Nowy numer 15/2024 Archiwum

Odcinanie pępowiny

Kiedy osiągamy jakiś poziom istnienia zbyt szybko, na skróty, wtedy ujawnia się w nas żądza lub zachłanność bestii. Na wszystkich drogach życia na tym świecie potrzebna jest cierpliwość.

Bóg każdemu z nas dał matkę, by była pierwszą osobą na tym świecie, okazującą nam serce. Może dlatego, że ona właśnie nosiła nas pod sercem? Matka wychowuje, chroni, karmi, pieści, uczy słów, nosi na rękach, troszczy się i leczy, otacza ochronnym murem ramion. Jest pierwszym etapem miłości Boga do nas.
Nie zawsze jednak jest tak, jak chciał Bóg. Dla niektórych dzieci, macierzyństwo jest doświadczeniem nie tyle bezpieczeństwa, lecz nadtroskliwości lub zawłaszczenia.

Zdarza się, że matka potrzebuje dziecka bardziej niż dziecko matki i wykorzystuje je, by zabezpieczyć się emocjonalnie. Niekiedy matka nie ma nikogo innego, kto by ją kochał. Wtedy potrzebuje dziecka, by wymuszać miłość, zamiast nią obdarowywać. Matka może stać się boginią kontrolującą życie dziecka i zmuszającą je do realizowania jej ambicji i oczekiwań. Dziecko zaczyna odczuwać, że absolutnie nie może się z nią porozumieć. Matka im bliżej jest niego, tym odleglejsza dla niego się staje. Mimo dorosłego wieku syna lub córki ciągle traktuje ich jak dziecko, które bez niej by zginęło.

Wmawia mu, że rozumie je lepiej niż ono samo siebie. Obwinia, gdy nie spełnia jej życzeń, oczekiwań, ambicji, potrzeb. Rywalizuje ze współmałżonkiem i stara się wypchnąć go ze sfery wychowania, by roztoczyć swą władzę nad wnukami. Nie liczy się z wyborami czy przekonaniami córki lub syna. Kiedy wreszcie ktoś chce się usamodzielnić, odgrywa rolę opuszczonej i skrzywdzonej, aby dziecko zrezygnowało dla niej ze swego życiowego powołania. Przez całe życie, trzeba przed nią ukrywać prawdę i udawać kogoś, kogo ona chce kreować. W ten sposób nie pozwala dorosnąć swojemu dziecku. Na takim etapie uwiązania syn lub córka ma już ogromne problemy z osobowością, idzie do psychiatry albo łapie się na marzeniach o samobójstwie.

Eliasz, by tchnąć nowe życie w syna wdowy z Sarepty, odebrał go z łona matki i zakrył swoim ciałem, ocienił własną, ojcowską osobowością, przez którą Duch Ojca niebieskiego wskrzesił dziecko. Musiało być jednak przerwanie tej zwyrodniałej więzi, jaka istniała dotychczas między tą kobietą a jej synem. W takim układzie można mówić o emocjonalnym kazirodztwie. Słowa straszne, ale coraz częściej się potwierdzające w społeczeństwie. Jezus zatrzymał pochód ludzi wiodący jedynaka na cmentarz i, słowem Boga, wskrzesił go. W jego życiu, które finiszowało się drogą na cmentarz, musiał pojawić się ktoś, kto zatrzymał ten kierunek toczenia się losu.

Nie wiemy nic o relacjach między nim a jego matką, ale ten kondukt może mieć znaczenie symboliczne. Bywają takie odniesienia między matką a dzieckiem, które wiodą tylko na cmentarz, choć wydają się być karawaną nadtroskliwości. Celem życia nie jest ani bycie częścią życia matki, ani jej idolem, tylko, jak mówi Paweł w lekcji drugiej, objawienie się życia Syna Bożego w naszym życiu. Jezus musi objawić się w moim życiu i to jest jedyny cel.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy