Nowy numer 13/2024 Archiwum

Ciągle siebie oceniam

O tym, czy warto burzyć „święty spokój”, troskach biskupich i budowie Świątyni Opatrzności Bożej z abp. Kazimierzem Nyczem, metropolitą warszawskim, rozmawia Andrzej Grajewski

Abp Kazimierz Nycz - Dr teologii. W 1988 r. otrzymał sakrę, zostając biskupem pomocniczym w Krakowie. W czerwcu 2004 r. objął diecezję koszalińsko-kołobrzeską. W marcu br. został metropolitą warszawskim.

Andrzej Grajewski: Spoglądając na szczelnie wypełniony kalendarz, zastanawiam się, jak w takim kołowrocie spotkań i rozbieganiu znajduje Ksiądz Arcybiskup czas na modlitwę i kontemplację.
Abp Kazimierz Nycz: – Rzeczywiście jest z tym problem. Podobnie jak w Koszalinie, postanowiłem na początku mej pracy w nowej archidiecezji osobiście zapoznać się z każdą parafią i wszystkimi księżmi, jeśli jest ku temu okazja także z przedstawicielami świeckich, działających w parafiach. Zajmuje mi to mniej więcej 25 godzin tygodniowo. Niewiele więc czasu pozostaje mi na lekturę, pogłębioną refleksję czy modlitwę. Dlatego staram się bronić swego czasu rano, do godziny 9. Wtedy znajduję czas na modlitwę i na przemyślenie wielu spraw. To jest także czas na Eucharystię, jeśli sprawuję ją u siebie w domu. Na szczęście kończę ten etap. Po takim rozeznaniu wstępnym chciałbym – najpierw w sobie, a później w trakcie rozmów z poszczególnymi grupami – zastanowić się, jak realizować priorytety pracy w diecezji.

Nie ma jednak Ksiądz Arcybiskup wrażenia, że pewien model posługi biskupiej w naszym kraju jest trochę archaiczny. Wiele w nim elementów dworu, biskup mieszka w pałacu, czasem otacza go pompa, celebra, np. w czasie wizytacji parafialnych, dzieci mówią wierszyki. Trochę odbiega to od realiów normalnego życia.
– Sprecyzujmy, że będę mówił o własnym doświadczeniu, a więc o archidiecezji warszawskiej, której od pół roku jestem biskupem. Za ten wymiar posługi odpowiadam. Model dworski, od dwudziestu lat, gdy jestem biskupem, był mi bardzo daleki. Taką po prostu mam osobowość. Chcę być blisko ludzi. Nie chcę się od nich oddzielać, ani poprzez strój, ani jakieś inne rozbudowane formy, choćby powitań w czasie wizytacji. Robię to bardzo delikatnie, aby jednoczenie nie burzyć form, które przez pokolenia były tu pielęgnowane i także mają swoją wartość. Czasem zaskakuję księży i parafian nawet sposobem przyjazdu na wizytacje, rozpoczęciem bierzmowania czy ubieraniem się w zakrystii, zwyczajnie, jak wszyscy księża. Moje mieszkanie jest otwarte dla wszystkich. Nie separuję się od nikogo. Mam nadzieję, że to się nie zmieni. Nie zbiskupieję. Trzeba ciągle dokonywać oceny siebie. Być może jednak pewne elementy sprawowania posługi biskupa wymagają namysłu, a może i zmiany. Dla mnie najważniejsze jest, aby nowe było podejście do spraw duszpasterskich. Chodzi o to, aby nie ugrzęznąć w koleinie duszpasterskich przyzwyczajeń, które były dobre na wiek XX, ale mogą nie być przydatne na wiek XXI.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy