Widok dzieci… łysych, żółtych, z dziurami na twarzy, to mnie nie przerażało. Przerażała mnie niewiedza, jak mogę pomóc mojemu dziecku. To nie pozwalało mi spać…
Nie płakałam, bo w takim miejscu nie powinno się płakać. Możesz wyjść na zewnątrz i tam pokrzyczeć, popłakać, ale nie przy dzieciach. One widzą wszystko, czują i boją się. Na oddział onkologiczny zawsze wchodziłyśmy z uśmiechem. A Sara przyciągała do siebie wszystkie dzieciaki – opowiada Elżbieta Stawowska z Istebnej, żona Marcina, mama Sary, Alana i Niny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.