Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Rój diabełków i czeska spowiedź

Trzeba być tam, gdzie głód i oczekiwanie Boga jeszcze nie całkiem zgasły. I nie zabierać się za nawracanie. Pan działa w ukryciu.

To już dobrze po świętach. A sprawa świąteczna i międzynarodowa. Bo u nas, na pograniczu, wszystko o tę kategorię zahacza. Panie ze stowarzyszenia Sami Sobie z mojej parafii od jakiegoś czasu są w kontakcie, więcej, we współpracy ze stowarzyszeniem Přátelé Vrbenska – czyli Przyjaciele Wierzbieńska. Tym razem, było to w grudniu, wzięły czynny udział w przygotowaniu rodzinnej imprezy w czeskim Vrbnie.

Nazwa przydługa, przytoczę ją po polsku: „Europejskie święta, czartowskie i mikołajowe zabawy roju dzieci, uczta ze świniobicia”. Nie kręć nosem, doczytaj do końca. Byłem tam, w garniturze z koloratką. Jako zaproszony ksiądz. Europejskie – także dlatego, że organizatorzy wyciągnęli nieco pieniędzy z któregoś europejskiego funduszu. Czartowskie – dlatego, że dzieci w maskach i z rogami diabełków.

Zresztą – nie tylko dzieci. Gdy mnie publicznie zapytano, czym różni się polski diabeł od czeskiego, odpowiedziałem, że nasz diabeł jest zwykle smutny. Ale... Kilka osób, gości z Polski, przyszło do mnie z pytaniem: „Proszę księdza, dlaczego same diabełki? Aniołków nie ma?”. Hm... Nie chcę wyciągać z tego żadnych wniosków, ale pytających było kilka osób i nie ja zwróciłem na to uwagę pierwszy. Muszę jednak przyznać, że wszyscy świetnie się bawili. Dzieci, młodzież i dorośli. Taki starszy diabeł, a raczej miła diablica krążyła wśród gości z dużą butelką śliwowicy.

Tam, gdzie młodsi – nie szła. Kto chciał – temu nalała mały kieliszeczek i zmykała dalej. Kto podziękował – nie był nagabywany. I to mi się podobało. Co ja tam robiłem? Po prostu byłem. Kręciłem się, robiłem zdjęcia, obdzielałem dobrym polskim i czeskim słowem. Służyłem jako tłumacz. Aliści... Jeszcze latem, po którejś z moich tam odwiedzin, dowiedziałem się, że ktoś z czeskich organizatorów znowu, chyba od dzieciństwa, na Mszę poszedł.

Tym razem ktoś inny mi powiedział: „Ja kiedyś do was w niedzielę przyjadę”. Zapraszam! A jeszcze inny tak trochę niepewnie o spowiedzi wspomniał. „Jestem straszny grzesznik”. Odpowiedziałem: Bóg większy od naszych grzechów. Skwapliwie przytaknął. Trudno w otoczeniu roju diabełków do konfesjonału siadać, ale czeska spowiedź to mi nie nowina. Tylko trzeba być tam, gdzie głód i oczekiwanie Boga jeszcze nie całkiem zgasły. I nie zabierać się za nawracanie. Pan działa w ukryciu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej