Najpoważniejszą przyczyną kryzysu, który wstrząsa Kościołem, jest „odbieranie Bogu prymatu w liturgii”.
Mam dokładny chronologiczny punkt odniesienia, ustalający moment, w którym zapragnąłem chrztu. Wydarzyło się to w orleańskiej katedrze, w Wielkim Tygodniu, przed samą Wielkanocą 1940 roku. (…) Wszedłem tam pewnego dnia – dzisiaj wiem, że to był Wielki Czwartek. Zatrzymałem się w południowym transepcie, gdzie lśniło mnóstwo ustawionych kwiatów i świateł. Zaskoczony, stałem tam przez dłuższą chwilę. Nie wiedziałem, dlaczego tam jestem ani dlaczego dzieją się we mnie te rzeczy. Nie rozumiałem znaczenia tego, co widziałem. Nie wiedziałem, jakie święto obchodzono ani co robili obecni tam ludzie, w milczeniu. Wróciłem do swojego pokoju. Nic nikomu nie powiedziałem. Nazajutrz wróciłem do katedry. Chciałem znowu zobaczyć to miejsce. Kościół był pusty. Był pusty także duchowo. Przeżyłem doświadczenie tej pustki: nie wiedziałem, że to był Wielki Piątek – opisuję tylko materialną stronę wypadków – ale właśnie w tej chwili pomyślałem: chcę być ochrzczony”. Tym młodzieńcem był Aaron Lustiger, późniejszy arcybiskup Paryża.
Opisując nawrócenie, Lustiger niewiele uwagi poświęcił ludziom. Można odnieść wrażenie, że Bóg działał nie przez wspólnotę, ale przez samą sakralną przestrzeń. To ludzie udekorowali katedrę, to oni w niej się modlili, ale w doświadczeniu chłopaka pozostają jakby na drugim planie elementów liturgii Triduum Paschalnego. To Bóg jest w centrum tego doświadczenia, a nie wspólnota. Dziś często wydaje się nam, że młodych do Kościoła przyciągnie „fajna” atmosfera we wspólnocie, nauczanie, które będzie odpowiadało na ich potrzeby, i liturgia dostosowana do ich wrażliwości. I tak katolicki „kult staje się świętem, które wspólnota wyprawia dla samej siebie i w którym szuka samopotwierdzenia”. Kardynał Ratzinger alarmował, że najpoważniejszą przyczyną kryzysu, który wstrząsa Kościołem, jest „odbieranie Bogu prymatu w liturgii”.