Nowy numer 18/2024 Archiwum

Papież cierpiących - Rozmowa z Piotrem Adamczykiem

Edward Kabiesz: Co było najważniejsze w budowaniu roli Jana Pawła II i co najtrudniejsze?

Piotr Adamczyk: – Najtrudniej było podjąć samą decyzję o zagraniu. Spotkało mnie wszak niezwykłe wyzwanie, niezwykłe zwłaszcza dla młodego aktora. Grając Jana Pawła II wiedziałem, że będę poddawany porównaniu – niemożliwemu do spełnienia. Dlatego w filmie nie chodziło nam o to, by nakręcić kolejny dokument. Ale o to, by namalować portret, który nam Ojca Świętego przypomni. Przekazać wzruszenia, emocje – „dotknąć” jego niezwykłej osobowości.

Do tego dochodziło aktorstwo techniczne. Mając 33 lata, musiałem być wiarygodny jako 80-latek. I to we wszystkich etapach rozwoju choroby Parkinsona. Bardzo pomogło mi spotkanie z prezesem Stowarzyszenia Parkinsoników – Jerzym Łukaszewiczem. Tak naprawdę starałem się podejść do roli z każdej strony. Czytałem książki, napisane przez Ojca Świętego encykliki, spotykałem się z jego przyjaciółmi i bliskimi współpracownikami...

Dość trudne były sceny, w których ukazujemy Papieża prywatnie. Tak naprawdę nie wiemy, jak wyglądało jego codzienne życie. Tam kamer i reporterów nie wpuszczano. Ale najtrudniejsza była decyzja o ukazaniu jego ludzkiego cierpienia. Agonii. Ten wybór reżysera jest niezwykle odważny. Musiałem się też poddawać skomplikowanej charakteryzacji...

Były trzy etapy postarzania. W pierwszym – gdy Papież był tuż po konklawe – grałem jeszcze własną twarzą. Tyle że była naciągana i nakładano na nią tzw. starą skórę – ze zmarszczkami. Do tego miałem codziennie goloną głowę. Po bokach zostawał tylko wianuszek siwych włosów, na które nakładano peruki.

W ostatnim etapie, gdy Papież był już u schyłku życia, na twarz naklejano mi aż siedemnaście kawałków silikonu. Fakt, że maska była w kawałkach, pozwalał na mimikę. Charakteryzacja trwała codziennie sześć godzin. Wstawałem o 4.30 rano. A gdy już „założyłem twarz”, nie mogłem jeść – bo wszystko by się rozpadło. Aby głos brzmiał naturalnie „chropowato”, starałem się też przed zdjęciami w ogóle nie mówić.

Czy zagranie postaci Jana Pawła II zmieniło w jakiś sposób Pana stosunek do życia i ludzi?
– Tak. Trudno określić, w jakim stopniu. Doświadczenia zawsze zmieniają, a to było dla mnie najważniejsze. Nie tylko dla aktora, ale przede wszystkim dla człowieka. Ta rola była próbą dotknięcia pewnej tajemnicy, próbą zrozumienia przemijania. Czuję się dojrzalszy.

Czy nie obawia się Pan, że jeżeli wystąpi w roli, która rozmija się z oczekiwaniami odbiorcy, rozczaruje Pan widza?
– Takie myślenie bardzo ogranicza. Aktor musi mieć różne twarze. Chodzi tylko o to, by były wiarygodne. Zresztą telewizja zawsze może przypomnieć jakiś film sprzed lat – a parę ról negatywnych już zagrałem. Na przykład lekarza Śmierć, „łowcę skór”, który zarabia pieniądze, wstrzykując swoim ofiarom pavulon. Widzowie mogą mnie też pamiętać jako negatywnego bohatera w serialu „Na dobre i na złe”. Mam świadomość, że role powinienem dobierać – i część propozycji odrzucam. Ale mam też nadzieję, że rola Jana Pawła II nie jest końcem mojej zawodowej drogi. Że to tylko kolejne „skrzyżowanie”.

Czy ogromna popularność, której Pan doświadcza, rzutuje na karierę zawodową? Na przykład czy otrzymuje Pan nowe propozycje?
– Ostatnio zostałem zaangażowany do filmu „Testosteron”, gdzie zagrałem rolę komediową. W Teatrze Narodowym – we „Władzy” – wcielam się z kolei w Ludwika XIV. Młodego króla, który myśli głównie o balecie i kobietach... Występuję w Teatrze Współczesnym w sztuce „Namiętna kobieta”. Podstawiałem też głos pod żyrafę – w filmie animowanym „Madagaskar”... Odrzucam tylko role w produkcjach czysto komercyjnych. I takich, które przekłamują historię.

Co trudniej przetrwać? Sukces czy porażkę?
– Już w ognisku teatralnym słyszałem powiedzenie, które powtarzała pani Machulska: „Sukces jest początkiem klęski, a klęska początkiem sukcesu”. Co jest ważniejsze? Myślę, że i porażka, i sukces nas wzmacnia. Czasami sukces okazuje się trudniejszy.

Dlaczego tak niewielu aktorów czy ludzi kina wypowiada się na temat wiary, stosunku do Boga? Natomiast w różnego rodzaju talk-show mówią o wszystkim.
– Może dlatego, że wiara jest tak indywidualną sprawą każdego człowieka. Bardzo sobie cenię jej intymność. A to, że jedni chętnie opowiadają o sprawach prywatnych, a inni wolą prywatność zachować dla siebie… Każdy czyni własny wybór, który musimy szanować.

Piotr Adamczyk ur. 21 III 1972, aktor, na scenie zadebiutował w 1997, popularność przyniosła mu rola Chopina w filmie „Chopin – pragnienie miłości”. W filmowej biografii Jana Pawła II zagrał postać papieża na każdym etapie życia, jako młodego człowieka i jako 80-latka

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza