Nowy numer 17/2024 Archiwum

Hosanna! Hosanna!

Staram się być cierpliwy, gdy malcy po swojemu w liturgię się „włączają”. Nawet gdy są to „zajęcia ruchowe”

Trwa Msza św. Składam na ołtarzu chleb i wino. Przed moimi oczyma baraszkuje dwuletni Lucek. Coś tam niezbyt głośno pokrzykuje. Wędruje obok ławek. W pewnym momencie ponad śpiewem usłyszałem: „Hosanna!! Hosanna!!!”. To wywołało filmową reakcję mojej pamięci. W wyobraźni zobaczyłem i usłyszałem scenkę sprzed wielu lat. Na rogu ulicy, obserwowałem to z okna naszego mieszkania, na krawężniku siedziało dwóch chłopczyków. Razem mieli chyba 10 lat. Dobiegały mnie słowa, których nie tylko w „Gościu” powtarzać nie wypada. I wcale nie były to dwa najczęściej słyszane pod budką z piwem słówka. Chłopaczki miały dobrą szkołę i bogaty repertuar. Tak jak najwyraźniej dobrą szkołę ma i Lucek – tyle że kierunek nauki jego szkoły zgoła inny. Kiedy indziej usiłował śpiewać „Ciebie prosiiimy!!”, ale to było zbyt trudne i mu nie wychodziło. Staram się być cierpliwy, gdy malcy po swojemu w liturgię się „włączają”.

Nawet gdy są to „zajęcia ruchowe”. Zwykle mi się udaje, choć nieraz dziecko przeszkadza. Anielska cierpliwość młodych mam i tatusiów mobilizuje mnie. Latem przez otwarte główne drzwi widzę innych tatusiów i mamusie. To z wózkiem, to z pociechą za rączkę. Tam dzieci też baraszkują. Co pokrzykują – nie wiem, monitoringu nie mam. To prawda, że za drzwiami mniej przeszkadzają innym. To prawda, że rodzice mają spokój. Ale podejrzewam, że głębiej tkwi jeszcze inna przyczyna. Dorosłym za drzwiami świątyni jest po prostu wygodniej. Pójście „do kościoła” staje się częścią spaceru. Wysiłku to większego nie wymaga, a przy okazji spełniony został niedzielny obowiązek. Grzechu w tym dopatrzyć się nie można. Ale mądrej pedagogiki też nie. A malec rośnie i drzwi kościoła uczy się oglądać od zewnątrz.

I to mu prawdopodobnie zostanie. Po kilku latach nie będzie rozumiał, dlaczego ksiądz sprzed kościoła prowadzi go do wnętrza. A po kolejnych latach zostawi za rogiem stos niedopałków albo opróżnioną półlitrówkę za brzozę wetknie (z życia wzięte).Wiem, że upraszczam. W życiu nie ma tak prostych i klarownych powiązań. Ale i tak z większym przekonaniem patrzę na wysiłki tych rodziców, którzy bliżej ołtarza i ambony usiłują swoje pociechy formować. Jak najwcześniej. Nawet przed urodzeniem się dziecka. Może i o tym warto kiedyś napisać, bo i tu obserwowałem doświadczenia niektórych matek.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej