Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Przed ingresem

O sile i słabościach Kościoła w Polsce, katechezie i biskupim stylu z arcybiskupem Kazimierzem Nyczem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz

Abp Kazimierz Nycz - ur. w 1950 r. w Starej Wsi koło Oświęcimia. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1973 r. W wieku 38 lat został biskupem pomocniczym w Krakowie. Od 2004 r. był biskupem diecezjalnym koszalińsko-kołobrzeskim. Jest przewodniczącym Komisji Episkopatu Polski do spraw Wychowania. Benedykt XVI mianował go 3 marca br. arcybiskupem metropolitą warszawskim.

Ks. Tomasz Jaklewicz: Na meczu Legii z Wisłą za kim Ksiądz Arcybiskup będzie kibicował?
Abp Kazimierz Nycz: – Jestem kibicem emocjonalnie wychłodzonym. W Krakowie nie miałem wyraźnego typu, Wisły czy Cracovii, więc w skali ogólnopolskiej też nie będę miał problemu, choć jakieś nutki nostalgii będą się pewnie odzywać. Ukryta w podtekście aluzja do napięcia między Warszawą a Krakowem nie powinna odgrywać żadnej roli. Myślę raczej o wzbogaceniu się mojej osobowości jednym i drugim środowiskiem.

Ksiądz Arcybiskup zapowiedział, że ingres będzie miał skromną formę.
– To będzie normalna Msza św. z Niedzieli Palmowej w katedrze, przed którą nastąpi przejęcie archidiecezji przewidziane prawem kanonicznym. Nie zapraszałem ani specjalnych gości, ani biskupów, którzy mają w tym dniu Msze św. z młodzieżą w swoich diecezjach. Uważam, że Wielki Tydzień i cały kontekst tego wydarzenia jest taki, że wymaga takiego prostego podejścia. Nie jest to czas na „Hosanna”, ale na spokojne wejście w posługiwanie w archidiecezji.

Wielu duchownych, mówiąc o Kościele, często używa słowa „jeszcze”. Mówią np.: „Kościoły w Polsce są jeszcze pełne” albo „Przecież jeszcze mamy powołania kapłańskie”. Czy to słowo „jeszcze” nie jest oznaką jakiegoś lęku?
– Tak, to słowo „jeszcze” ja również słyszę. Przed rokiem 1989 wielu ludzi mówiło „zobaczycie, co będzie, jak przyjdzie wolność i dobrobyt”. Pytano, czy katolicyzm w Polsce wytrzyma próbę czasu. Część tego dzisiejszego „jeszcze” jest odreagowaniem na tamte, zbyt pesymistyczne, prognozy. Nie spełniły się najgorsze scenariusze. W mierzalnych parametrach religijności nie ma jakiejś katastrofalnej zapaści. Ludzie z Zachodu, którzy poznali polską religijność, mówią: dziękujcie Bogu, że macie od czego zaczynać, że ludzie przychodzą, że jest co pogłębiać. Największym skarbem w polskim Kościele jest duży kapitał ludzki w parafiach. Jeżeli zacznie się pracować nad pogłębianiem religijności masowej przez pracę z elitami, to jest nadzieja. To, co mnie najbardziej niepokoi w stwierdzeniach „mamy jeszcze pełne kościoły”, to podejście, że jakoś to będzie, to przekonanie, że pewne prawidła procesów laicyzacji, które idą przez Europę, nas nie dotyczą. Rzecz w tym, aby nie siać pesymizmu, ale i nie przymykać oczu na zjawiska niepokojące, na to, co budzi pytania.

A jakie zjawiska w Kościele mogą budzić niepokój?
– Chodzi głównie o młode pokolenie, które ma problem z akceptacją prawd wiary Kościoła. Jeszcze gorzej jest w dziedzinie moralności. Daje znać o sobie relatywizm, subiektywizm, postmodernistyczne tworzenie sobie zasad, zamiast odczytywania zasad danych przez Boga. To jest niepokojące.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy