Czy postać o. Maksymiliana w interpretacji Marcina Kwaśnego w „Triumfie serca” stanie się ikonicznym wizerunkiem bohatera, takim jak Jezus Jamesa Caviezela w „Pasji” Gibsona?
Święty Maksymilian Kolbe jest bohaterem kilku mniej lub bardziej udanych filmów, ale ich twórcy nie postawili sobie tak ambitnego założenia jak Anthony D'Ambrosio, reżyser „Triumfu serca”, którego dzieło właśnie wchodzi na nasze ekrany. Postanowił on pokazać na ekranie ostatnie dni życia o. Maksymiliana, co – jak przypuszczam – dla wielu reżyserów wydawało się z różnych względów przedsięwzięciem ryzykownym, a nawet niemożliwym. Jednym z powodów mogła być obawa, że drastyczne szczegóły pobytu w celi skazanych na śmierć głodową okażą się zbyt mocne dla widzów. Większość religijnych filmów unika eksponowania tego rodzaju scen na ekranie. Sam miałem obawy, że obraz amerykańskiego reżysera, w dodatku debiutanta, okaże się jedną z wielu przeciętnych lub nieudanych produkcji. Myliłem się. „Triumf serca” to jak dotąd najlepszy spośród filmów poświęconych o. Kolbemu. Na długo po seansie pozostaje w pamięci widza postać bohatera w interpretacji Marcina Kwaśnego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł
Edward Kabiesz
Dziennikarz działu „Kultura”, w latach 1991–2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk.