Nowy numer 17/2024 Archiwum

Patrząc w przyszłość

Do 15 września ma obowiązywać unijny zakaz importu z Ukrainy pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika do Bułgarii, Węgier, Polski, Rumunii i Słowacji. W tym czasie dozwolony jest ich tranzyt przez terytoria tych krajów.

Po tej dacie, jeśli Komisja Europejska nie przedłuży zakazu, Polska sama zamknie swoją granicę dla tych towarów. Zapowiedział to już premier Mateusz Morawiecki, co jego ukraiński odpowiednik Denys Szmyhal uznał za krok „nieprzyjazny i populistyczny” i wezwał do zmiany decyzji. W tej sprawie Warszawa jednak nie ustąpi, gdyż dopuszczenie do tego, aby ukraińskie zboże było sprzedawane w Polsce, a nie tylko przez nasz kraj przewożone, oznaczałoby rujnowanie polskiego rolnictwa. W sposób otwarty powiedział o tym wicepremier Jarosław Kaczyński, zapowiadając, że jeśli Komisja Europejska nie przedłuży „środków zapobiegawczych”, blokujących możliwość sprzedaży ukraińskiego zboża i artykułów spożywczych w naszym kraju, Polska jednostronną decyzją będzie kontynuować blokadę. Rząd chce bowiem uniknąć „błędu, który został popełniony na początku”, kiedy znaczna cześć ukraińskich produktów pozostała na naszym terytorium, co doprowadziło do wielkich strat poniesionych przez polskich rolników. To działanie jest racjonalne, gdyż interes polskiego rolnika rządowi w Warszawie powinien być bliższy aniżeli problemy Ukrainy. Chociaż gdyby nie zbliżające się wybory, wcale nie jestem pewien, czy w tej sprawie władze postępowałyby z podobną determinacją. Liderzy PiS jednak wiedzą, że jeśli ustąpią, przegrają najbliższe wybory. Problem w tym, że wojna trwa ponad rok, a my wspólnie z Ukrainą nie przygotowaliśmy odpowiedniej infrastruktury, umożliwiającej szybki tranzyt ukraińskiego zboża przez nasz kraj. Nad Bałtykiem miał powstać pirs zbożowy oraz sieć elewatorów – wciąż tego nie ma. Ukraina miała zmodernizować swoją kolej dostosowując ją do połączeń z Polską – nie zrobiła tego. Tymczasem istnieją obiektywne, niekorzystne dla nas uwarunkowania tej kwestii. Jak słusznie zauważył prezes Kaczyński, w konkurencji z krajem, „który ma ogromne obszary czarnoziemu i strukturę rolnictwa zupełnie inną niż nasza, pod wieloma względami efektywniejszą, po prostu nie mamy żadnych szans”. Tylko co z tej diagnozy ma wynikać na przyszłość? Jeśli Ukraina kiedyś wejdzie do Unii Europejskiej, a leży to niewątpliwie w naszym interesie, nie będzie można dalej stosować polityki blokad. Polska i Ukraina mądrze współpracujące w dziedzinie produkcji rolnej i przetwórstwa, mogą zdominować nie tylko rynki europejskie, co przywróciłoby temu obszarowi tradycyjną rolę spichlerza Europy. Wymaga to jednak dalekowzrocznej, uzgodnionej w Warszawie i Kijowie polityki rolnej, inwestycji w przetwórstwo, transport, infrastrukturę i nowe technologie oraz solidarności w negocjacjach z Brukselą. Już dzisiaj powinni takie scenariusz uzgadniać eksperci z obu krajów, aby mieć gotowe rozwiązania na czas, gdy wojna wreszcie się skończy.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy