Śmierć nie musi być odbierana jako dramatyczne przejście, lecz jako zwieńczenie procesu rozpoczętego na chrzcie.
Przygotowując już ostatnią serię wielkopostnych rekolekcji, zajrzałem do książki Jeana Corbona „Liturgia. Źródło wody życia”. Ten francuski kapłan i teolog od 1956 roku mieszkał w Libanie. Z wyboru, a nie z urodzenia był członkiem Kościoła melchickiego. Znany jest przede wszystkim z tego, że został poproszony przez kard. Ratzingera o napisanie czwartej części Katechizmu Kościoła Katolickiego, poświęconej modlitwie chrześcijańskiej. Wydaje się jednak, że ślady wpływu libańskiego teologa możemy znaleźć również w innych miejscach katechizmu, np. we fragmencie o śmierci i pogrzebie chrześcijanina. Czytamy tam: „Dzień śmierci jest dla chrześcijanina, po zakończeniu jego życia sakramentalnego, dopełnieniem nowych narodzin rozpoczętych na chrzcie; jest ostatecznym »upodobnieniem« go do »obrazu Syna«, którego udziela namaszczenie Duchem Świętym” (1682). Śmierć nie została tu przedstawiona jako dramatyczne przejście, lecz jako zwieńczenie procesu rozpoczętego na chrzcie. Piękna myśl!
„Nasza ostateczna cielesna śmierć jest zatem niczym innym, jak dotarciem do kresu naszego chrztu. Teologia śmierci jest teologią chrztu, a teologia chrztu jest teologią śmierci” – tak w latach 70. ub. w. pisał kard. Joseph Ratzinger. Wspominam o tym nie po to, by wskazać, że to jednak on, a nie Corbon, mógł być autorem cytowanych wyżej słów. Wydaje mi się raczej, że mamy tu dwie wielkie tradycje chrześcijańskie – wschodnią, reprezentowaną przez libańskiego teologa, i zachodnią, której przedstawicielem był prefekt Kongregacji Nauki Wiary – które w tym kluczowym dla naszej wiary temacie mówią jednym głosem. Umieranie, które jako stały proces kształtuje i przenika życie, nie jest tylko naszym umieraniem, ale począwszy od chrztu, jest działaniem w nas łaski Bożej. „Cały proces umierania – pisał kard. Ratzinger – jeśli go z wiarą zaakceptujemy, jest naszym realnym i dopiero na łożu śmierci docierającym do końca przyjęciem chrztu”.