Zwycięski remis z Holandią. A jednak słodko-gorzki debiut Jana Urbana

Po stronie biało-czerwonych były chęci. Po stronie pomarańczowych chęci i reszta tego, czego potrzeba zwycięzcom. A jednak pomarańczowi nie wygrali. Osłodą przeciętnego meczu Polaków była 80. minuta. Matty Cash – gol życia.

Był 12 października 2023 roku. W Malawi – Dzień Matki. W Brazylii – Dzień Dziecka. Na Wyspach Owczych – Dzień Probierza. Od ćwierćwiecza żaden selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski nie wygrał w swoim debiucie. Aż do tego dnia. Drużyna Michała Probierza – notowana w światowym rankingu o ponad sto miejsc wyżej od rywala, w dodatku przez połowę meczu posiadająca na boisku o jednego zawodnika więcej – zagrała bez przekonania. Ale wygrała. I to cieszy – chciałoby się rzec… Tyle że wszyscy pamiętają, co było potem.

4 września 2025 roku kolejną rocznicę urodzin obchodził autor słów: „Biada, kto daje ojczyźnie pół duszy”. Nie, to nie Jan Urban, a Juliusz Słowacki. Ale być może nasz nowy selekcjoner przypomniał Słowackiego ekipie z polskiej ekstraklasy, która weszła z ławki na boisko, żeby zmienić obraz gry. A tak zupełnie serio – Holendrzy do 70. minuty zdominowali na boisku Polaków. Przez ponad 70 proc. czasu gry to Dumfries, Depay i spółka byli w posiadaniu piłki. Po stronie biało-czerwonych były chęci. Po stronie pomarańczowych chęci i reszta tego, czego potrzeba zwycięzcom. A jednak nie wygrali. Osłodą przeciętnego meczu Polaków była 80. minuta. Matty Cash zdobył gola życia i uratował bardzo cenny punkt w drodze do mistrzostw świata.

Selekcjoner rodem z Jaworzna pod jednym względem miał łatwiej niż selekcjoner rodem z Bytomia. Wysoko postawiona w debiucie poprzeczka (topowy rywal, mecz o punkty, drastycznie mało czasu na treningi z drużyną) zmniejszyła nieco poziom oczekiwań wobec Jana Urbana na starcie jego reprezentacyjnej przygody. Duża presja jeszcze nadejdzie, z czego świetnie zdaje sobie sprawę i trener, i cały jego sztab.

„Przyjmuję rzeczywistość taką, jaka jest” – te słowa Urbana padły w kontekście krótkiego czasu na złożenie i przygotowanie nowej-starej drużyny do walki o mundial. Ale z innych wypowiedzi selekcjonera również przebijał się sportowy realizm. Co należy odnotować na plus. Od pompowania głów zawodnikom i kibicom hiperoptymizmem gorsza jest chyba tylko filozofia „granie na przetrwanie”. 

Od tej chwili do meczu otwarcia mundialu w 2026 roku pozostało równo 40 tygodni. Liczba 40, jeśli potraktować ją symbolicznie, mówi o czasie próby, szczególnego przygotowania. A żeby było na co czekać, Polacy muszą zająć co najmniej drugie miejsce w swojej grupie eliminacyjnej. Bezpośredni awans na turniej za oceanem należy się tylko drużynom, które wygrają grupy. Z kolei zajęcie drugiej lokaty wymusza grę w barażach. Jan Urban przejął zespół zajmujący trzecie miejsce.  Czy uda mu się wydobyć z drużyny narodowej drzemiący w niej potencjał?  O tym pisałem już w tekście „Realia i fantazje polskiej reprezentacji”. Można fantazjować, oczekując od nowego szkoleniowca magicznych mocy… „Przyjmuję rzeczywistość taką, jaka jest” – mówi trener, mając w głowie szkolenie jako proces przebiegający w określonych, nie zawsze dających się przewidzieć, warunkach.  

Warunki w Rotterdamie były wymagające, co akurat było do przewidzenia. Słodki jest smak tego remisu. Ale gdyby nie fenomenalny strzał Casha byłoby raczej gorzko. Zamiast wystawiać selekcjonerowi ocenę, na co jeszcze za wcześnie, wynotujmy, co zmieniło się w kadrze pod okiem Jana Urbana.

Po pierwsze do drużyny wrócił z opaską na ramieniu Robert Lewandowski. 

Po drugie Kamil Grosicki, mimo że oficjalnie pożegnał się w czerwcu z reprezentacją Polski, znów jest jej częścią. 

Po trzecie „Lewy” i „Grosik” mają razem 74 lata, czyli tyle samo co Andrzej Szarmach. Są symbolem reprezentacji ostatniej ery. A pewnie już niedługo staną się jej legendą. W ekipie Urbana to zadaniowcy o dwóch specjalizacjach – potrafią w odpowiedniej chwili „szarpnąć” przeciwnikiem, potrafią zadbać w szatni i na boisku o team spirit. 

Po czwarte zjawili się w kadrze debiutanci – utalentowani Arkadiusz Pyrka (FC St. Pauli), Jan Ziółkowski (od kilku dni AS Roma) i Przemysław Wiśniewski (Spezia Calcio). Ten ostatni zagrał z Holendrami od pierwszej minuty. Wydaje się, że łączenie doświadczenia roczników osiemdziesiątych i wczesnych dziewięćdziesiątych z żywiołem dwutysięcznych to oczywisty kierunek, jakim współcześnie powinna podążać piłkarska drużyna. Tyle że ten kierunek oczywistym był również dla poprzedniego selekcjonera, który powołał do reprezentacji aż piętnastu debiutantów. Poszukiwał nowych liderów wśród młodej generacji piłkarzy, lecz niewiele z tych poszukiwań wyszło. 

Po piąte atmosfera w drużynie wyraźnie się poprawiła jeszcze na długo przed meczem. Tak przynajmniej wynika z obrazków, jakie w ostatnich dniach pokazywały kamery obecne w szatni, hotelu, w drodze na trening... 

Po szóste atmosfera w drużynie jeszcze wyraźniej się poprawiła się po meczu.

„Przyjmuję rzeczywistość taką, jaka jest” – powtórzmy po raz trzeci to kluczowe zdanie trenera Urbana. Spokój i cierpliwość. Tyle oferuje póki co selekcjoner. Choć z pewnością wie, że nie wszyscy przyjmą taką ofertę.
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Sacha Piotr Sacha Dziennikarz, sekretarz redakcji internetowej „Gościa Niedzielnego”. Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”. Autor licznych artykułów dotyczących kultury oraz tematyki społecznej, a także książki dla dzieci „Mati i wielkie fałszerstwo”. Z pasją wędruje stronami literatury współczesnej i po ścieżkach muzyki. Ostatnio – wraz z prof. Jackiem Wojtysiakiem – opublikował książkę „Bóg na logikę. Rozmowy o wierze w zasięgu rozumu”.