Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Franciszku, nie rozumiem

Miałem nadzieję, że przesadzam z krytyczną oceną reakcji Watykanu na wojnę na Ukrainie. Po wczorajszej rozmowie Franciszka z Cyrylem - jest mi z tą reakcją jeszcze trudniej.

Najsmutniejsze zdanie, jakie usłyszałem przy okazji sakry biskupiej, brzmiało: „Teraz to już nikt ci nie powie prawdy”. Bardzo mnie to zabolało, bo pomyślałem, że słabe to będzie, jeśli nikt mi nie powie prawdy, nikt mnie nie skrytykuje, nikt się nie sprzeciwi. Na głos. Bo po cichu – to wiadomo…

To fragment mojej rozmowy sprzed paru lat z jednym z polskich biskupów. Przypomniałem sobie o niej teraz, gdy przy najlepszych chęciach i próbie zrozumienia reakcji Watykanu i samego Franciszka na rosyjską agresję - nie byłem w stanie powiedzieć o niej niczego dobrego (szerzej piszę o tym w najnowszym numerze GN ("Wschodnie okno Watykanu"). A tymczasem w przestrzeni medialno-społecznoścowej pojawiły się m.in. takie głosy w „obronie” papieża: „wielu próbuje go pouczać, ale niewielu nadąża za jego radykalizmem ewangelicznym”; „zamiast krytykować, lepiej się za niego modlić”…

Zupełnie nie rozumiem takiego stawiania sprawy i takiej strategii „obrony”: albo się za papieża modlisz, albo go krytykujesz. Przecież bez pytań, a czasem nawet żalu, będzie to raczej miłość nieszczera. Nie mówię o środowiskach, które Franciszka krytykują programowo od lat, właściwie za sam fakt, że jest papieżem. Mówię o najbardziej zdrowym podejściu do relacji syn-ojciec: miłość nie wyklucza przecież pytań, a nawet wyrzutów ze strony dziecka. Każdy, kto niemal codziennie przechodzi weryfikację swojego ojcostwa w rodzinie, z pewnością to rozumie.

Przez wiele lat sam broniłem Franciszka w różnych mediach - katolickich i świeckich. Starałem się jednak, by nie była to obrona na zasadzie „bo papież tak mówi, więc nie ma dyskusji”. Próbowałem raczej pokazać, że totalna krytyka jego pontyfikatu bywa wynikiem albo osobistego uprzedzenia, albo słuchania opinii już uprzedzonych, a nie lektury jego pełnych wypowiedzi. Owszem, z niejedną rzeczą sam miałem problem - głównie w kwestiach politycznych czy pewnych akcentów, jakie papieża stawia w swoich diagnozach. Ale w sprawach religijnych nie mam wątpliwości, że mamy do czynienia z pontyfikatem prorockim.

Tym bardziej bolą mnie uniki, jakie papież robi w wypowiedziach o wojnie w Ukrainie. A wczorajsza rozmowa z Cyrylem jest dla mnie osobiście jakimś zupełnie niewytłumaczalnym dramatem i kompromitacją watykańskiej polityki wschodniej. Przynajmniej takie mam odczucie na podstawie tego, co same służby prasowe Watykanu opublikowały. Jeśli rzeczywiście rozmowa z „religijną twarzą” (sic!) rosyjskiej agresji, jaką dobrowolnie stał się Cyryl, sprowadziła się do tego, że - cytując rzecznika Watykanu - „papież zgodził się z patriarchą”, że „Kościół nie może używać języka polityki, lecz języka Jezusa”, to nie umiem tego inaczej nazwać niż policzkiem wobec ofiar tej bandyckiej napaści. Bo patriarcha moskiewski zrobił ostatnio wiele, by nie używać języka Ewangelii, ale właśnie języka polityki Kremla, ubranego w szaty parareligijne - a w istocie pogańskie. „Jesteśmy pasterzami tego samego świętego ludu, który wierzy w Boga, w Trójcę Świętą, w Matkę Bożą: dlatego musimy się zjednoczyć w wysiłkach na rzecz pokoju, na rzecz pomocy cierpiącym, na rzecz poszukiwania dróg pokoju, na rzecz powstrzymania ognia”, mieli uzgodnić obaj rozmówcy. Ba, obaj nawet „podkreślili wyjątkowe znaczenie trwającego procesu negocjacji, ponieważ, jak powiedział papież: „Rachunek za wojnę płacą ludzie, to żołnierze rosyjscy, to ludzie, którzy są bombardowani i giną”.

Franciszku, wybacz, ale ja tego nie rozumiem. Rozmawiałeś z człowiekiem, który ramię w ramię z Hitlerem XXI wieku w najbardziej perfidny sposób - bo powołując się na religię - uzasadnia bestialską napaść na sąsiedni naród. I naprawdę we wszystkim się zgodziliście? Nie padło pytanie o to, dlaczego patriarcha wykorzystuje religię do czegoś, co jest jej całkowitym zaprzeczeniem? Naprawdę najważniejsi w tej wspólnej trosce byli rosyjscy żołnierze, a dopiero później nawet nie nazwane według narodowości „ofiary bombardowań”? Naprawdę nie zapytałeś rozmówcy, co on osobiście zrobił dla „poszukiwania dróg pokoju” i dlaczego cały świat ma wrażenie, że zrobił coś dokładnie odwrotnego?

Chciałbym zadać te pytania papieżowi osobiście. Gdybym tylko miał szansę na wywiad - zadałbym je w pierwszej kolejności. Chciałbym wierzyć, że w otoczeniu Franciszka są jednak ludzie, którzy mają w sobie tę szczerość, by powiedzieć mu: jesteśmy naiwni w stosunku do Rosji, dajemy się wykorzystać rosyjskiej propagandzie.

Papieże, biskupi i w ogóle wszyscy mający jakąkolwiek władzę nad ludźmi, dla których są równocześnie ojcami, nie potrzebują wokół siebie potakiwaczy, którzy boją się powiedzieć prawdę. „Teraz to już nikt ci nie powie prawdy” - usłyszał biskup, którego cytowałem na początku. „Nie skorzystaliśmy z okazji, by zadawać papieżowi jakieś trudne pytania”, słuchałem zdumiony relacji biskupów jednego z krajów, którzy uczestniczyli w ubiegłym roku w wizycie ad limina… Syn i córka muszą mieć prawo powiedzieć ojcu: nie rozumiem tego, co robisz.

ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco]

P.S. Przed chwilą obejrzałem nagranie, jakie na Twitterze zamieścił…Arnold Schwarzenegger. W prostych, jasnych słowach (stanowczych, ale pozbawionych agresji), zwrócił się do samego Władimira Putina: „Prezydentowi Putinowi mówię: Ty zacząłeś tę wojnę. Prowadzisz tę wojnę. Ty możesz zatrzymać tę wojnę”. A do swoich przyjaciół Rosjan powiedział: „Kocham Rosjan. Dlatego muszę wam powiedzieć prawdę”. Na nagraniu aktor i były gubernator Kalifornii mówi m.in.: „Wysyłam tę wiadomość za pośrednictwem różnych mediów, by dotrzeć do moich drogich rosyjskich przyjaciół i rosyjskich żołnierzy w Ukrainie. Zwracam się dzisiaj do was, ponieważ na świecie dzieją się rzeczy, które są przed wami ukrywane. Potworne rzeczy, o których powinniście wiedzieć”. I dalej: „Wiem, że wasz rząd powiedział wam, że wojna ma na celu denazyfikację Ukrainy. To nieprawda. Ukraina to kraj z prezydentem żydowskiego pochodzenia, którego ojca trzech braci zostało zamordowanych przez nazistów. To nie Ukraina zaczęła tę wojnę, nie zrobili tego też nacjonaliści ani naziści. Wojnę rozpoczęły władze na Kremlu (…). To nie jest wojna, która ma na celu obronę Rosji, w jakiej walczyli wasi dziadkowie i pradziadkowie. To nielegalna wojna. Wasze życia, wasze ciała, wasza przyszłość zostały poświęcone bezsensownej wojnie, potępionej przez cały świat. Władze na Kremlu, wytłumaczcie mi, czemu poświęcacie młodych ludzi dla swoich własnych ambicji?”.

Nigdy nie sądziłem, że będę musiał przywoływać „Terminatora” jako przykład właściwej uczciwej reakcji na agresję Putina, ale w zderzeniu z reakcją Watykanu -  proszę wybaczyć, nie mam wyboru.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny