Nowy numer 17/2024 Archiwum

Anioł z zamkniętymi oczami

Dzieci utracone podczas ciąży były tu tylko przez mgnienie. Ich życie jak mydlana bańka albo balonik odleciało do góry.

Październik to miesiąc, w którym wspominają je nie tylko bliscy, zaznaczając, że są dla nich tak ważne jak dzieci żyjące. I nie ma znaczenia, że były wśród nas tak krótko. Nie przez przypadek od dwóch lat Stowarzyszenie Rodziców po Poronieniu obchodzi Dzień Dziecka Utraconego, puszczając w niebo w parkach i na placach kolorowe baloniki, mydlane bańki i rozdając ciasteczka. Bo dla rodziców życie ich maluszków, mimo że tak ulotne, było też słodkie i radosne. W tym roku w październiku takie spotkania odbyły się już po raz trzeci w Warszawie, Olsztynie, Poznaniu. „Balonikowe” pikniki jako forma świętowania pamięci najbliższych utraconych to prawdziwe novum w naszym kraju.

– Kiedy dwa lata temu organizowaliśmy je po raz pierwszy, spotykaliśmy się z przeróżnymi reakcjami – wspomina Monika Nagórko, szefowa stowarzyszenia. – Ci, którzy o inicjatywie tylko słyszeli, mieli mieszane uczucia. Bo z jednej strony: żałoba, śmierć, a z drugiej: radość z przebywania razem. Za to uczestnicy spotkań mówili o przyjaznej atmosferze, towarzyszącej puszczaniu baloników. Niektórzy wreszcie mogli zwyczajnie porozmawiać z innymi o swojej stracie. – Jakaś dziewczyna, która wróciła z Irlandii i stamtąd znała tę tradycję, a sama urodziła martwe maleństwo, przyszła, żeby tu znaleźć wsparcie – opowiada Monika Haglauer, organizatorka Dnia Dziecka Utraconego w Poznaniu. Bo po poronieniu nic nie jest takie samo. – Śmierć dziecka zmienia, już zawsze będę inną mamą, kobietą, człowiekiem – wylicza Monika Nagórko, która ma dwójkę aniołków w niebie.

Zmazane dwie kreski
Kiedy umiera dziecko nienarodzone, trudno przeżyć po nim żałobę. Otoczenie zwykle udaje, że nic się nie stało. Przecież maleństwo jeszcze nie chodziło, nie leżało w łóżeczku, nie dotykało zabawek – to tak, jakby nie zostawiło swojego miejsca na ziemi. A naprawdę zostało nie tylko w pamięci mamy i taty, ale i najbliższych. – Kiedy ktoś nas pyta, ile mamy dzieci, a my odpowiadamy, że oprócz żyjących są dwa aniołki, to rozmówcy zwykle ucinają temat – opowiada Monika Nagórko. – A przecież jak zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, to nie mogę mówić, że nie miałam dziecka, i liczyć kolejne urodzone z pominięciem tego, które odeszło. Właśnie się cieszy, że na 10. rocznicę ślubu dostała największy prezent – dwie kreski na teście. Ale po dwóch wcześniejszych stratach nie było łatwo. – Dziecka nie kocha się dopiero w 40. tygodniu ciąży, ale o wiele wcześniej, nawet przed poczęciem – przekonuje. – Dlatego wolałabym usłyszeć: „Wyobrażam sobie, jakie to trudne”, albo „Jestem z tobą”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy