Kościół nasz czy Jego?

„Dopełniam niedostatki udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”.

1. „Dopełniam niedostatki udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”. To zdanie bywa często przywoływane w kontekście cierpienia. Kiedy dostajemy od życia dotkliwe ciosy, czujemy się bezradni. Mamy poczucie niesprawiedliwości, która nas spotkała. Pojawiają się pretensje do wszystkich, także do Boga. Co zrobić z tym cierpieniem? Paweł pokazuje drogę, którą sam idzie. Włącza swój ból w krzyż Chrystusa. Skoro jako Kościół jesteśmy Ciałem Chrystusa, to znaczy, że w naszym człowieczeństwie doświadczamy jakiejś cząstki cierpień Ukrzyżowanego. Nie chodzi tutaj zapewne tylko o fizyczny ból, ale o każdy rodzaj cierpienia, również duchowego. Innymi słowy, każdą naszą udrękę możemy zamienić wraz z Jezusem na modlitwę. Możemy ofiarować Bogu. Dla dobra swojego i innych.

2. W dalszej części Paweł wskazuje, że cierpienie, o którym wspominał, wiąże się z misją, którą pełni. Jest nią głoszenie słowa Bożego wśród pogan. To zadanie napotykało często na opór, także w samym Kościele, który złożony był pierwotnie tylko z Żydów. Głoszenie Jezusa oznacza zawsze wezwanie do nawrócenia, a to niekoniecznie podoba się słuchaczom. Nasze zadanie jako ochrzczonych jest takie samo. Wskazywać dzisiejszym poganom, również tym we wnętrzu Kościoła, na bogactwo tajemnicy Chrystusa. Stawiać Go przed oczy niewierzących jako zaproszenie do pójścia za Nim. Niewątpliwie i dziś postawa głosiciela Ewangelii wiąże się z jakimś rodzajem cierpienia, kontestacji czy wręcz sprzeciwu. Nie wolno z powodu tego oporu rezygnować z misji.

3. Kościół składa się z ludzi, ale nie jest tworem czysto ludzkim. Nie możemy go traktować jako narzędzia, które sami kształtujemy wedle potrzeb chwili. „Jeśli Kościół pojmuje siebie jako twór czysto ludzki, to przestaje być pośrednikiem naszej wspólnoty z Chrystusem. Treści wiary stają się wówczas ostatecznie dowolne, tracą pierwotną moc, dzięki której nadają kierunek życiu i wyzwalają serca” – uczył kard. Ratzinger w Limie, a więc w miejscu zainfekowanym teologią wyzwolenia. Przyszły papież polemizował z wizją Kościoła, który dostosowuje się do świata kosztem pełnej prawdy o Chrystusie. Opierając się na fragmencie Listu św. Pawła, zauważył, że „w dzisiejszym społeczeństwie pozycja tego, kto głosi Ewangelię, jest osobliwa, dziwna. (…) Głoszenie przesłania zbawienie, które nie zostaje natychmiast przyjęte przez masy, dla tego, kto się tym zajmuje, oznacza, że przydzielone mu zostanie złe miejsce. Wielka wtedy może okazać się pokusa, aby mówić rzeczy, które zaspokajają najbardziej konkretne interesy słuchaczy. Ale słowo Boże, które nas zbawia, odnosi się do najwyższych interesów, daje orientację w wielkim stylu, jest słowem życia wiecznego, czyli prowadzi nas przez ten świat do życia wiecznego”. To współbrzmi z dzisiejszą Ewangelią. Jezus przyznaje rację słuchającej Marii, a napomina „aktywistkę” Martę, która tak mocno koncentruje się na swoich planach, że rozmija się z Nim. Zamiast Go słuchać, poucza. Nie o to chodzi w Kościele.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Ks. Tomasz Jaklewicz Ks. Tomasz Jaklewicz W II czytaniu