Nowy numer 38/2023 Archiwum

Słowo, które zmienia życie

Był na samym dnie. Pił, kradł, trafił do więzienia. W dniu, kiedy po raz kolejny usiłował popełnić samobójstwo, Bóg odmienił jego życie. Teraz Henryk Krzosek został twarzą programu „Słowo na niedzielę”.

Do „Słowa na niedzielę” Krzoska wciągnęła Julita Wołoszyńska. Kilka lat temu zaproponowała mu udział w programie. Wtedy wystąpił w jednym z odcinków, a teraz, po 4 latach, będzie spotykał się z widzami co tydzień. Obecnie Henryk Krzosek jest zupełnie innym człowiekiem niż 20 lat temu.

Nic z ciebie nie będzie

Henryk Krzosek nie miał szczęśliwego dzieciństwa. Ojciec był alkoholikiem. Mama ciężko pracowała na utrzymanie rodziny. Nie miała czasu zajmować się dziećmi. Kiedy w podstawówce nauczyciel matematyki zawołał go do siebie i powiedział: „Krzosek, z ciebie już nic nie będzie”, poczuł, że ma dosyć szkoły. Więcej do niej nie poszedł, a książki wyrzucił na śmietnik. Przyznaje, że nie potrafił się uczyć. Piątą klasę powtarzał trzy razy.

 

Kiedy rzucił szkołę, rozpoczął życie na ulicy. Już w szkole miał kolegów, z którymi dokonywał drobnych kradzieży. Wszyscy pochodzili z patologicznych rodzin. Teraz robił to samo co kumple. Chciał im zaimponować, pokazać, że nie jest gorszy, chciał, by grupa go zaakceptowała. Skończyło się tym, że trafił do więzienia. Za napad z rabunkiem. Siedział 2 lata, później 7 miesięcy na wolności i kolejny napad z rabunkiem. Tym razem jako recydywista dostał 5 lat. Starał się o zwolnienie warunkowe, ale sąd uznał, że nie rokuje nadziei na poprawę. Cały wyrok odsiedział w ciężkim więzieniu. Tam ukończył szkołę podstawową, a potem zawodówkę, zdobywając zawód ślusarza-spawacza.

Nie chciałem być przestępcą

– Po wyjściu z więzienia byłem pełen buntu i nienawiści wobec wymiaru sprawiedliwości i całego świata, że zostałem pozbawiony młodości. Ale z drugiej strony, jeszcze w więzieniu, myślałem o rozpoczęciu nowego życia – wspomina po latach. – Przecież pragnąłem jakiegoś szczęścia, normalnego życia, nie chciałem być przestępcą, chciałem mieć zawód, żonę, rodzinę – dodaje.

Poznał dziewczynę, zakochał się i ożenił. Podjął pracę w wyuczonym zawodzie. Wkrótce urodziło im się dwóch synów. Wydawało się, że jego marzenia zaczynają się spełniać. I wtedy znowu rozpoczęły się problemy, z którymi nie potrafił sobie poradzić. – Nie wiedziałem, jak być dobrym mężem i dobrym ojcem – wspomina. –Wciągał mnie alkohol. Zostałem zwolniony dyscyplinarnie z zakładu, w którym przepracowałem 5 lat. Już wtedy wraz z żoną planowali wyjechać do Niemiec, gdzie mieszkał jej ojciec. Ostatecznie wyjechać udało się tylko żonie z jednym z synów. Miał do nich dołączyć później, ale nie otrzymał paszportu. Zamiast opiekować się synem, zaczął pić. W końcu otrzymał paszport i wyjechał, ale żona miała już dosyć męża pijaka. Wspólnie doszli do wniosku, że nie mogą już ze sobą być. Został sam. Żona wraz z teściem pomogli mu na początku pobytu w Niemczech, otrzymał też mieszkanie w domu dla przesiedleńców.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast