Wydaje się, że współcześnie twórcy chrześcijańscy wolą podążać za duchem świata niż za duchem liturgii.
Uczestniczyłem w konferencji poświęconej niezwykle ważnej i wciąż za mało znanej publikacji kard. Josepha Ratzingera zatytułowanej „Duch liturgii”. Zadziwiające jest dla mnie, że żadne środowisko artystyczne w Polsce nie podjęło jeszcze refleksji wyłożonej w tej książce, choć od jej polskiego wydania minęło prawie ćwierć wieku. Wydaje się, że dziś twórcy chrześcijańscy wolą podążać za duchem świata niż za duchem liturgii – ten wszak wymaga radykalnie odmiennego podejścia do zagadnień sztuki, która obecnie z jednej strony obwarowana jest wieloma założeniami czyniącymi z niej coś na kształt obcego kultu, z drugiej strony dotyka jej to, co zagraża każdemu kultowi – komercjalizacja. Konferencja, współorganizowana przez Muzeum Diecezjalne w Kielcach, odbyła się przy okazji targów SacroExpo, teoretyczne rozważania mogliśmy więc skonfrontować z propozycją wystawców. Moją uwagę zwróciły monstrancje i ołtarze adoracji zaprojektowane z dużym rozmachem – są bogate, wręcz multimedialne. Patrząc na nie, zastanawiałem się, jak współczesny człowiek – uzależniony od ekranu komórki, komputera i wielkiego telewizora – czuje się przed takim ołtarzem. Może tak jak w swoim salonie… Ale czy to dobrze? Obawiam się, że w takiej oprawie Najświętszy Sakrament schodzi na drugi plan – jest przecież mało zachwycający dla współczesnego oka. Moje wątpliwości co do tego typu realizacji wzmaga fakt, o którym dowiedziałem się już po targach, mianowicie jedna z monstrancji tego samego producenta peregrynuje po różnych kościołach. Trudno oprzeć się wrażeniu, że peregrynacja stała tu się rodzajem strategii marketingowej, bo przecież nie działaniem duszpasterskim, jak w przypadku pielgrzymki ikony jasnogórskiej. Naczynie zmieniło się w obiekt kultu. Zamiast pokazywać (łac. monstrare), skupia uwagę na sobie. I w taki sposób nawet monstrancja odbija dziś ducha naszych czasów.