Nowy numer 18/2024 Archiwum

Bitwa o Ratusz

Prezydent miasta posiada więcej realnej władzy i samodzielności niż poseł w sejmie, a nawet minister w rządzie. Dlaczego zatem wybory samorządowe nie angażują nas tak bardzo jak parlamentarne?

Wystarczy spojrzeć na frekwencję. W 2006 roku niecałe 40 proc. uprawnionych wzięło udział w II turze wyborów władz lokalnych. O dwa punkty procentowe mniej niż w 1990 roku, kiedy to odbyły się pierwsze wybory samorządowe. Ale jednocześnie więcej niż w II turze 2002 roku. Wtedy w ponownym głosowaniu na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast wzięło udział zaledwie 35 proc. obywateli.

Gdzie się robi politykę?
Chociaż z frekwencją w Polsce w ogóle nie jest najlepiej, to jednak wybory do parlamentu gromadzą przy urnach nieco większą liczbę Polaków. W 2007 roku na przykład ponad 53 proc. z nas wybierało posłów i senatorów, choć trzeba przyznać, że w 2005 roku było to tylko 40,5 proc., niemal jak w samorządowych rok później. Tyle dane Państwowej Komisji Wyborczej. Frekwencja to jednak niejedyny wskaźnik naszego zainteresowania poszczególnymi wyborami. Nawet nie ruszając się z domu w niedzielę wyborczą, z pewnością lepiej rozpoznajemy twarze i nazwiska posłów z ul. Wiejskiej niż prezydenta własnego miasta, o członkach rady gminy nie mówiąc (może lepiej wygląda sprawa z rozpoznawalnością wójtów w mniejszych gminach). Polaków nocne rozmowy też częściej polegają na wygrażaniu „tym z Warszawy” niż na debacie o lokalnym podwórku. I z jednej strony to dobrze, że interesuje nas tzw. wielka polityka. Z drugiej jednak strony powstaje pytanie, na ile sprawdziła się idea reformy samorządowej, której istotą było oddanie części władzy społecznościom lokalnym. I jaka jest rzeczywista władza lokalnych włodarzy. W pierwszym odcinku naszych rozważań o samorządzie skupimy się tylko na prezydentach miast.

Nie ma mocnych
Przekonanie o dobrych stronach reformy samorządowej mają z pewnością sami zainteresowani. Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia od 2002 roku, mówił nawet niedawno w jednej ze stacji radiowych, że jego władza jest właściwie większa niż niejednego ministra. Minister kiwnie palcem nie w tę stronę, co trzeba, i już może zostać zdymisjonowany. Jego losy są zależne od premiera lub parlamentu, który może przegłosować wotum nieufności dla całego rządu lub konkretnego ministra. Co też nieraz miało miejsce. A prezydent miasta? Ma niesamowicie silny mandat: jest wybierany – jak prezydent Polski – w wyborach bezpośrednich. Z funkcji nie może go odwołać nawet rada miejska. Tylko mieszkańcy w referendum mają prawo przerwać kadencję prezydenta (podobnie jak burmistrza i wójta).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny