Próba wody

W tym roku mija 25 lat od powodzi tysiąclecia. Tragedia, jakiej doświadczył wówczas Wrocław, stała się kanwą serialu „Wielka woda” (Netflix), powszechnie chwalonego, sporadycznie krytykowanego.

Piotr Legutko

|

20.10.2022 00:00 GN 42/2022 Otwarte

dodane 20.10.2022 00:00

Pochwała należy się niewątpliwie za sam wybór tematu. Kataklizmy, zwłaszcza te prawdziwe, zawsze znajdują odbicie w kulturze masowej, a serial jest dziś formą najpopularniejszą. Powódź z 1997 roku dotąd nie doczekała się fabularnej opowieści, a przecież było to doświadczenie tragiczne i traumatyczne. Mało tego, z badań socjologów wynika, że także formacyjne. Okazuje się, że tamte wydarzenia zbudowały tożsamość mieszkańców regionu i zweryfikowały ich relacje. Wspólna walka z żywiołem obudziła w ludziach faktyczne poczucie wspólnoty.

Plusy serialu to przede wszystkim sprawność warsztatowa, dobrze napisany scenariusz, umiejętnie budowana dramaturgia, efektowne zdjęcia. Wadą, niestety dość zasadniczą, jest minięcie się z prawdą o czasie i ludziach. Choć ujęcia realizowane ćwierć wieku po kataklizmie zostały idealnie „sklejone” z archiwalnymi obrazami powodzi, bohaterowie wyglądają, jakby trafili tu z innego serialu Netflixa. Są papierowi, przewidywalni, a w przypadku żołnierzy, polityków i urzędników – wręcz karykaturalni. Tak dziś są te role pisane niestety w większości seriali, bez względu na miejsce akcji. Zwykle jednak – w każdej z tych grup zawodowych – pojawia się jakaś postać pozytywna. W „Wielkiej wodzie” trudno się takiej doszukać. Także wśród mieszkańców Wrocławia, a zwłaszcza serialowych Kęt, wsi, która broni się przed wysadzeniem wałów (takie sceny faktycznie rozgrywały się w Łanach).

Po dwóch tygodniach obecności na globalnej platformie „Wielką wodę” obejrzało już ponad 10 milionów widzów na całym świecie. Reżyser Jan Holoubek, pytany o źródła sukcesu, potwierdził: „Chcieliśmy stworzyć uniwersalną opowieść o sile wspólnoty i rodziny w obliczu katastrofy”. Co do rodziny – zgoda. Wątki osobiste głównych bohaterów zostały napisane w sposób przejmujący, bez względu na szerokość geograficzną. Kataklizm stał dla nich „próbą wody”, katharsis, przełomem. Zgodnie zresztą ze schematem dobrego filmu katastroficznego. Ale co do siły wspólnoty – można się spierać. Jakoś nie rzuca się w oczy. Jeśli już, to w obronie własnego dobytku. Za dużo w serialu łatwych grepsów o „wsiokach” i „trepach”, nabijania się z prostych ludzi, za mało o mocy, jaka się wówczas w nich objawiła, znanej nam choćby ze świetnych reportaży dokumentujących przykłady wzajemnej pomocy, wsparcia i współpracy. Kataklizm przyniósł ogromne zniszczenia materialne, ale nie złamał mieszkańców Wrocławia (i całej południowej Polski). Jako wspólnota przeszliśmy pozytywnie próbę wody. Wiemy to – ale nie z serialu „Wielka woda”. •

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Legutko

Zapisane na później

Pobieranie listy