Nowy numer 13/2024 Archiwum

Libia żąda dostępu do Gdańska

Jak wyglądałaby rewolucja w Libii, gdyby jakimś cudem powstał tam ruch podobny do naszej „Solidarności”?

Porównanie może nie najtrafniejsze, bo tło historyczne, okoliczności, specyfika władzy i społeczeństwa w Libii i Polsce to jednak dwa różne światy. Ale i tu, i tu rewolucja. U nas „jeden drugiego ciężary noście” i „zło dobrem zwyciężaj” pozwoliły uniknąć rozlewu krwi. To znaczy rozlewu krwi większego niż ten, na jaki pozwoliła sobie komunistyczna władza na Wybrzeżu czy na „Wujku”. Gdyby nie pokojowy ruch milionów Polaków, być może żylibyśmy dzisiaj w innej Polsce. Nie wchodzę tu celowo w zawiłości związane z oceną poszczególnych wyborów jakich dokonywała opozycja i władza. Chodzi tylko o to, że dzięki Bogu myśmy się tu wszyscy nie pozabijali.

Codziennie oglądam anglojęzyczną wersję arabskiej stacji Al-Dżazira. Niezwykle profesjonalna i obiektywna (starcie naprawdę różnych opinii) oraz najlepiej na świecie poinformowana o sytuacji na Bliskim Wschodzie (jej reporterzy są „na miejscu” zawsze i wszędzie). I codziennie oglądam reportaże i relacje na żywo z dotkniętej wojną domową Libii. Nie wchodzę tutaj w szczegółową analizę polityczną aktualnej sytuacji – to bardziej skomplikowane i piszemy o tym na bieżąco w GN. Mam tylko w głowie powtarzające się obrazki z ulic Trypolisu: biegające z karabinami (i strzelające z nich) nastolatki oraz powstańcy imitujący przed kamerami podrzynanie gardła. W domyśle: Kaddafiemu i jego zwolennikom. Wszystkim wrogom. To się powtarza na każdym niemal obrazie triumfujących rebeliantów. Kaddafi był tyranem, wszystko się zgadza. Tylko mam wątpliwości, jak będzie urządzone nowe państwo przez tych, którzy lekarstwem na tyranię chcą uczynić zarzynanie wszystkich przeciwników. „Libia nie obejdzie się bez pojednania”, powiedział niedawno zwierzchnik katolickiej wspólnoty w Trypolisie, bp Giovanni Martinelli. „Rozwiązanie siłowe może trwać jeszcze długo i nie pomoże w powojennym zjednoczeniu narodu. Dlatego nawet na tym etapie nie jest za późno, by przypominać o potrzebie rozmów i pojednania”, mówił biskup. Naiwność? W tamtych warunkach pewnie brzmi to dość egzotycznie. Może dlatego, że w Libii nie ma Gdańska, Stoczni, ks. Popiełuszki, nagranej pielgrzymki papieskiej z 1979 roku, stołów okrągłych…

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny