Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Sobór temu winny?

Nie spotkałem księdza wychowanego przed II Soborem Watykańskim, który płakałby za „Kościołem przedsoborowym”. Spotkałem za to takich, którzy czytając po raz pierwszy teksty dokumentów Vaticanum II, płakali ze wzruszenia.

W 60. rocznicę zwołania II Soboru Watykańskiego rachunek sumienia może zrobić każdy członek Kościoła. „Zagorzali” zwolennicy odnowy soborowej – czy na pewno wszystkie reformy, które zostały wprowadzone i sposób funkcjonowania Kościoła dzisiaj oddaje ducha samego soboru, jego dokumentów, czy też jest autorską wariacją nie zawsze na temat. Zadeklarowani przeciwnicy – czy na pewno wczytali się w dokumenty soborowe z pokorą, wiarą i posłuszeństwem Kościołowi, ale też z chęcią pogłębienia własnej wiedzy teologicznej, biblijnej; czy w odrzuceniu wszystkiego, co kojarzy się z ostatnim soborem, nie przeważyła właśnie pycha i bluźniercze w istocie przekonanie, że Duch Święty nie miał z tym wydarzeniem nic wspólnego.
Nie ma wątpliwości, że każda ze stron jest w różnym stopniu winna temu, że po 60 latach od zwołania Vaticanum II budzi on niezrozumiałą w gruncie rzeczy podejrzliwość (sic!). Jest jakaś wina po stronie tych, którzy z liturgii zrobili bardziej celebrację własnej radosnej twórczości, błędnie zakładając, że zamiana kościoła w cyrk przyciągnie tłumy. Bo to nie ma nic wspólnego z właściwą odnową soborową, z piękną w formie i treści liturgią sprawowaną według wskazań Kościoła. I można wskazać długą listę miejsc, środowisk, które sprawują liturgię posoborową w sposób godny, piękny, przyciągający i dający poczucie wyjątkowości zgromadzenia liturgicznego. Ale dlatego właśnie tak wielkim nadużyciem środowisk odrzucających sobór albo w całości, albo „tylko” posoborową reformę liturgii jest próba przekonywania katolików, że alternatywą jest wyłącznie powrót do liturgii przedsoborowej – bo tylko ona rzekomo daje „poczucie sacrum” i tyko ona ma oddawać w pełni teologiczną prawdę o tym, co dzieje się na ołtarzu i to, kim jesteśmy jako zgromadzenie liturgiczne.
To zresztą więcej niż nadużycie, to zwyczajne kłamstwo. I nie jestem bynajmniej zwolennikiem zakazu sprawowania liturgii w starym rycie; przeciwnie, uważam, że radykalne ograniczenie możliwości wiernym uczestnictwa w takiej liturgii było zbyt daleko idącą interwencją. Ale z całą pewnością nadużyciem jest coraz powszechniejsze w „katolickich internetach” przekonanie, że tylko liturgia przedsoborowa jest lekarstwem na liturgiczne nadużycia. Brakuje tu zresztą refleksji, że i w przedpoborowej liturgii pełno było nadużyć i mocno wątpliwych teologicznie interpretacji poszczególnych gestów.
Warto w tym miejscu podkreślić jedną rzecz: z jakiegoś powodu najwięcej zwolenników „powrotu do dawnej liturgii” można znaleźć wśród duchownych i świeckich, którzy w ogóle tamtych czasów nie pamiętają. Nie spotkałem księdza wychowanego przed II Soborem Watykańskim, który płakałby za „Kościołem przedsoborowym”. Spotkałem za to takich starszych dziś wiekiem księży, którzy opowiadali mi, że czytając w latach 60. XX wieku po raz pierwszy teksty dokumentów Vaticanum II, płakali ze wzruszenia. Przypominam sobie zwłaszcza rozmowę z ks. Henrykiem Bolczykiem, byłym moderatorem generalnym Ruchu Światło–Życie. Dokładnie 10 lat temu, w 50. rocznicę zwołania Vaticanum II, tak mówił o obrazie Kościoła, jaki wyniósł z przedpoborowego seminarium: – Można by go nazwać societas perfecta – społeczność doskonała. To znaczy Kościół jest czymś tak doskonałym, że jak chcesz się zbawić, to wejdź do niego, tam wszystko jest gotowe, musisz się tylko w nim odnaleźć. Natomiast sobór odwrócił kierunek – zaczął pytać sam siebie, czy to Kościół potrafi pójść w zmieniający się świat i być dla ludzi wiarygodnym w nowych warunkach. W seminarium ten element misyjności był mało obecny. A to, co na wykładach z teologii pastoralnej nam mówili, to aż wstyd powtarzać: wykłady o ogłoszeniach parafialnych, o chodzeniu po kolędzie i odpowiednim traktowaniu ludzi, kiedy przychodzą do kancelarii parafialnej. Takie tylko tematy pamiętam, a gdzie ta teologia pastoralna? W ogóle jej nie było – mówił ks. Bolczyk.
Warto też przytoczyć jego wspomnienie pierwszego zetknięcia się z dokumentami soborowymi: - Pamiętam jak siedziałem w konfesjonale, czytając w „Znaku” pierwsze zdania Konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lumen Gentium”. Nie było tam jedynej definicji Kościoła. Przeczytałem, że Kościół jest w Chrystusie sakramentem, czyli znakiem zjednoczenia z Bogiem i ludźmi. W tym obrazie Kościoła były też liczne obrazy biblijne: że jest organizmem, ciałem Chrystusa, budowlą… I to mnie bardzo wzruszało, bo to był inny Kościół niż ten, który ja wyniosłem z seminarium, ze studiów, który był właśnie acies bene ordinata, idealnie poukładany, czyli bardziej przypominał instytucję doskonałą, idealnie zorganizowane wojsko – mówił ks. Bolczyk, który święcenia kapłańskie otrzymał w czerwcu 1962 roku, cztery miesiące przed zwołaniem soboru.
Na koniec trzeba podkreślić jedną rzecz: to nie jest tak, że tylko II Sobór Watykański zostawił po sobie podziały i spory. To warto przypominać dzisiaj, gdy sceptycy przekonują, że zwołanie kolejnego soboru może pogłębić podziały i doprowadzić do nowej schizmy. Argumentem tutaj ma być fakt, że po Vaticanum II doszło do trwającego do dziś i ciągle pogłębiającego się rozłamu, w którym rośnie liczba osób oskarżających ostatni sobór o całe zło w Kościele. W najnowszym numerze GN, w tekście „Oczyszczenie soborowe” przywołuję opinie historyków, m.in. ks. prof. Stanisława Adamiaka z Torunia: – Nie inaczej było po Vaticanum I. Odrzucenie soborów następowało często w imię tradycji; odrzucający twierdzili, że sobór wprowadza coś nowego, a my chcemy, by było tak, jak sobie wyobrażamy, że było od zawsze. Tak było z dogmatem o nieomylności papieskiej, który odrzucili starokatolicy. Na I soborze nicejskim kością niezgody było określenie „współistotny” w Credo; przeciwnicy mówili, że tego nie ma w Biblii, że sobór wprowadził pojęcie filozoficzne do języka wiary, że to jest nowinkarstwo i my w imię tradycji tego nie przyjmiemy. Nie wiem, czy potrafiłbym wskazać taki sobór czy synod, który zamknąłby temat i nikt nie miał później wątpliwości – uważa historyk.
Czekając na zwołanie kolejnego soboru, bardzo potrzebnego, zróbmy sobie najpierw rachunek sumienia, czy nie zakopaliśmy tego talentu, jakim był II Sobór Watykański.

Czytaj też: Święta góra Sobór

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny