Istnieje w Rzymie pradawna tradycja, zgodnie z którą pobożni chrześcijanie w każdy dzień Wielkiego Postu odwiedzają inny kościół Wiecznego Miasta. George Weigel, amerykański teolog i biograf Jana Pawła II podążył tym pielgrzymkowym szlakiem. Jak później wyznał, był to najlepszy Wielki Post w jego życiu. Owocem tego czasu są jego komentarze do czytań biblijnych i brewiarzowej liturgii godzin. George Weigel wydał je w książce pt. „Rzymskie pielgrzymowanie”, która właśnie ukazała się po polsku nakładem wydawnictwa M.
Użytkownik Gosc.pl każdego dnia tegorocznego Wielkiego Postu znajdzie tu kolejny fragment tej książki.

Czwartek czwartego tygodnia Wielkiego Postu - stacja u św. św. Sylwestra i Marcina

Przyjąć Krzyż oznacza przyjąć logikę zbawienia, tak jak zdefiniował ją Ojciec. To być może najtrudniejsze wyzwanie Wielkiego Postu. Jednakże – jak pokażą to nieomylnie dwa pozostałe tygodnie wielkopostnej pielgrzymki – życie Chrystusa, a tym samym naśladowanie Chrystusa, prowadzi nieuchronnie na Kalwarię.

W drugiej połowie czwartego tygodnia Wielkiego Postu narasta kryzys wywołany osobą Jezusa i Jego misją. W dzisiejszej Ewangelii Jezus oświadcza, że ponieważ Królestwo wkroczyło w historię tu i teraz, nie wystarczy już przestrzegać Prawa ani nawet zgłębiać Pisma, by poznać Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba i Mojżesza. Aby poznać i dotrzeć do tego Boga, którego Jezus ośmiela się nazywać „Ojcem”, każdy musi przyjść przez Tego, którego Ojciec posłał. Posłuszeństwo Synowi, niewymuszone ani niebędące zniewoleniem, lecz ofiarowane Mu w sposób nieprzymuszony – oto nowa forma wiary. Drogą prowadzącą do Ojca jest przyjaźń z Synem; przyjaźń z Synem to więź Nowego Przymierza; przyjaźń z Synem to droga do oddawania czci Bogu w duchu i prawdzie; przyjaźń z Synem to przewodnik prawego życia.

Czwartek czwartego tygodnia Wielkiego Postu - stacja u św. św. Sylwestra i Marcina   Bazylika św. św. Sylwestra i Marcina Stephen Weigel W konfrontacji Jezusa z przeciwnikami widać wyraźnie Jego zdecydowane przekonanie, że nie On sam daje o sobie świadectwo: „Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, sąd mój nie byłby prawdziwy. Jest przecież ktoś inny, kto wydaje sąd o Mnie; a wiem, że sąd, który o Mnie wydaje, jest prawdziwy. [...] Dzieła, które Ojciec dał Mi do wykonania; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał”. Świadectwo to pozostaje spójne z przymierzem Mojżeszowym, które wypełnia, i z planem historii zbawienia objawionym po raz pierwszy przez wydarzenia składające się na wyjście z Egiptu: „Nie mniemajcie jednak, że to Ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym oskarżycielem jest Mojżesz, w którym wy pokładacie nadzieję. Gdybyście jednak uwierzyli Mojżeszowi, to byście i Mnie uwierzyli. O Mnie bowiem on pisał. Jeżeli jednak jego pismom nie wierzycie, jakżeż moim słowom będziecie wierzyli?”.

To wyzwanie adresowane do pielgrzymów żyjących w dwudziestym pierwszym wieku brzmi równie dobitnie dzisiaj, jak brzmiało wówczas, gdy Jezus kierował je do swoich rodaków. Pięć wieków po Chrystusie św. Leon Wielki, papież, kieruje podobne wyzwanie do swej rzymskiej wspólnoty, nakazując wiernym odłożyć na bok własne wyobrażenia odpowiadającego ich oczekiwaniom zbawiciela i skupić się na Odkupicielu oraz środkach odkupienia, które wcześniej wybrał sam Ojciec. W czytaniu dzisiejszej Liturgii Godzin św. Leon naucza pielgrzymów żyjących w dwudziestym pierwszym wieku, podobnie jak uczył żyjących w piątym stuleciu rzymian, że Jezus, który jest Chrystusem, musiał wziąć na siebie nasze słabości, „naszą naturę niewolnika”, by ją uleczyć i uzdolnić nas do bliskości ze Świętym:

Toteż żeby tę naturę uzdrowić z zastarzałych ran i oczyścić z brudu grzechowego, Jednorodzony Syn Boży stał się również Synem Człowieczym, aby Mu nic nie brakowało z prawdziwego człowieczeństwa i z pełni Boskości. 

To nasze ciało spoczywało martwe w grobie, a trzeciego dnia zmartwychwstało i wstąpiło ponad wszelkie wysokości nieba, aby zasiąść po prawicy Ojca. Jeżeli więc będziemy kroczyć drogą przykazań, nie wstydząc się wyznawać tego wszystkiego, co On uczynił dla naszego zbawienia w poniżeniu przyjętego ciała, wówczas i my także zostaniemy podniesieni do uczestnictwa w Jego chwale, gdyż z całą oczywistością spełni się to, co zapowiedział: „Do każdego, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10, 32).

A zatem stojące przed nami wyzwanie polega na tym, by nie wstydzić się „wyznawać tego wszystkiego, co On uczynił dla naszego zbawienia”. Przeszkodą dla przyjęcia tego wyzwania jest nasza pycha. Ona także doszła do głosu w Raju; ona dała znać o sobie, gdy Izraelici ulepili złotego cielca pod Synajem. Z nią mieliśmy do czynienia w czasie publicznej działalności Jezusa i z nią mamy do czynienia także dzisiaj. Czy ludzkość uformuje sobie Boga na swój własny obraz i podobieństwo? Czy stworzymy sobie odkupiciela, który naprawi wszystko w taki sposób, w jaki naszym zdaniem powinno być naprawione? Czy też poddamy się ze czcią i posłuszeństwem tej „formie” odkupienia, którą zaplanował Bóg i nad którą n i e mamy kontroli, odkupienia, które zmusza nas, by zmierzyć się ze zbawczym charakterem tego, co uderza nas często jako absurdalne: cierpieniem i śmiercią?

Jan Paweł II w swoim liście apostolskim o chrześcijańskim sensie cierpienia Salvifici doloris, ogłoszonym w 1981 roku, zastanawia się nad tym, że tylko ludzie cierpią. Zwierzęta doświadczają bólu, lecz cierpią tylko ludzie. To wskazuje, że cierpienie, nie wyłączając cierpienia w jego najbardziej bolesnej fizycznej postaci, ma zasadniczo charakter duchowy; cierpienie dotyka duszy, a nie jedynie układu nerwowego. Pismo Święte, które w przekonaniu Jan Pawła II jest „wielką księgą o cierpieniu”, uczy nas, że miłość jest „najpełniejszym źródłem odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia”. Aby jednak ludzkość pojęła w pełni tę prawdę, konieczna była nie argumentacja, lecz demonstracja tej prawdy. Demonstracją tą jest odpowiedź, jaką Ojciec udzielił człowiekowi „w Krzyżu Jezusa Chrystusa”.

Przyjąć Krzyż oznacza zatem przyjąć logikę zbawienia, tak jak zdefiniował ją Ojciec. To być może najtrudniejsze wyzwanie Wielkiego Postu. Jednakże – jak pokażą to nieomylnie dwa pozostałe tygodnie wielkopostnej pielgrzymki – życie Chrystusa, a tym samym naśladowanie Chrystusa, prowadzi nieuchronnie na Kalwarię. „Dzieła”, które Jezus czyni i które świadczą o tym, że Jego posłannictwo jest prawdziwe, obejmują także uzdrawianie z cierpienia fizycznego i psychicznego. Są to znaki, które pokazują, że Królestwo wkracza w historię i w życie konkretnych mężczyzn i kobiet. A jednak Jezus, nawet kiedy uzdrawia, cierpi. Cierpi niezrozumienie. (Jakim sposobem syn cieśli może dokonywać tego rodzaju rzeczy?) Cierpi z powodu tego, że jest wyklęty przez współbraci w wierze (ponieważ ośmielił się utożsamić z Ojcem). Będzie także cierpiał z powodu drwin i szyderstw w chwili śmierci. („Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym”– Łk 23, 35).

A zatem w doświadczeniu Chrystusa mamy do czynienia z „nieporównywalną głębią i intensywnością cierpienia”, ponieważ w swoim cierpieniu był „zdolny ogarnąć miarę zła” nagromadzonego przez cały okres trwania ludzkiej historii. Tak pisał Jan Paweł II w Salvifici Doloris. Szwajcarski teolog Hans Urs von Balthasar twierdzi coś podobnego, i to nawet bardziej zdecydowanie, w swoich rozważaniach poświęconych Credo oraz Tajemnicom Bolesnym różańca. „Co znaczy – pyta Balthasar – dźwigać ciężar winy całego świata, doświadczać w sobie wewnętrznej perwersji ludzkości, która odrzuca jakąkolwiek posługę, jakikolwiek szacunek wobec Boga?”[1]. Nie możemy tego sobie, mówiąc bardzo dosłownie, wyobrazić. Nie możemy sobie wyobrazić, co to znaczy cierpieć, jak cierpiał Syn, który wziął na siebie „wszystko, co się sprzeciwia Bogu”[2].

A przecież to właśnie tutaj, na Krzyżu, dostrzegamy to, co Balthasar opisał jako odwieczne trynitarne przedsięwzięcie dokonujące się w historii, „Plan usunięcia całego brudu grzechu świata, spalenia go w ogniu cierpiącej miłości”[3]. Na Kalwarii żarliwe uczucie Boga, a więc zarówno Boży gniew z powodu zła świata, jak i Boże miłosierdzie zdecydowane uleczyć to, co zepsuł grzech, zbiegły się w jedno. Syn w mocy Ducha ofiarowuje Ojcu doskonały akt przebłagania i przez ten akt posłuszeństwa płonący ogień Bożej miłości wkracza w historię i pochłania w świecie wszystko, co nie jest w stanie rodzić miłości, nie wyłączając cierpienia oraz śmierci.

Odkupienie ma charakter trynitarny. To działanie trójświętego Boga, który jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Kościół wbija nam to do głowy dzisiaj i jutro, zarówno w liturgii, jak i w kościołach stacyjnych. Dzisiejsza stacja u św. św. Sylwestra i Marcina oddaje cześć papieżowi, który – jak mówi tradycja – odebrał w tym miejscu dekrety Soboru Nicejskiego, potwierdzającego wiarę Kościoła w Trójjedynego Boga, odrzucając równocześnie pisma Ariusza, którego antytrynitarne nauczanie podzieliło Kościół na wiele dziesięcioleci. Natomiast jutrzejsza stacja oddaje cześć rzymskiemu kapłanowi i męczennikowi, który oddał życie w obronie boskości Chrystusa i tym samym w obronie nauki o Trójcy Świętej.

Odkupieńcze cierpienie, Bóg jako Trójca Osób, która zbawia ludzi przez płomień oczyszczającej miłości. Przyjęcie tych prawd pełni kluczową rolę w naśladowaniu Chrystusa, ponieważ prowadzi ono od Syna do Ojca i Ducha oraz do przyjęcia trynitarnej miłości i Bożej chwały.

[1]     H.U. von Balthasar, Credo, przeł. J.D. Szczurek, Kraków 1997, s. 40.

[2]     H.U. von Balthasar, Różaniec. Zbawienie świata w modlitwie maryjnej, przeł. J. Koźbiał, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 1998, s. 54.

[3]     Tamże.

« 1 »
Dyskusja zakończona.

Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.

Reklama

Najnowszy numer

Nowy numer 19/2024

12 maja 2024

Dobry wzrok analfabety

Próbował mi niedawno kolega psycholog tłumaczyć różnicę pomiędzy urojeniami i halucynacjami. Mało z tego zrozumiałem i nie zamierzam absolutnie tej wiedzy przekazywać dalej, do codziennego życia nie jest ani mnie, ani szanownemu Czytelnikowi niezbędna.

Więcej w Artykuł