Wystawy muzealne już dawno nie przypominają prostego udostępniania eksponatów. Są nieprzypadkową opowieścią o historii, czy jak to się modnie dziś mawia – narracją. Państwo, albo samorząd, właśnie w ten sposób kształtuje pamięć o przeszłości.
15.07.2025 15:16 GOSC.PL
Jeśli w gdańskim ratuszu zostaje otwarta wystawa pod tytułem: „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”, trudno jej nie traktować jako tożsamościowej deklaracji. I nie sposób dziwić się gwałtownym protestom, nie tylko emocjonalnych z natury internautów, ale także prezydenta RP („kto relatywizuje zbrodnie, ten rozbraja sumienie narodu”) czy szefa MON („wystawa nie służy polskiej polityce pamięci”).
Nie należy zakładać, że miasto Gdańsk wespół z resortem kultury nie miało świadomości jaki będzie odbiór społeczny… nawet nie wystawy, bo dokumentuje ona losy tysięcy mieszkańców regionu, ale jej tytułu, mającego niewątpliwie posmak clickbaitu oraz niektórych opisów. Przeciwnie, wygląda to na celową prowokację. Dodajmy – kolejną, bo Gdańsk konsekwentnie stawia na niepokojący sentyment, czy też snobizm związany ze swoją przedwojenną historią, a ministerstwo kultury demoluje praktycznie wszystkie instytucje, programy i projekty poprzedniego rządu związane z polityką pamięci. Teraz także, po kontrolowanym skandalu, mamy rytualne załamywanie rąk nad „patriotyczną histerią”, wypieraniem niewygodnych faktów, wyrzucaniem na margines ludzi o odmiennych od podręcznikowej biografiach. I zapewne o to właśnie chodziło.
Jakby mało było napięć i emocji dotyczących bieżącej polityki, obecna władza dziwnie gustuje w historycznych prowokacjach. Chociaż słowo „dziwnie” można sobie darować. Polaryzacja jest w interesie władzy, która nie potrafi zarządzać dużymi projektami gospodarczymi, za to wyspecjalizowała się w zarządzaniu emocjami. Także tymi, dotyczącymi przeszłości. Program „Zawołani po imieniu”, upamiętniający dotąd Polaków ratujących Żydów, teraz będzie uwzględniał „szerokie uwarunkowania historyczne”, także w II RP i w PRL. Na czele rady Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau staje Barbara Engelking tropiąca polskie „współsprawstwo” w Holocauście, a minister Sikorski pytany z Kanale Zero o reparacje przekonuje, że właściwie to na II wojnie światowej skorzystaliśmy, dostając ziemie zachodnie. W dodatku nasze relacje z Niemcami – mówiąc delikatnie – nie są obecnie idealne. I w tym kontekście należy postrzegać to, co nam zafundował gdański magistrat.
Warto powtórzyć: losy Polaków przymusowo wcielonych do Wehrmachtu, z których zresztą wielu zdezerterowało i zasiliło szeregi Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, to ważny i słabo znany fragment naszej historii. Ale zarazem wymagający empatii, rzetelności i wyważenia w sposobie prezentacji. Umieszczanie jako części wystawy okładek dzienników opisujących awanturę wokół dziadka Donalda Tuska z pewnością o takim podejściu nie świadczy. A tym bardziej tytuł wystawy - sugerujący bliskość i akceptację. To się nie mogło skończyć inaczej… niż się skończyło. Czy raczej dopiero zaczyna.
W tym kontekście warto zauważyć nie tylko jednoznaczny komentarz Władysława Kosiniaka – Kamysza, ale rozpoczętą przez niego na platformie „X” akcję promującą codziennie sylwetki obrońców Polski pod nazwą #NasiChłopcy. „To hołd dla naszych bohaterów, którzy walczyli o wolność, często zapomnianych przez historię” – pisze wicepremier, wykazując się refleksem i odpowiedzialnością. Cykl otwiera sylwetka Piotra Konieczki, pierwszej ofiary II wojny światowej.
Piotr Legutko
dziennikarz, publicysta, wykładowca, absolwent filologii polskiej UJ. Kierował redakcjami „Czasu Krakowskiego”, „Dziennika Polskiego”, „Nowego Państwa” i „Rzeczy Wspólnych”, a także krakowskim oddziałem TVP i kanałem TVP Historia. Z „Gościem Niedzielnym” związany od początku XXI wieku. Opublikował m.in. „O dorastaniu czyli kod buntu”, „Jad medialny”, „Sztuka debaty”, „Jedyne takie muzeum”, książkowe wywiady z Janem Polkowskim i prof. Andrzejem Nowakiem oraz „Mity IV władzy” i „Gra w media” (wspólnie z Dobrosławem Rodziewiczem). Wykładowca UP JP II oraz Akademii Ignatianum.