Zapisane na później

Pobieranie listy

Dla świata sportu wojna się skończyła

W ślad za rekomendacjami MKOl kolejne federacje przywracają Rosjan i Białorusinów do międzynarodowej rywalizacji. Może to znudzenie wojną? A może tęsknota do hojnych rosyjskich sponsorów? Bo w kwestii brutalnej napaści Rosji na Ukrainę nie zmieniło się od roku nic.

Wojciech Teister

dodane 13.04.2023 19:48

W ostatnich dniach kolejne sportowe federacje przywracają Rosjan i Białorusinów po rocznej przerwie spowodowanej napaścią na Ukrainę do międzynarodowej rywalizacji. Dziś taką decyzję ogłosił World Triathlon.  W ostatnich dniach m.in. Międzynarodowa Federacja Zapaśnicza, Szermiercza i Taekwondo. Od dłuższego czasu lub nieprzerwanie Rosjanie i Białorusini bez przeszkód rywalizują m.in. w tenisie ziemnym, stołowym, boksie i kolarstwie. Umożliwienie startu wykluczonym z rywalizacji Rosjanom wydaje się być kompletnie odklejonym od rzeczywistości pomysłem, bo w ciągu 13 miesięcy od rosyjskiego ataku w tym temacie nie tylko nic się nie zmieniło, ale Rosja wręcz zaostrzyła swoją narrację i działania. W międzyczasie ujawniono dokonane na ukraińskich cywilach zbrodnie, których ofiarami nieraz zresztą padali też ukraińscy sportowcy. Logika nakazywałaby więc co najmniej podtrzymanie zakazu. A sytuacja jest dokładnie odwrotna. 

Kolejne bulwersujące decyzje dające zielone światło dla reprezentantów państw-agresorów to bezpośrednie następstwo wydanej pod koniec marca przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski rekomendacji, zgodnie z którą poszczególne federacje mają samodzielnie podejmować decyzje o przywróceniu Rosjan i Białorusinów na stadiony, maty, tory i strzelnice. Gorącym orędownikiem wielkiego powrotu jest sam szef MKOl, Niemiec, Thomas Bach. Decyzja MKOl pojawiła się w kontekście zbliżających się igrzysk w Paryżu, rozpoczyna się bowiem okres walki o indywidualne kwalifikacje olimpijskie. I chociaż sportowcy rosyjscy i białoruscy mają występować pod określonymi rygorami takimi jak neutralne barwy czy brak aktywnego popierania wojny, to trudno nie doszukać się absurdu tej sytuacji.

Przeciwko decyzji MKOl wystąpiło ponad 30 państw, wśród nich Polska. Wszystkie te kraje są krajami szeroko rozumianego Zachodu: od Europy, przez USA i Kanadę, na Australii, Nowej Zelandii, Korei Południowej i Japonii kończąc. A co z pozostałymi? Pozostałym kwestia startu Rosjan jest albo obojętna, albo wprost pożądana, jak w przypadku państw afrykańskich, które wydały wspólne oświadczenie wzywające do zdjęcia z rosyjskiego sportu wszelkich ograniczeń. Jak to możliwe? Ogromną pracę w tej sprawie wykonali w ostatnich miesiącach rosyjscy dyplomaci. O tym, jak rozkładają się głosy za i przeciw przywróceniu Rosjan na sportowe areny piszę w najnowszym numerze "Gościa Niedzielnego", w artykule "Igrzyska śmierci".

Nieco innym tematem jest podejście poszczególnych federacji i samych sportowców. Każdy kibic regularnie obserwujący rywalizację sportową mógł jeszcze przed wojną zauważyć, że w wielu dyscyplinach wśród głównych sponsorów zawodów przez długie lata zauważalne były rosyjskie koncerny państwowe. Taki choćby Gazprom wykładał potężne pieniądze na rozgrywki piłkarskich europejskich pucharów i do teraz jest głównym sponsorem Międzynarodowej Federacji Boksu. To w ogóle bardzo ciekawa organizacja, bo na jej czele stoi blisko związany z Kremlem Rosjanin, a Rosjan i Białorusinów od początku wojny nie spotkały tam nawet najmniejsze ograniczenia. W zamian na rozegranych ostatnio mistrzostwach świata kobiet rozdano rekordowe w tej dyscyplinie nagrody: złoto wyceniono na 100 tys. dolarów, srebro na 50 tys. a brąz na 25 tys. I być może właśnie tu leży odpowiedź na zagadkową woltę świata sportu. Początkowo wstyd było nie przyłączyć się do oburzenia związanego z rosyjską agresją i nie obłożyć rosyjskiego sportu sankcjami. Ale jak wiadomo prawdziwe sankcje mają cenę również dla tego, kto je nakłada. Miesiąc bez rosyjskich sponsorów to żaden problem, pół roku już bolało, ale przy zaciśniętych zębach dało się ten ból znieść. Ale skoro po roku pojawia się okazja, by "znormalizować" miejsce rosyjskich sportowców w rywalizacji, to może i niebawem otworzy się przestrzeń do "normalizacji" relacji sponsorskich? Czy to jedyna motywacja? Zapewne nie. Sprawa jest bardziej skomplikowana, na horyzoncie pojawia się też m.in. brak jakichkolwiek reakcji świata sportu wobec innych konfliktów o wojen, które dzieją się na świecie. Ale nie sposób nie dostrzec, że najszybciej i najchętniej rekomendacje MKOl realizują federacje, w których istotną rolę odgrywają rosyjscy działacze lub rosyjskie pieniądze.

Wracając do samych sportowców i rekomendacji MKOl - jak zdradziła Maja Włoszczowska, większość sportowców zasiadających w Komisji Zawodniczej MKOl była za powrotem Rosjan i Białorusinów na areny (czasem pod flagą neutralną, a czasem nie), bo ważniejsze od sprawy wojny są dla nich sprawy dopingu. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że to podejście idealistyczne, oceniające sport przez pryzmat wyłącznie sportu i postulujące czystość rywalizacji. A jednak trudno nie odnieść wrażenia, że jednym z największych uroków sportu jest właśnie to, że ma nas uczyć zasad fair-play - najpierw na boisko, a następnie w życiu. Odbieranie rywalizacji sportowej oddziaływania na życie codzienne, przymykanie oczu na to, co dzieje się zaraz za wyjściem z ringu czy linią końcową boiska sprawia, że sport traci swoją magię. Bo dzielenie radości choćby i olimpijskiego zwycięstwa z zawodnikami, którym nie przeszkadza dumnie powiewająca na stadionie flaga państwa bombardującego w tym samym czasie szkoły i szpitale, delikatnie mówiąc budzi niesmak.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, teolog. Uwielbia góry w każdej postaci, szczególnie zaś Tatry w zimowej szacie. Interesuje się historią, teologią, literaturą fantastyczną i średniowieczną oraz muzyką filmową. W wolnych chwilach tropi ślady Bilba Bagginsa w Beskidach i Tatrach. Jego obszar specjalizacji to teologia, historia, tematyka górska.

Kontakt:
wojciech.teister@gosc.pl
Więcej artykułów Wojciecha Teistera