Łatwiej wzruszyć się, czytając czyjeś „mocne” świadectwo, niż podjąć wysiłek ku przemianie własnego serca.
Niedawno pewna wspólnota poprosiła mnie o przeczytanie zbioru świadectw. Zapoznałem się z materiałem z obowiązku, ale – przyznam szczerze – bez entuzjazmu. Nie przepadam za tego typu literaturą. Staram się rozumieć, że jest ona niektórym ludziom potrzebna i bywa pożyteczna, jednak od jakiegoś czasu dostrzegam wśród wiernych rodzaj fascynacji świadectwami, a ta może sprowadzać na manowce – zarówno czytelników, jak i autorów.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.