Nowy numer 17/2024 Archiwum

Szansa na sukces

Dobre wskaźniki gospodarcze nie są żadnym wielkim sukcesem rządu, a zaledwie szansą na sukces. Pod warunkiem, że politycy nie przegapią szansy i właśnie teraz wezmą się ostro do pracy.

Gdyby wierzyć statystykom, Polska to kraj coraz bogatszych ludzi. Opublikowane przez GUS dane nie pozostawiają wątpliwości: spadło bezrobocie (z 17,9 do 15,7 proc.), wzrosło zatrudnienie (o 3,3 proc.) i realne płace (o 5,6 proc.). Produkt Krajowy Brutto zaś, czyli roczny dochód na głowę mieszkańca, może w 2006 roku wzrosnąć nawet o 5,5 proc., co – jak zapewnia minister finansów – byłoby wynikiem doskonałym. Tylko zwykli obywatele słysząc, jak rząd w Warszawie ogłasza gospodarczy sukces, patrzą po sobie i pytają: ale skoro jest tak dobrze, to czemu jest aż tak źle?

W życiu jest gorzej, niż mówią w telewizorze, bo, drodzy państwo, statystyki trzeba umieć czytać. Jak mówił Fryderyk Nietzsche – kontekst jest wszystkim. Wyrwane z niego „gołe” cyferki można z łatwością źle zinterpretować (na przykład na potrzeby kampanii wyborczej).

Sukcesy na papierze
Z punktu widzenia statystyki, rzeczywiście mamy wzrost: w 2006 roku gospodarce udało się sprzedać więcej towarów i usług niż w roku poprzednim. Z punktu widzenia obywatela wzrostu nie ma. Owszem Kowalski zarobił w tym roku więcej, ale zysk zjadły mu rosnące ceny i podatki. Efekt? Poziom życia Kowalskiego obniża się, mimo że pensja (na papierze) jest coraz wyższa. Ta zależność nazywa się siłą nabywczą pieniądza: ekonomiści wiedzą, że nie ten ma lepiej, kto więcej zarabia, ale ten, kto za swoją pensję może więcej kupić. Amerykanin za przeciętną pensję może kupić 46 tys. litrów paliwa, Niemiec ponad 23 tys., Anglik – 38 tys., Polak – tylko 525 litrów.

Za miesięczną pensję Polak kupi trzy razy mniej niż Francuz, Niemiec, Anglik i mieszkaniec Luksemburga, a 1,7 razy mniej niż Hiszpan. Niewiele słabiej, ale jednak słabiej wypadamy także w porównaniu z Czechami i Węgrami. A siła nabywcza złotego ciągle się zmniejsza – w tym samym czasie, kiedy realne płace wzrosły o 5,6 proc., ceny paliw, które przekładają się na wzrost cen żywności i usług – poszły w górę o 4,6 proc. W rankingu jakości życia, odzwierciedlającym poziom życia obywateli stu jedenastu krajów świata, Polska zajmuje 48 miejsce, za Panamą i Urugwajem!

Politycy koalicji chwalą się malejącym bezrobociem, ale nie mówią, że ono także spadło wyłącznie na papierze – między innymi dlatego, że z Polski za pracą wyemigrowały niemal 2 mln osób. Żeby uzyskać prawdziwy obraz bezrobocia, trzeba zestawić oficjalne dane (wspomniany już wzrost zatrudnienia o 3,3 proc.) z gigantyczną, rosnącą z roku na rok, szarą strefą. Obywateli, którzy nie płacą podatków od wyprodukowanych przez siebie dóbr i usług, przybywa trzy razy szybciej niż tych, którzy podejmują legalną pracę. Według oficjalnych szacunków GUS, na czarno pracuje co dziesiąty Polak, zdaniem niezależnych ekspertów – nawet co trzeci. Wartość polskiej szarej strefy ocenia się na 133 miliardy złotych, co oznacza, że podatki, jakie mógłby z niej ściągnąć fiskus (30,5 mld zł) pokryłyby w całości dziurę budżetową. Dla Kowalskiego korzyści z pracy w szarej strefie są oczywiste: pensje rosną tam nie tylko na papierze, ale także w rzeczywistości (pracodawcy nie płacą ogromnych składek na niewydolny ZUS), portfel staje się grubszy, a za każdą kolejną wypłatę można kupić coraz więcej. Jednym słowem, życie jest lepsze – i to nie tylko na wykresach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy