Nowy numer 13/2024 Archiwum

Wszystkie barwy "Śląska"

Z zamku w Koszęcinie, położonego w malowniczym parku, wyjeżdża tir, za nim jeszcze jedna ciężarówka i dwa autobusy pełne artystów. To znak, że "Śląsk" wyrusza na koncert.

Zamknijcie koło! Ukłon, odejście. Panowie od wyrzutu, wziąć materac – komendy Jana Czachlewskiego są krótkie i precyzyjne. W ten sposób kierownik baletu panuje nad grupą, w której każdy ma do wyćwiczenia inny element tańca. Ktoś przysiada, ktoś wyskakuje w górę, ktoś tańczy w parze, ktoś inny obraca się sam. Początkowo wszystko sprawia wrażenie wielkiego chaosu, ale nagle zapada cisza. Niektórzy, jakby jeszcze rozpędzeni, przypominają sobie pojedyncze ruchy. Potem i oni zatrzymują się. Wtedy odzywa się muzyka. „Hej, bystra woda!” – słyszymy z głośników. I nagle te pozornie niespójne elementy zaczynają układać się w harmonijną całość. Spódnice pań wirują, a panowie stukają laskami o podłogę. Chciałoby się jeszcze popatrzeć na ten spektakl, ale już przechodzimy do drugiej sali, w której ćwiczy chór i orkiestra.

Scena kłamstwa nie znosi
A tu… „Ave Maria”! Totalna zmiana nastroju. – Mięciutko, mięciutko, modlimy się, błagamy… – instruuje śpiewaków dyrygent Krzysztof Dziewięcki. Na twarzach wokalistów maluje się skupienie. – Prawie codziennie gramy inny program – wyjaśnia dyrektor artystyczny „Śląska” Jerzy Wójcik. – Wczoraj europejski, dziś ludowy, za parę dni sakralny. W sumie jest ich szesnaście. Dla muzyków i tancerzy to dobrze, bo się rozwijają. Ta wszechstronność to, obok profesjonalizmu, nasz główny atut w czasach wolnego rynku. W Heidelbergu zażyczyli sobie koncert ludowo-narodowy i do tego „Requiem” Mozarta. Odpowiadamy: nie ma sprawy. W Holandii chcieli program złożony z kolęd polskich, niemieckich i holenderskich. My na to: żaden problem – uśmiecha się dyrektor.

Wójcik umie wczuć się w sytuację swoich podopiecznych, bo sam był tancerzem. W „Śląsku” tańczył od samego początku, czyli od 1953 roku. Po siedmiu latach porwało go „Mazowsze”, ale powrócił do zespołu wraz z prof. Stanisławem Hadyną w 1990 roku i został jego zastępcą. – Był dla mnie jak ojciec – wspomina Jerzy Wójcik. – W ogóle jesteśmy tu jak jedna wielka rodzina. Jak trzeba, to karci się od razu, ale też chwali od razu. Ludzie przychodzą do mnie, opowiadają o swoich problemach życiowych. A jednocześnie są bardzo chętni do pracy. Nigdy nie mówią, że są zmęczeni. Widać, że muzyka i taniec to ich pasja. Publiczność też to dostrzega i nagradza oklaskami. Bo scena kłamstwa nie znosi. Możesz się mylić, ale masz się bawić, cieszyć z tego, że tańczysz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Szymon Babuchowski

Kierownik działu „Kultura”

Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Przez cztery lata pracował jako nauczyciel języka polskiego, w „Gościu” jest od 2004 roku. Poeta, autor pięciu tomów wierszy. Dwa ostatnie były nominowane do Orfeusza – Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego, a „Jak daleko” został dodatkowo uhonorowany Orfeuszem Czytelników. Laureat Nagrody Fundacji im. ks. Janusza St. Pasierba, stypendysta Fundacji Grazella im. Anny Siemieńskiej. Tłumaczony na język hiszpański, francuski, serbski, chorwacki, czarnogórski, czeski i słoweński. W latach 2008-2016 prowadził dział poetycki w magazynie „44/ Czterdzieści i Cztery”. Wraz z zespołem Dobre Ludzie nagrał płyty: Łagodne przejście (2015) i Dalej (2019). Jest też pomysłodawcą i współautorem zbioru reportaży z Ameryki Południowej „Kościół na końcu świata” oraz autorem wywiadu rzeki z Natalią Niemen „Niebo będzie później”. Jego wiersze i teksty śpiewają m.in. Natalia Niemen i Stanisław Soyka.

Kontakt:
szymon.babuchowski@gosc.pl
Więcej artykułów Szymona Babuchowskiego