Nowy numer 18/2024 Archiwum

Partią prezydenta jest PiS

Prezydent Andrzej Duda nie powinien tworzyć własnego ugrupowania, jest potrzebny w PiS, aby hamować złe zmiany, jakie rządząca większość w rewolucyjnym zapale próbuje przeprowadzać.

Konflikt na linii Andrzej Duda–PiS, wywołany prezydenckimi wetami do ustaw reformujących sądy, i otwarty spór z Antonim Macierewiczem o kształt armii wywołał falę spekulacji o możliwości sformowania przez prezydenta własnego ugrupowania. Miałoby ono skupiać zwolenników reform o poglądach centroprawicowych. To droga do przegrania wyborów parlamentarnych, a na pewno do utracenia samodzielnej większości. PiS szedł do wyborów jako Zjednoczona Prawica, razem z Solidarną Polską i Polską Razem. Bardzo prawdopodobne, że właśnie dlatego otrzymał dodatkowy bonus w postaci samodzielnej większości. Jeśli za dwa lata obóz ten rozbije się na PiS i ugrupowanie prezydenckie, głosy się rozproszą. Zapewne większe poparcie zyska PiS, ale nie na tyle, aby samodzielnie rządzić, a koalicja z ugrupowaniem prezydenckim, które powstałoby w kontrze do partii Jarosława Kaczyńskiego, będzie niemożliwa. To zły scenariusz dla obozu reform.

Warto na napięcie między prezydentem a rządem spojrzeć z innej perspektywy. W obecnym modelu sprawowania władzy prezydent stał się praktycznie jedynym skutecznym bezpiecznikiem przed błędami rządu. Słuszne jest powiedzenie lorda Johna Actona, że każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Proces ten niestety dotyka także PiS. Jarosław Kaczyński często używa argumentu, że ponieważ naród (suweren) wybrał PiS i dał mu większość, to tym samym ma prawo przeprowadzać daleko idące reformy. Pełna zgoda. PiS ma prawo przeprowadzać głębokie reformy, ale naród nie dał rządzącemu ugrupowaniu prawa do przeprowadzania złych reform i psucia państwa. Nie przypadkiem naczelną zasadą demokracji jest równowaga między trzema władzami: wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą. Relacje między nimi powinny być tak skonstruowane, aby nawzajem się kontrolowały, stąd np. władza sądownicza musi być niezawisła i niezależna. Oczywiście są różne modele tej niezależności.

Ma rację obóz rządzący, że w III RP doszło do patologii, która m.in. polegała na rozumieniu niezależności przez środowisko sądownicze jako braku jakiejkolwiek kontroli przez pozostałe władze. PiS próbuje to zmienić, ale propozycje reform, które zawetował prezydent, dawały władzy wykonawczej zbyt daleko idący wpływ na władzę sądowniczą. W praktyce stworzyłyby mechanizm, który pozwalałby rządzącej większości całkowicie podporządkować sobie wymiar sprawiedliwości. W tej sytuacji prezydent przeszkodził we wprowadzeniu w życie tak ewidentnie złego prawa. W obecnym układzie prezydent jest obrońcą PiS przed absolutną deprawacją władzy.

Cele prezydenta i PiS są takie same. Rolą Andrzeja Dudy jest ochrona państwa przed rozwiązaniami, które go psują, korygowanie błędów. W obecnej praktyce rządzenia jest to rola niezbędna. W sytuacji otwartego konfliktu z PiS, czy tworząc własne ugrupowanie, prezydent nie będzie mógł jej skutecznie wykonywać.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bogumił Łoziński

Zastępca redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Polska”.
Pracował m.in. w Katolickiej Agencji Informacyjnej jako szef działu krajowego, oraz w „Dzienniku” jako dziennikarz i publicysta. Wyróżniony Medalem Pamiątkowym Prymasa Polski (2006) oraz tytułem Mecenas Polskiej Ekologii w X edycji Narodowego Konkursu Ekologicznego „Przyjaźni środowisku” (2009). Ma na swoim koncie dziesiątki wywiadów z polskimi hierarchami, a także z kard. Josephem Ratzingerem (2004) i prof. Leszkiem Kołakowskim (2008). Autor publikacji książkowych, m.in. bestelleru „Leksykon zakonów w Polsce”. Hobby: piłka nożna, lekkoatletyka, żeglarstwo. Jego obszar specjalizacji to tematyka religijna, światopoglądowa i historyczna, a także społeczno-polityczna i ekologiczna.

Kontakt:
bogumil.lozinski@gosc.pl
Więcej artykułów Bogumiła Łozińskiego