Nowy numer 17/2024 Archiwum

Na kolędę po wiarę

Myśl: Najlepszy rozmówca to ten, który potrafi słuchać. Na dobry początek

O kolędzie piszę co roku. Bynajmniej nie dlatego, że jest to moje ulubione zajęcie. Przeciwnie – te trzy tygodnie są dla mnie ciężarem i nieomal przerwą w życiorysie. Nie żebym czuł niechęć do Parafian (duża litera jako wyraz szacunku). Ale codzienne 7 godzin rozmów powoduje taki zamęt w głowie, że wieczorem nie wiem, w którą stronę mam do domu. Bieda w tym, że nie potrafię rozmawiać, nie słuchając. To byłby świetny mechanizm obronny. Ale nie jest. Dlatego zdarza mi się westchnąć: gdybym przed 45 laty wiedział, co to kolęda, to bym księdzem nie został. Trudno, w każdym zawodzie są jakieś niedogodności.

Następnego dnia idę więc dalej. I każdego następnego dnia bywam nieodmiennie zaskoczony tym, jak uroczyście parafianie czekają na swego proboszcza. To nie to samo, gdy wpadnę do kogoś przy innej okazji, coś załatwić, czy o coś zapytać – choćbym wtedy nawet posiedział dłużej. Bo w kolędowych odwiedzinach jest jakiś inny duch. Nie na darmo, gdy wchodzę do każdego mieszkania, wypowiadam słowa Jezusa: „Gdzie dwaj albo trzej są zebrani w imię moje...”, a ministranci gromko dopowiadają: „Tam i ja jestem pośród nich!”. A skoro w czasie kolędy spełnia się Jezusowa obietnica obecności, to nie mogę się od kolędy wykręcać. I nie widzę sposobu, by jakoś zmienić ten męczący obyczaj.

W kolędzie tkwi pewien szczegół. Dla niektórych drażliwy. Dla niektórych księży, niektórych parafian, dla niektórych biskupów także. Ofiara kolędowa, czyli pieniądze. Po latach księżowskiego życia widzę, w czym tkwi drażliwość sprawy. Otóż nie w przyjmowaniu datku, lecz w sposobie obracania parafialnym pieniądzem. A poza tym, jeśli ofiary kolędowe to tylko co dziesiąta złotówka parafialnego przychodu (tak jest w mojej parafii), wypada zachować podobną proporcję w komentowaniu. Zatem – ani słowa więcej.

Jest jeszcze jeden kolędowy temat. Treść rozmów. Najlepszy rozmówca to ten, który potrafi słuchać. Wiem też na pewno, że w kilkuminutowej rozmowie nie nawrócę nikogo, nie odwiodę od złej drogi, nie przekonam ani do gorliwszego udziału w religijnym życiu, ani nie zmienię jego moralnych zapatrywań. Kiedyś uważałem inaczej. Nawracałem. I nie nawróciłem nikogo. Na stare lata wiem, że ważniejsze jest świadectwo radości, spokoju wiary, nadziei, na którą parafianie czekają. Jeśli ja na coś czekam w czasie kolędowych odwiedzin, to dokładnie na to samo – na świadectwo wiary parafian. Bo to nieprawda, że przepływ tego świadectwa jest jednokierunkowy, „od góry do dołu” – od księdza, od biskupa czy od papieża. Pamiętacie, jak Jan Paweł II nieraz podkreślał, że jego wiara karmi się wiarą ludu i z niej wyrasta? Może więc warto iść na kolędę właśnie po wiarę?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej