Jakoś tak jesiennie się zrobiło, przyznają Państwo, więc i większość z nas z większym niż w innych porach roku zapałem sięga po książki, zarówno te z przeszłości, już przeczytane, jak i po nowości – pod tym względem zazwyczaj najnowszy laureat Literackiej Nagrody Nobla bywa najbardziej pożądanym.
Mnie zaś przyszła do głowy trochę gorzka refleksja (bez umniejszania komukolwiek) – że jednak dziś „to już nie te czasy”, gdy noblistami zostawali wyłącznie najwybitniejsi. A że zatęskniło mi się, i to bardzo, postanowiłem sięgnąć kolejny raz po „Czarodziejską górę” Thomasa Manna, za którą Nobel słusznie mu się należał, zresztą nie tylko za nią. Otrzymał go w 1929 roku, po raz pierwszy jako kandydat wymieniany był już po ukazaniu się w 1913 roku „Śmierci w Wenecji”; oficjalne uzasadnienie głosiło, iż otrzymał ją za „Buddenbrooków”, choć podobno większość członków komitetu pragnęła przyznać mu ją właśnie za „Czarodziejską górę”. Mann, uznany za najwybitniejszego pisarza niemieckiego pierwszej połowy XX wieku i jednego z najwybitniejszych – obok m.in. Goethego – w dziejach literatury niemieckiej, umieścił w niej bohatera określającego siebie jako homo humanus, włoskiego patriotę, piewcę humanizmu oraz demokracji i zblazowanego wielbiciela literatury w jednym. „Według poglądów głoszonych przez Settembriniego dwie zasady walczą o świat: siła i prawo, tyrania i wolność, przesąd i wiedza, konserwatyzm i wieczny ferment postępu. Można by pierwszą z nich nazwać zasadą azjatycką, a drugą – europejską, bo Europa jest ojczyzną buntu, krytyki i burzycielstwa, wschodnia zaś część świata uosabia bezruch i bezczynny spoczynek” – napisał Mann, dodając: „Nie ma żadnych wątpliwości, która z tych dwóch zasad odniesie wreszcie zwycięstwo: zasada oświecenia i doskonalenia się zgodnie z nakazami rozumu. Bo człowieczeństwo w swym triumfalnym pochodzie porywa za sobą coraz więcej narodów, coraz więcej miejsca zdobywa w Europie i zaczyna przedzierać się do Azji. Ale daleko jeszcze do jego ostatecznego zwycięstwa i wiele szlachetnych wysiłków oczekuje tych, którzy są już oświeceni i przepojeni ideą, zanim wreszcie nadejdzie dzień, kiedy w gruzy rozpadną się monarchie i religie także w tych krajach europejskich, które w gruncie rzeczy nie przeżyły osiemnastego stulecia ani roku 1789. Ale dzień ten nadejdzie, twierdził Settembrini i uśmiechał się nieznacznie pod wąsem, jeśli nie przyjdzie na gołębich nóżkach, to przyleci w poszumie orlich skrzydeł – i zajaśnieje jako jutrzenka ogólnego zbratania ludów pod znakiem rozumu nauki i prawa” (tłum. Józef Kramsztyk).
Uśmiechnąłem się z przekąsem po powrocie do lektury tego akapitu, który w dzisiejszych czasach czyta się zupełnie inaczej niż wówczas, gdy „Czarodziejską górę” miałem w rękach po raz pierwszy. Nie sądzę, by ktoś jeszcze dzisiaj miał wątpliwości co do kulturowej wyższości tych idei, które w gruzy miały powalić nie tylko monarchie, ale i religie, jak również, że ta jutrzenka braterstwa spod francuskich chorągwi za długo i za jasno nie poświeciła. O Europie i Azji już nawet nie wspominam. Kiedy tak jednak myślę o błędach popełnianych w imię ideologii, to przychodzi mi do głowy temat tego numeru „Gościa”, który biorą Państwo do ręki. Dziś również niewielu udaje się przekonać wielu, że ten „konserwatywny twór epok minionych” powinien odejść do lamusa. I że na gołębich nóżkach lub w poszumie orlich skrzydeł nadchodzi właśnie epoka wyzwolonych i szczęśliwych ludzi, którzy w pozytywną moc rodziny nie wierzą i uwierzyć nie chcą. „Dziś nie tylko brakuje uznania dla macierzyństwa, ale tworzy się atmosferę antynatalistyczną” – twierdzi Dorota Bojemska („Stworzyć modę na rodzinę” – s. 21), podając konkretne przykłady. Czy jako członkowie Kościoła mamy w sobie tyle zainteresowania przyszłością świata, żeby w kreowaniu atmosfery sprzyjającej rodzinom brać czynny udział pomimo łabędzich śpiewów piewców zupełnie innego jego porządku? Mam nadzieję. I nie mam na dodatek żadnych wątpliwości, że tu akurat naprawdę chodzi o to „człowieczeństwo”, co do którego bohater Thomasa Manna snuł jedynie fantazje.
ks. Adam Pawlaszczyk
Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.