucenia z powodu wierności. Odrzucenie jest stanem normy dla Kościoła. Ma on do wyboru albo być odrzuconym jako znak sprzeciwu albo jako znak zgorszenia. Jeśli zostanie odrzucony jako znak sprzeciwu trzeba się cieszyć, że światło jest światłem, sól solą a zaczyn zaczynem! Jeśli stanie się znakiem zgorszenia, czeka go podwójne odrzucenie. Kościół nie ma wyboru jest tylko depozytariuszem a nie twórcą Objawienia.
ks. Ryszard K. Winiarski, Lublin
Tekst pochodzi z gazety “Angelus Bronowicki” nr 4/2008
Mit 2 - nie każda metoda jest godziwa, tyle, że tekst nie pokazuje dlaczego in vitro nie jest godziwe?
Mit 3 - Kościół wielokrotnie ustępował zdobyczom medycyny. Za przykład niech posłużą np. szczepienia, które aż do XX wieku były przez Kościół zwalczane, a Leon XIII uważał je za targnięcie się na majestat Prawa Bożego. Podobnie zmieniano zdanie o transplantacji, czy transfuzji.
2. Dowody na to, że in vitro jest złem w większości opierają się na mitach. Nieprawdą okazało się, że dzieci z in vitro częściej chorują, że mają jakąś bruzdę, albo, że aby mogły się urodzić trzeba było zabić ich braciszków i siostrzyczki. Obecnie jedyną kontrowersją jest to, że podczas in vitro nie wszystkie zapłodnione komórki jajowe są później wykorzystywane.
3. Kościół zawsze z rezerwą podchodzi do zdobyczy medycyny. Początkowo wiele rzeczy nazwanych jest złem, ale patrząc na owoce Kościół dochodzi do wniosku, że wcześniej potępiane zabiegi medyczne stają się dobrem. Przykładem niech będzie transplantacja organów. Początkowo Kościół zwalczał wszelkie próby przeprowadzania takich operacji, nazywając je zabawą w Boga, by potem, widząc ile dobra to przynosi złagodzić swoje stanowisko. Jeszcze kilka dekad temu zdecydowanie potępiano pobieranie organów od żywych dawców, by obecnie stać na stanowisku, że np. oddanie nerki choremu bratu jest aktem najwyższej miłości.
"Na szczęście nasz Kościół nigdy nie idzie za tym światem, tylko za głosem Boga." Skad jestes tego taki pewny ? Inkwizycja tez paliła na stosie niewinnych ludzi "za głosem Boga" ? Czasami musiały upłynac wieki zanim Kosciol (a nie glos Boga) uznal ostatecznie racje nauki za prawdziwe .
40 lat temu po raz pierwszy zastosowano metodę in vitro. Kościół, wypowiadając się przeciwko tej metodzie, miał właściwe rozeznanie – mówi ks. Matthias Beck*.
Befruchtung einer Eizelle Grafische Darstellung (Fotolia/Sashkin)
DW: Jest Ksiądz jednym z wiodących ekspertów Kościoła katolickiego w sprawach bioetyki. Od wielu lat zajmuje się ksiądz etyczną stroną postępu medycznego. Pisał Ksiądz o takich eksperymentach jak tworzenie hybryd czy chimer. Czy przyszłość należy do Frankensteinów?
Ks. Matthias Beck*: No cóż, nie posunęłbym się aż tak daleko. Może wyjaśnię: chimera jest stworzeniem noszącym w sobie obce komórki. Właściwie ciężarna kobieta też jest chimerą, także każda osoba po przeszczepie. To są dorosłe organizmy, ale sprawa robi się bardzo krytyczna, kiedy mamy do czynienia ze stadium embrionalnym, w którym układ odpornościowy nie jest jeszcze tak wykształcony, by dochodziło do odrzutów. Były na przykład eksperymenty, kiedy do kurzego embriona wstrzykiwano komórki przepiórek. Rodziły się kurczaki, które poruszały się jak przepiórki i wydawały z siebie odgłosy jak przepiórki. Można sobie wyobrazić na przykład wstrzykiwanie ludzkich komórek do embrionów małp. Wojsko prowadzi badania nad tym, czy małpy mogłyby również strzelać.
Hybryda jest czymś innym. Na przykład w Anglii podjęto już próbę pobrania komórki jajowej krowy, wydrążenia jej i włożenia do niej jądra komórki człowieka, a więc wprowadzenia ludzkiego genomu. Powstała w ten sposób istota hybrydowa, która zawierała 99,9 procent genomu dawcy jądra komórki, czyli człowieka i 0,01 procent komórki krowy z jej mitochondrium.
Brzmi to nieco przerażająco, ale pocieszę Państwa, że natura stworzona przez Pana Boga jest bardzo skomplikowana. Te stworzenia nie są w stanie przeżyć długo. Hybrydy z krowiej komórki jajowej z ludzkim genomem umierają na przykład po 10-12 dniach. Prawdopodobnie w ogóle nie są one zdolne do życia, ponieważ wszystkie te klony są poważnie uszkodzone.
Dr. Matthias Beck (DW/B. Dudek)
Dr. Matthias Beck: Dobrze, że Kościół ma w tej sprawie jasne stanowisko
DW: Mimo wszystko to brzmi jak opowieść o Frankensteinie. A jak jest w przypadku zapłodnienia metodą in vitro, pod względem etycznym bardzo kontrowersyjną? Przy tego typu zabiegach powstają przecież nadliczbowe embriony, które następnie się zamraża i po pewnym czasie niszczy.
MB: Tak, to bardzo skomplikowane. Metoda ta jest stosowana od 1978 r., a do zapłodnienia dochodzi w probówce. Od dziewiątego dnia są one następnie wszczepiane do macicy. W poprzedzających dniach zarodki przechowywane są w specjalnych roztworach odżywczych i są narażone na wysokie ryzyko infekcji. Dlatego w tych roztworach, umieszczane są antybiotyki. Niewiele się o tym mówi i nie wiemy, czy nie powoduje to długofalowych szkód.
DW: ... ale nie w Wielkiej Brytanii. Jeśli dobrze rozumiem, Kościół katolicki jest przeciwny tej metodzieze względu na zabijanie embrionów?
MB: Argumentacja Kościóła katolickiego zaczyna się znacznie wcześniej. Nawet gdyby nie było nadliczbowych zarodków, nawet gdyby ich nie niszczono, Kościół katolicki odrzuca tę metodę zasadniczo z dwóch powodów. Po pierwsze, masturbacja jest zabroniona, więc nie wolno uzyskiwać w ten sposób ludzkiego nasienia.
Drugi powód jest nieco głębszy, a więc: dziecko, nowy człowiek, może powstać jedynie przez fizyczne zjednoczenie mężczyzny i kobiety, a nie za pomocą techniki medycznej, strzykawki.
DW: To jednak nie brzmi przekonująco dla osób, dla których ta metoda może być jedynym wyjściem, by zostać rodzicami ...
Już w 1987 roku, a więc 9 lat po po wprowadzeniu metody in vitro, Kościół wydał na ten temat dokument. Kategorycznie ją odrzucił, z wymienionych przeze mnie powodów. Byłem wtedy młodszy, więc pomyślałem: "dlaczego Kościół zawsze musi być tak apodyktyczny w odniesieniu do wszystkiego"? Dziś uważam, że Kościół miał właściwe rozeznanie.
Po pierwsze, prawdopodobnie mamy na świecie obecnie ponad 20-30 milionów dzieci, które urodziły się przy zastosowaniu metody in vitro. Jest wiele rodzin, które są z tego zadowolone i szczęśliwe, ale nie jest to pozbawione problemów. Wspomniałem już o jednej rzeczy, o antybiotykach w roztworze odżywczym. Jest ryzyko wprowadzenia genetycznie uszkodzonych plemników do komórki jajowej. Dalej - wszczepia się dwa lub trzy zarodki. Ale rodzina chce tylko jednego dziecka. Jeden lub dwa są zabijane poprzez ukierunkowane ukłucie przez ścianę brzucha matki w serce tego embrionu. To brzmi bardzo brutalnie, ale nie chcę tu nikogo straszyć. Idźmy dalej. Hasło – obcy dawcy nasienia, jeśli nasienie małżonka nie jest dobre. A więc ktoś inny może być dawcą nasienia.
Austria wprowadziła właśnie nową ustawę o medycynie reprodukcyjnej. Wynika z niej, że i para lesbijek może mieć dziecko. Jeśli dwóch mężczyzn chce mieć dziecko, potrzebują matki zastępczej. W Austrii jest to zakazane. A więc jadą do Brazylii. Kobiety, które zgadzają się być matkami zastępczymi, są częściowo brutalnie wykorzystywane. Za donoszenie ciąży otrzymują stosunkowo mało pieniędzy, za to dobrze zarabiają agencje pośredniczące.
DW: I tutaj zaczynają się „schody”, nie tylko pod względem moralnym, ale i prawnym. Takie dziecko ma bowiem troje rodziców ...
MB: Kiedy w 1978 roku zaczęto zapładniać człowieka poza łonem matki była to "rewolucja". Polega ona też na tym, że tymi nowo powstałymi embrionami można manipulować w najwcześniejszym stadium, we wszystkich kierunkach. A więc: komórka jajowa jednej kobiety, nasienie innego mężczyzny, komórka jajowa jeszcze innej kobiety, nagle dzieci mają po trzech, czterech rodziców, innych pod względem genetycznym, innych pod względem prawnym. Albo w przypadku par lesbijskich: jedna kobieta mówi – oddam moją komórkę jajową, wszczepimy ją partnerce, bo chcę mieć swój genetyczny udział w dziecku, a nasienie weźmiemy od mężczyzny. Ale przecież ta pierwsza kobieta nie może być ojcem, ojcem jest dawca nasienia. Trzeba więc będzie wprowadzić w prawie pojęcie rodzic 1, rodzic 2.
A zatem, gdy pomyślę wstecz o tych 40 latach, powiedziałbym, że otworzyliśmy puszkę Pandory, której nie możemy już zamknąć. Możliwości manipulacji człowiekiem stają się coraz większe, a więc Kościół dobrze to przewidział 40 lat temu. Być może użyte argumenty nie były wtedy jeszcze idealne, ale zgadzam się z meritum.
*ks. prof. dr. med. hab. Matthias Beck (ur. 1956) – niemiecki lekarz i katolicki ksiądz. Od 2007 roku profesor teologii moralnej/etyki medycznej na uniwersytecie w Wiedniu. Członek Austriackiej Komisji Bioetycznej i Papieskiej Akademii Dla Życia. Autor wielu książek z pogranicza medycyny, filozofii i teologii.
Reasumując, jedyne przeszkody realne, to masturbacja i naruszenie integralności aktu płciowego. Co do pierwszego, to istnieją sposoby pobierania nasienia bez masturbacji, stosowane chociażby w "naprotechnologii". Po drugie, integralność aktu małżeńskiego jest pojęciem szerokim i podlegającym teologicznym zmianom. Warto przypomnieć, że w przeszłości za naruszenie godności aktu płciowego uznawano współżycie małżonków w określonych pozycjach, wyrażano obawy co do godziwości, gdy małżonkowie są całkiem nadzy. Kilka dekad temu za niegodziwe uznawano stosowanie środków hormonalnych sprzyjających poczęciu. Kościół stopniowo łagodził podejście do tych kwestii i to, co dawniej uznawano za niegodziwe dziś jest często przez Kościół promowane (choćby wspomniana stymulacja hormonalna stosowana w "naprotechnologii").
Tak więc nadal nie przekonałeś mnie. Z resztą sam dziennikarz z cytowanego wywiadu mówi, że podstawowe argumenty Kościoła nie brzmią przekonująco.
Nie trafia też do mnie argument o widzeniu siebie w roli bóstwa. Znam dwoje lekarzy, którzy przeprowadzają zabiegi in vitro, żadne z nich nie rości sobie praw do boskiej czci, anie nie sądzi, że jest niczym Bóg, bo potrafi "stworzyć człowieka". Stosując "słowa klucze" o zabawie w Boga próbowano w przeszłości powstrzymywać wszystko, łącznie z lotami w kosmos.
Jak dla mnie te argumenty nie bronią się same, wybacz.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.