Trybunał Konstytucyjny uznał, że wliczanie ocen z religii do średniej nie narusza konstytucji. Przy tej okazji w mediach powtórzono kilka tzw. oczywistych stwierdzeń… które z prawdą nie mają nic wspólnego.
* Mit 3. Oceny z religii to nieporozumienie, bo nie można oceniać wiary
Nie można oceniać wiary. To hasło pojawiało się jak mantra na ustach działaczy. Wygłaszał je w telewizji nawet tak inteligentny działacz lewicy jak poseł Ryszard Kalisz. Oczywiście, że nie można oceniać wiary. Katecheta jako człowiek wierzący nie wchodzi w kompetencje Pana Boga. Katecheza w szkole ma za zadanie przede wszystkim przekazać wiedzę religijną (wiadomości na temat Biblii, podstawy teologii, zasady moralne, liturgia Kościoła, historia chrześcijaństwa itd.). Oczywiście, że ta wiedza ma prowadzić ucznia do wiary, jest zaproszeniem do określonych postaw religijnych i etycznych wyborów itd. Ale przecież każdy przedmiot w szkole ma cel dydaktyczny (czegoś uczy) i cel wychowawczy (zaprasza do określonych postaw). Wszystkie kościelne instrukcje dotyczące katechezy mówią bardzo jasno: katecheta ma oceniać wiedzę religijną i aktywność ucznia na lekcji. Podręczniki metodyczne podają szczegółowe kryteria oceniania, czyli precyzują wymagania dla uzyskania poszczególnych stopni i poziomów nauczania. Teologia jest przecież przedmiotem akademickim, jest wykładana na państwowych uniwersytetach. Studenci mają indeksy, zbierają punkty i oceny, zaliczają kolokwia, zdają egzaminy, piszą magisteria, bronią doktoratów. Nauczyciele akademiccy uzyskują tytuły naukowe. Przecież nie na podstawie swojej wiary, tylko wiedzy. Religia nie jest tylko wiedzą, to jasne. Ale jest również wiedzą. Ta wiedza jest niezbędna do rozumienia europejskiej kultury. Chrześcijaństwo jest „językiem”, bez którego nie zrozumie się 90 procent dzieł sztuki, muzyki, architektury. Solidna katecheza wprowadza ucznia nie tylko w wiarę Kościoła, ale pomaga mu rozumieć naszą cywilizację.
* Mit 4. Władze szkoły nie mogą się wtrącać do katechezy
Raz jeszcze komentarz dziennikarki „Wyborczej”: „Szkoły i świadectwa są pod kontrolą państwa. Nauka religii – nie. Gdyby zapytać w szkole, czy na religii ocenia się wiarę, czy wiedzę – dyrektor odpowie: Nic mi do tego! (…) Nawet dobór i ocena nauczycieli katechetów pozostaje poza szkolną i państwową jurysdykcją. Mimo że to państwo płaci za ich pracę”. To są półprawdy. Katecheci, jak wszyscy nauczyciele, muszą posiadać wykształcenie pedagogiczne oraz merytoryczne w zakresie swojego przedmiotu. Owszem, muszą otrzymać kościelny dokument, który potwierdza, że mają kompetencję nauczania religii w imieniu wspólnoty Kościoła. Ale katecheci taż podlegają nadzorowi dyrekcji szkoły i władz oświatowych. Dyrektor lub wizytator z kuratorium mogą sprawdzać i oceniać pracę katechety pod kątem formalno-metodycznym. Dyrektor musi co 3 lata oceniać pracę katechety, tak jak każdego nauczyciela. Zawsze może hospitować jego zajęcia. Dyrektor nie ingeruje w merytoryczną stronę katechezy. Każda szkoła ma własny system oceniania. Katecheta musi przedstawić dyrekcji nie tylko rozkład materiału, ale także kryteria oceniania uczniów. Dyrektor czuwa, by nie było tu nadużyć, i interweniuje w sytuacjach konfliktowych. Kościelni wizytatorzy działają zawsze w porozumieniu z dyrekcjami szkół. Czy katecheza szkolna spełnia oczekiwania rodziców, uczniów, szkół i samego Kościoła? To osobny temat, tak samo jak pytanie, czy szkoła spełnia te oczekiwania. W interesie dzieci i młodzieży jest współdziałanie rodziców, szkoły i Kościoła – podstawowych środowisk wychowawczych. Owocem takiego współdziałania jest uczenie od dziecka szacunku zarówno dla religii, jak i poglądów ateistycznych. Ale jeśli ktoś w religii jako takiej widzi zagrożenie, to każdą formę jej obecności w sferze społecznej będzie traktował jako zamach na demokrację. Czyżby demokracja, państwo, szkoła były przestrzeniami zastrzeżonymi tylko dla ateistów?
oceń artykuł
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się