Nowy numer 19/2024 Archiwum

Ostatnia szychta

Niewolnicy Stalina zasługują na wspomnienie w ich patronalne święto.

Największą tragedią w dziejach śląskiego górnictwa nie były katastrofy górnicze, ale wywózki na Wschód, które rozpoczęły się w lutym 1945 r.  Z Górnego Śląska sowieci wywieźli, co najmniej 50 tys. osób, w tym bardzo wielu górników. Na podstawie umowy jałtańskiej traktowali ich jako niemieckie „żywe reparacje wojenne”.

Napisałem w „Gościu” kilka tekstów na ten temat, które spotkały się ze sporym odzewem czytelników. Z różnych stron otrzymałem listy od dzieci ofiar dramatu, wspominające traumę tamtych dni. Jeden z listów przyszedł z Dűsseldorfu. „Cieszę się, że teraz w wolnej Polsce ta tematyka nie jest już więcej przemilczana” – napisał pan Rudolf.  Zrelacjonował w nim także, jak zapamiętał wyjście na ostatnią szychtę swoich bliskich. „Na plakatach wezwano wszystkich mężczyzn w wieku od 17 do 55 lat, do stawienia się do punktu zbornego przy kopalni „Centrum” w Bytomiu. Mój ojczym Jan Kuźnik, jego szwagrowie Paul Nierle i Teodor Nowak oraz jego szwagier Pakosch wybrali się pieszo z Szombierek, gdzie wszyscy mieszkali i pracowali w dawnej kopalni „Hohenzollern”, do tego punktu zbornego. Stamtąd, pod strażą radzieckich żołnierzy z karabinami maszynowymi, zostali po kilku dniach zaprowadzeni na dworzec w Bobrku i wywiezieni w wagonach towarowych do Ukrainy. Z tej czwórki wrócił jedynie mój ojczym w maju 1947 r. Pozostali wycieńczeni i chorzy na tyfus, zmarli na Ukrainie. Ojczyma zmuszano do pracy w kopalni, w miejscowości Kadiejewka. Opowiadał, jak ukraińscy dozorcy – a wśród nich i kobiety – znęcali się nad tymi internowanymi biciem i kopaniem. Tak zwana zupa składała się z wody i zielonych pomidorów. Nigdy się nią i jedną kromką chleba nie można było nasycić. Zawsze byli głodni”.

Autor listu prosi o przekazanie go do IPN, gdzie powstaje lista deportowanych górników.  Chce, aby do listy dopisane zostały także nazwiska jego bliskich – górników z Szombierek. Niedawno abp Wiktor Skworc poświęcił tablice upamiętniającą niewolniczą pracę Ślązaków w Doniecku na Ukrainie. Już czas, aby ich pamięć została należycie utrwalona także na Górnym Śląsku. W Radzionkowie tworzone jest Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 r. Powinien także powstać pomnik. Dobrym miejscem dla niego byłby Plac Wolności w Katowicach, gdzie ciągle stoi pomnik wdzięczności Armii Czerwonej. Dawno jednak powinien być usunięty i przeniesiony na miejscowy cmentarz żołnierzy radzieckich. Plac Wolności byłby wtedy dobrym miejscem dla upamiętnienia tysięcy górników, dla których styczeń 1945 r. nie był czasem wyzwolenia, ale deportacji. Oznaczał niewolniczą pracę, a często i śmierć.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Andrzej Grajewski

Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Świat”

Doktor nauk politycznych, historyk. W redakcji „Gościa” pracuje od czerwca 1981. W latach 80. był działaczem podziemnych struktur „Solidarności” na Podbeskidziu. Jest autorem wielu publikacji książkowych, w tym: „Agca nie był sam”, „Trudne pojednanie. Stosunki czesko-niemieckie 1989–1999”, „Kompleks Judasza. Kościół zraniony. Chrześcijanie w Europie Środkowo-Wschodniej między oporem a kolaboracją”, „Wygnanie”. Odznaczony Krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice, Krzyżem Wolności i Solidarności, Odznaką Honorową Bene Merito. Jego obszar specjalizacji to najnowsza historia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, historia Kościoła, Stolica Apostolska i jej aktywność w świecie współczesnym.

Kontakt:
andrzej.grajewski@gosc.pl
Więcej artykułów Andrzeja Grajewskiego