Jeden z najbardziej znanych profesorów zajmujących się tematyką szczęścia, Arthur Brooks, stwierdził niedawno, że najważniejsze lekcje, których udziela się dzieciom, to te niewypowiadane.
„Jeśli chcesz przekazać cnotę, nie ograniczaj się do mówienia o niej. Bądź nią. Dzieci stają się tym, co widzą”, powiedział Brooks. Trochę mi się to skojarzyło z platońskimi wizjami państwa doskonałego. Jak wiadomo, Platon postulował wychowanie służące harmonii ducha i ciała, kształtowane przez muzykę i gimnastykę, a także rozwijające wiedzę o Dobru. Uważał jednak, że prawdziwą wiedzę zdobywa się przez racjonalną refleksję nad światem Idei, a nie przez zmysłowe doświadczenie czy spisywanie idei, co również wskazuje na znaczenie niepisanych nauk przekazywanych przez bezpośrednią interakcję z nauczycielem. Otóż to, pomyślałem, pomny na to, że wakacje się skończyły, nowy rok szkolny w powijakach (i to jakich powijakach!), a naokoło dyskutuje się wciąż o polskiej szkole, jak by ją zreformować, czego ująć, czego dodać, czyli popsuć – jak mi się przy tym gorzko skojarzyło. Pamiętacie Państwo choć jedno takie pokolenie, które by nie doświadczyło reformy szkolnictwa? Ja nie. O ile mnie pamięć nie myli, to nawet ja wiele lat temu, idąc ze ściśniętym gardłem po raz pierwszy na szkolny plac, słyszałem już zewsząd, że będziemy jakimś eksperymentalnym rocznikiem. Nie powiem, czuliśmy się raczej dzięki temu wybrańcami, wyróżnionymi przez los, lepszymi tak od poprzednich, jak i następnych pokoleń właśnie z tego powodu: że będą na nas eksperymentować. Nic z tych eksperymentów co prawda nie wyszło, ci spośród nas, którzy mieli inklinacje do oślich ławek, w tychże ławkach siedzieli, a ci, którzy kochali błyszczeć przed tablicą, niezmiennie przed nią odśpiewywali popisowe arie. Nie powiem, do której grupy należałem.
Oczywiście z perspektywy lat widzę, jakie to wszystko było napompowane ideologicznym gazem. I – co gorsza – nie zauważam, by następujące po tamtych czasach ekipy specjalistów od zarządzania edukacją w czymkolwiek się poprawiły. Wręcz przeciwnie. Zgadzam się w zupełności z autorem tekstu „Produkt testowany na dzieciach” (s. 44), Adamem Śliwą, który twierdzi, że reformy są potrzebne, „ale trwalsze i rozsądniejsze są działania wypracowane w spokojnym dialogu specjalistów i zainteresowanych stron, a nie w konfrontacji”. A co do tego, że w kraju nad Wisłą do nieustannej konfrontacji w tym kontekście dochodzi, wątpliwości nie ma chyba nikt, prawda? „Wielu specjalistów zauważa, że jesteśmy świadkami dostosowywania polskiej oświaty do wytycznych Europejskiego Obszaru Edukacji. Uznawanie dyplomów szkół z całej Unii czy łatwość uczenia się w innych krajach to aspekt pozytywny, ale trudno nie obawiać się utraty wpływu na treści przekazywane w szkołach na rzecz unijnych urzędników. Już teraz widać pewne symptomy zmian” – pisze A. Śliwa, cytując przy tym Krystynę Lachman z Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, według której „celowo jest obniżany poziom, aby dzieci sformatować w konkretny sposób. Kończy się przekazywanie wiedzy. Celem jest dobrostan uczniów i zadowolenie z siebie w danym momencie. Bez refleksji, bez perspektywy przyszłości, bez kodu etycznego i moralnego”. Zabolała mnie ta diagnoza, wolałbym się z nią nie zgodzić, ale biorąc pod uwagę to wszystko, co dzieje się ostatnio wokół polskiej edukacji, nie mam raczej przekonujących argumentów za tą niezgodą. Wręcz przeciwnie... Kod etyczny i moralny niepokoi dzisiejszych decydentów o tyle, o ile odnosi się do próby przekonania innych, że wszystko im wolno. A raczej że wszystko, w co wierzą, że im wolno, jest moralnie obojętne. No cóż. Jakie czasy, tacy ludzie. A co do cytowanego na początku profesora od „szczęścia” powiem tylko, że opisując niedawno swoje codzienne rytuały i zwyczaje, dzięki którym staje się szczęśliwszy, wyznał, że każdego dnia o 6.30 jest na katolickiej Mszy Świętej. I co wieczór, wraz z żoną, która jest „największą miłością jego życia”, przed snem odmawiają Różaniec. Może znaleźliśmy w końcu odpowiedź na poważne pytanie: czemu tak wielu z nas nie czuje się szczęśliwymi?
ks. Adam Pawlaszczyk
Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.