Nowy numer 13/2024 Archiwum

Niezrównane traktowanie

Myśl wyrachowana: Ludzie są równo traktowani i lepiej żeby to zrozumieli, zanim trafią przed Sąd Ostateczny.

Awantura wokół minister Radziszewskiej musiała wybuchnąć. Nie po to wymyślono urząd do spraw równego traktowania, żeby szefowała mu jakaś katoliczka. Katolicy z zasady nie potrafią równo traktować, co zauważyli już rzymscy cesarze. Tak prosili: „Wierzcie sobie w waszego Boga, ale równo traktujcie też naszych. Złóżcie ofiarę Jowiszowi, pokłońcie się Junonie, boskiemu cesarzowi rzućcie parę ziarenek kadzidła i wszyscy będą zadowoleni”. A oni tylko to swoje „nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Jeśli ktoś taki nadaje się na świecznik, to chyba tylko w charakterze pochodni. Nie żeby osoba wyznania katolickiego w ogóle nie mogła piastować i zasiadać. Może, ale musi być otwarta. Katolicy otwarci to ludzie tak otwarci na inaczej myślących, że myślą tak jak oni. Krzyż też im przeszkadza, poczęty człowiek to dla nich także brzuch kobiety. Ewangelia to również dla nich zbiór niezobowiązujących bajek, a Bóg to też niejasna idea. Elżbieta Radziszewska najwyraźniej nie jest katoliczką otwartą, dlatego będzie tak długo atakowana, aż na jej miejscu pojawi się ktoś właściwy. Czyli ktoś, kto postępowe dogmaty ma w małym palcu, prawo naturalne w nosie, a przekonania większości w… uchu.

Wypowiedź pani minister o tym, że szkoła katolicka ma prawo odmówić zdeklarowanej lesbijce pracy, nie jest całkiem precyzyjna. Szkoła katolicka ma OBOWIĄZEK to zrobić. Szkoła katolicka to przede wszystkim świadectwo życia nauczycieli, a dopiero potem świadectwo z paskiem. Katolicyzm prawdziwy (a nie „otwarty”), to zgodność myśli ze słowami, słów z czynami, a czynów z nauką Kościoła, czyli Chrystusa. A Chrystus jasno powiedział o gorszycielu dzieci: „Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych” (Łk 17,2).

Szkoła, która odmawia zatrudnienia osobie o poglądach grzesznych (nie bójmy się tego słowa), chroni dzieci przed duchową pedofilią. To zresztą dotyczy nie tylko szkół katolickich, lecz wszystkich. Wszyscy musimy oprzeć się terrorowi grupki szaleńców, którzy uparli się wysłać nasze dzieci do piekła. Jeśli szkoła jest publiczna, to nie znaczy, że wolno z niej robić dom publiczny. To są nasze szkoły, a my w większości jesteśmy katolikami. Więc ma być tak, jak my chcemy. To my, rodzice, dyktujemy warunki. Jeśli jakiś nauczyciel deprawuje nam dzieci, powinien natychmiast wylecieć z pracy. Mamy dość instrumentów, żeby do tego doprowadzić, musimy tylko być świadomi, kto tu rządzi i kto dla kogo pracuje. Jeśli ktoś sobie wyobraża, że katolik to nabożna klucha, to pora, żeby go wyprowadzić z błędu. Jeśli nauczyciel gardzi przekonaniami większości, trzeba go wysłać do szkoły wyznaniowej z religią neutralno-światopoglądową. Tam nie ma katechetów, tam się czci pustą ścianę, dzieciom rozdaje się kondomy, zachwala masturbację i „rodziny” z dwoma tatusiami. Tam uczą tylko zdeklarowani geje i lesbijki. Co? Że takiej szkoły w Polsce nie ma? No właśnie – bo nikt takiej nie chce.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy