Spowiedź potencjalnego samobójcy

To, do czego ja zachęcam, to żeby mieć w konfesjonale broszury, ulotki, które można wręczyć osobie w kryzysie. Warto je nakleić na święty obrazek czy inną ulotkę, tak żeby ta osoba odchodząc od konfesjonału, czuła się spokojna, że nikt stojący obok tego nie zobaczy.

Publikujemy fragment książki "Zniknąć bez słowa" autorstwa red. Weroniki Kostrzewy i ks. Tomasza Marka Trzaski, suicydologa. 

To była naprawdę dobra szkoła. Większość uczniów chodziła na religię, a ksiądz Marek dobrze się z nimi dogadywał. Ufali mu, pytali o sprawy moralne, duchowe, światopoglądowe. Czasem miał wrażenie, że w tych dyskusjach nadrabiali braki z domu, ponieważ ich rodzice nie mieli za dużo wolnego czasu. Lekki stres pojawiał się tylko wtedy, gdy wchodził do pokoju nauczycielskiego. Grono pedagogiczne co prawda odnosiło się do niego z sympatią, ale wystarczył jeden nauczyciel historii, obsesyjnie wręcz nieznoszący Kościoła, żeby atmosfera stawała się trudna do zniesienia. Żarty, docinki, niechlubne karty z historii Kościoła, ale też powszechnie powtarzane nieprawdziwe historie o księżach – to pojawiało się, gdy tylko obaj równocześnie przebywali w pokoju nauczycielskim. Historyk w żartach sugerował, że gdyby ksiądz Marek nie chodził w tej czarnej szacie, to by go nie prowokował do tych zaczepek. Kapłan był jednak nieugięty. Sutannę traktował jako znak, że jest tu jako ksiądz, po to by służyć. To zresztą zazwyczaj robił w czasie przerw, chodząc po korytarzach i kontynuując rozmowy, które uciął dzwonek. Jego wykładowca z seminarium powiedział mu kiedyś, że gdy ludzie będą potrzebowali duchowej pomocy, to przypomną sobie o nim dzięki tej sutannie. Zobaczą go w tym księżowskim stroju i nawet jeśli do kościoła już dawno nie chodzą, będą wiedzieli, że on zawsze jest na służbie. Po kilku latach ksiądz Marek zmienił parafię i zapomniał o „panu od historii”. Pewnego dnia usłyszał jednak jego głos w słuchawce. Było już dobrze po wieczornej mszy i od razu uznał, że o tej porze ktoś musi dzwonić z ważną sprawą. W słuchawce zabrzmiał znajomy, aczkolwiek średnio lubiany głos: „Cześć, to ja, Władek z IV LO”. Okazało się, że jego siostra odebrała sobie życie. Rodzice potrzebowali wsparcia. A nauczyciel historii w tej bezradności odnalazł w głowie tylko jednego człowieka, którego kojarzył z tego, że zawsze chciał służyć i był w gotowości, by pomóc. Tym razem też nie odmówił. To nie była łatwa posługa, ale ksiądz Marek był z rodziną historyka zarówno w czasie pogrzebu, jak i po nim. Dziś zawsze gdy słyszy żarty pod swoim adresem, w myślach odpowiada: „Jak zadzwonisz, to odbiorę”.

Weronika Kostrzewa: Na samym początku naszej rozmowy pojawił się wątek, że u człowieka można rozpoznać kryzys, depresję albo kryzys samobójczy wtedy, kiedy zdejmuje maskę. Zastanawiam się, czy księża nie mają najlepszej lokalizacji do tego, by usłyszeć, że człowiek jest w kryzysie.

ks. Tomasz Trzaska: Użyję mojej standardowej odpowiedzi: i tak, i nie. Jeśli spojrzelibyśmy na duszpasterstwo i zastanowili się, gdzie my możemy usłyszeć, czy dostrzec kryzys. To będzie i konfesjonał, i katecheza, i kancelaria parafialna, i nawet zakrystia, ale też wyjazd wakacyjny, i wyjazd taki, i inny, i spotkania wspólnoty, i kolęda… Tych obszarów jest bardzo dużo, tak że wyliczając je, pewnie doszlibyśmy minimum do kilkunastu. Naprawdę tej przestrzeni jest dużo i w każdej z nich mamy okazję spotkać osobę, która będzie miała jakieś objawy. Ale mimo iż konfesjonał jest miejscem szczerości, ma on też swoje ograniczenia. Po pierwsze, jest to spowiedź i tym się tam zajmujemy. Po drugie, obowiązuje tajemnica spowiedzi. A po trzecie, człowiek przychodzi zazwyczaj z czymś innym i może na przykład nie chcieć zasygnalizować problemu. A skoro nie powie, co przeżywa lub po prostu że nie chce mu się żyć, tylko po prostu przyjdzie, wyzna grzech i pójdzie, to naprawdę możemy tego nie zauważyć. Przyczyna może być też czysto techniczna. My często nie widzimy tej osoby, słyszymy tylko głos. W tradycyjnym konfesjonale kratki ze względów higienicznych zaciągnięte są jeszcze folią, kontakt wzrokowy nie istnieje. Pamiętasz, gdy mówiłem o smutnych oczach? One tutaj są zazwyczaj zakryte. Ale przestrzeni, w których księża mogą dostrzec osoby w kryzysie, jest bardzo dużo i z tego, co wiem, dostrzegają.

Zobacz też:

A czy księdzu wypada zadać takie pytanie przy spowiedzi jak psychiatrze w czasie rozmowy: „Czy ma pan/pani myśli samobójcze?”?

Tak, wypada. Oczywiście nie jest to podstawowe zadanie spowiedzi, natomiast jeżeli widzimy, że osoba jest w kryzysie albo nam to zgłasza, wtedy stosujemy zasady pierwszej pomocy emocjonalnej i próbujemy tę osobę wysłuchać i zobaczyć, w jak ciężkim stanie się znajduje. Puryści by powiedzieli, że spowiedź nie do tego służy. Skoro jednak dajemy rady w sferze życia rodzinnego, zawodowego, bo przecież tak rozszerzamy tę naukę odnośnie do odrzucenia grzechu, to dlaczego nie miałyby one dotyczyć życia psychicznego? Zwłaszcza że to jest też obszar troski o życie i wartości życia. Jak widać, jest tu pewna trudność, ale tak, ksiądz może w trakcie rozmowy zapytać o myśli samobójcze. Jednocześnie dobrze by było, żeby poinformował penitenta, że myśli samobójcze same w sobie jako myśli prawdopodobnie grzechem nie będą. I on nie pyta o grzech, tylko o kondycję psychiczną. 

Prawdopodobnie?

Tak, bo tutaj mamy szereg wariantów i zmiennych. Może być na przykład tak, że ktoś ma myśli samobójcze i choć same w sobie nie są one grzechem, to jednak ta osoba nie chce iść do specjalisty, nawet biorąc pod uwagę to, że dzieje się z nią coś złego, problem zauważa jej środowisko, a rodzina upomina w tej sprawie. To jest trochę jak z chorobą alkoholową. Ileś osób mówi, że pijesz za dużo, ryzykownie. To brak troski, chęci usłyszenia, że jest problem, i brak podjęcia działań może mieć charakter grzeszny. A jeśli człowiek jest alkoholikiem i wpadnie w ciąg tygodniowy, no to wiadomo, że jest już chory.

A to fantazjowanie? To takie snucie myśli, wyobrażanie sobie, planowanie samobójstwa, może oglądanie filmików dotyczących samobójstwa? Przecież w internecie jest na pewno wszystko. To już podchodzi pod grzech?

Mamy różne rzeczy, bo fantazjowanie, jeśli będzie związane właśnie z kryzysem, to nie jest grzechem, tylko szukaniem ulgi. Pamiętajmy też, że osoba w kryzysie bardzo często będzie miała zaburzenie poznawcze. To znaczy złe postrzeganie pewnych elementów rzeczywistości, świata wartości, relacji i tak dalej. Wiąże się to niekiedy ze zmianami chemicznymi w głowie, szczególnie przy depresji. Więc takie zachowania niekoniecznie są grzechem. Natomiast pasjonowanie się tym tematem, romantyzowanie go – to są naprawdę skrajne przypadki, ale to może być grzechem. Myślę, że w tej sytuacji nie jest najważniejsze ustalenie, co jest grzechem, ale raczej rozeznanie, jak można pomóc w konfesjonale.

Jak taki ksiądz, nawet po jakimś szkoleniu, dzięki któremu zdaje sobie sprawę, że jest coś takiego jak kryzys samobójczy, powinien zareagować w konfesjonale, gdy spowiada kogoś – jego zdaniem – w naprawdę złym stanie psychicznym? Z jednej strony obowiązuje tajemnica spowiedzi, z drugiej człowiek przyznaje, że ma myśli samobójcze…

To wbrew pozorom jest bardzo problematyczne. Oczywiście na pewno chciałbym pomóc, ale księdza obowiązują tu pewne zasady. Tajemnica spowiedzi jest nienaruszalna. A przepisy jeszcze mówią dodatkowo, że jeżeli ja miałbym wracać jako ksiądz do tematów, które usłyszałem w konfesjonale, to muszę na to mieć wyraźną zgodę penitenta, a najlepiej by było, żeby on sam o to poprosił. Nie mogę powiedzieć, by został po mszy lub po spowiedzi, odnieść się wtedy do tego, co usłyszałem w konfesjonale, i zaoferować pomoc. Muszę już w trakcie spowiedzi zaproponować mu, że możemy rozmawiać w ramach sakramentu albo jeśli będzie chciał, możemy porozmawiać potem i wrócić do tego tematu. Muszę mieć na to jego zgodę. Ojcowie duchowni uczyli nas w seminarium, że jeśli chcesz nawiązać do treści usłyszanych w konfesjonale, to dobrym zwyczajem jest, żeby ta osoba jeszcze raz sama do tego wróciła i opowiedziała na nowo. Ja się do tego stosuję. Ta praktyka wynika bardziej z chęci zachowania pewnej higieny psychicznej i dania komfortu tej osobie. Chcemy uniknąć tego, że ja wychodzę z konfesjonału, gdzie Bóg odpuścił grzechy, a teraz odwołuję się do tego, co tam padło. To jest naprawdę ważne.

A jeśli ksiądz spowiada osobę w kryzysie, ale ona mimo złego stanu psychicznego nie chce rozmawiać? Kategorycznie odmówi i wychodzi z kościoła, a ksiądz zdaje sobie sprawę, że jej stan jest poważny, może zagrażający życiu.

Wtedy ksiądz ma dylemat. Zaczyna gryźć się z myślami, czy może powinien wybiec. Ale co może zrobić? Złapać ją za rękę? Przecież nic nikomu powiedzieć nie może. Musimy pamiętać, że żyjemy w świecie niedoskonałym i nie mamy protokołu i scenariusza na wszystkie sytuacje. Czasem będzie tak, że z braku narzędzi rozgrzeszamy i resztę zostawiamy Bogu. Często na szkoleniach na temat spowiedzi zostawiam sporo czasu na dyskusję z księżmi. Rozmawiamy o różnych niuansach. Co ciekawe, te pytania praktycznie zawsze się powtarzają. To znaczy, że jako księża spotykamy się z jakimś wachlarzem sytuacji, na szczęście w większości powtarzalnych. Możemy więc się przygotować. W tej dyskusji jednak najbardziej chodzi o to, żeby księża trochę intelektualnie się obudzili i przeszli sobie przez te meandry tajemnicy spowiedzi, dyspozycji, rozgrzeszenia lub braku rozgrzeszenia. Bywają w tym temacie bardzo gorące dyskusje. Ale dzięki temu zmuszamy się do myślenia. Miałem sygnały, że po burzliwej dyskusji na panelu jednemu księdzu przydarzyła się właśnie taka wymagająca spowiedź. Odpowiedzialnością księdza jest sama spowiedź. Oczywiście powinien też udzielić wsparcia psychologicznego, natomiast przede wszystkim jest to spowiedź. To, do czego ja zachęcam, to żeby mieć w konfesjonale broszury, ulotki, które można wręczyć osobie w kryzysie. Warto je nakleić na święty obrazek czy inną ulotkę, tak żeby ta osoba odchodząc od konfesjonału, czuła się spokojna, że nikt stojący obok tego nie zobaczy. To może być nawet wydrukowany kod QR, który pokieruje ją na stronę internetową, gdzie znajdzie wsparcie specjalistyczne. Dając taką ulotkę, możemy na koniec powiedzieć, że jeśli ta sytuacja wymaga interwencji, to tu można zadzwonić, tu jest baza pomocowa, tu jest informacja, gdzie pójść, a tu telefon zaufania. Tak samo to może funkcjonować, gdy spowiadamy kobietę, co do której przypuszczamy, że jest ofiarą przemocy. To jest działanie subtelne, dające wolność, jednak nie wypuszczamy ludzi z niczym.

 

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Stacja7 i jest dostępna m.in. w księgarni Dobroci.pl: https://dobroci.pl/produkt/zniknac-bez-slowa-weronika-kostrzewa-ks-tomasz-trzaska/.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Redakcja